— Kane, chcę tu grupę milicji. Trochę łuczników i pikinierów, żeby obsadzić umocnienia. McGibbon, Herzer, ściągnijcie swoich. Zobaczymy, czy uda się nam jeszcze raz go wykołować.
— Wyślę część ludzi do wznoszenia osłoniętych korytarzy — dodał Kane. — W ten sposób, jeśli tamci zrobią przerwę na noc, obrońcy, niepostrzeżenie, będą mogli się wycofać z parapetu, co przynajmniej pozwoli ich spokojnie nakarmić.
— Dobry pomysł — zgodził się Edmund.
— Serż, musisz wracać do miasta. Poradzimy tu sobie z Herzerem. — Chciałbym, żebyś usztywnił trochę milicję.
— To jak używanie bata do usztywnienia galarety — wymamrotał Serż. — Proszę o pozwolenie na pozostanie, sir.
— Odmawiam. Skoro Kane jest tutaj, ty musisz pojechać tam.
— Tak jest, sir — odpowiedział beznamiętnie podoficer.
— Bierzmy się do dzieła.
ROZDZIAŁ CZTERDZIESTY PIERWSZY
Sheida spotkała się z Ishtar w rzeczywistości wirtualnej, używając projekcji, a nie awatara, wezwanie od koleżanki sugerowało powagę sytuacji. Nie zawracała sobie głowy dostrajaniem wirtualnego otoczenia, więc otaczała ją bezkształtna, szara równina rozciągająca się w nieskończoność. Ponieważ jednak nie istniała w rzeczywistości, nie miała też granic do osiągnięcia.
— Wyśledziłam, na ile byłam w stanie, członków rady grupy terraformacyjnej — oświadczyła Ishtar zaraz po pojawieniu się Sheidy. — Jedynym żyjącym, którego udało mi się namierzyć, jest Dionys McCanoc. Tak jak sugerowałaś, kilku z nich zginęło tuż po Upadku, i żadnego nie spotkał wypadek. Wszyscy zostali zamordowani.
— Jeśli gra się o taką stawkę, człowiek nie zawraca sobie głowy wypadkami — stwierdziła Sheida. — A jeśli on zginie, cała moc zostanie wycofana?
— Do czasu, aż można będzie skontaktować się z quorum udziałowców, albo ich spadkobierców, i zorganizować głosowanie — potwierdziła Ishtar.
— I w tej chwili pozwala Chansie przejąć swoje pełnomocnictwo? — zdziwiła się Sheida. — Czemu?
— Członkom Rady nie wolno uczestniczyć w radach nadzorczych — z cierpkim uśmiechem wyjaśniła Ishtar. — Wolno im doradzać w zakresie spożytkowania energii, ale nie mogą bezpośrednio jej przejmować, więc muszą używać pośrednika. Chansa, czy ktokolwiek, kto kontroluje grupę terraformacyjną.
— Podobnie jak my. Ale czemu u diabła on sam nie używa energii?
— Tego nie wiem — przyznała Ishtar. — Jedyne, co mi przychodzi do głowy to fakt, że nie zdaje sobie sprawy, że może. Bo skoro dysponuje całą tą energią, dlaczego miałby się ograniczać do pozycji króla bandytów? Mógłby wygrać całą tę wojnę!
— Brak wiedzy bardzo pasuje do McCanoca — oceniła Sheida. — Uważa się za geniusza, ale tak naprawdę jest tylko przebiegły i ma skłonność do powierzchowności. Wie, że może dystrybuować energię, ale nie, że może jej używać i to teraz. Prawdopodobnie istnieje jakaś ściśle określona komenda, którą musiałby wydać, żeby móc czerpać energię na własny użytek. A co do tego, dlaczego stylizuje się na bandytę, to proste. Nim właśnie chce być. To taki rodzaj człowieka, który lubuje się w bezpośredniej kontroli nad innymi, zmuszaniu ludzi wokół siebie do życia w strachu i niepewności. To jego główny cel istnienia, terroryzować ludzi, żeby widział, jak się go boją. Kocha niszczyć, nie tworzyć. Posiadanie władzy powyżej tego poziomu to już dla niego nie to samo. A więc prawdopodobnie z Chansą maj ą taką umowę, że ten ostatni pozwala mu uganiać się po okolicy i bawić siew złego, w krwawego najeźdźcę, a „przy okazji, może ustanowisz mnie swoim pełnomocnikiem systemu projektu terraformacyjnego, bo inaczej Matka będzie ci cały czas zawracać głowę raportami”, czy coś takiego.
— Tak — wyszeptała Ishtar. — Ale co możemy z tym zrobić?
— Nie jestem pewna — przyznała Sheida. — Muszę się dowiedzieć, gdzie jest. Ostatnio, kiedy o nim słyszałam, kierował się… O cholera!
— Co?
— Kierował się do Raven’s Mill — wyszeptała Sheida. — Niech to szlag!
— Co w tym takiego złego? To znaczy, może je zdobyć, ale Sheida, wiem, że masz tam przyjaciół, ale…
— Pieprzyć to — stwierdziła Sheida, zastanawiając się gorączkowo. — Nie ma szans. Walczy z Edmundem. A ten będzie chciał osadzić jego głowę na włóczni. Zaraz po tym, jak Daneh obetnie mu jaja!
— Jestem pewna, że Chansa dał mu ochronę…
— Nie obchodzi mnie, co zrobił Chansa! On nie pokona Edmunda, ręczę za to! Muszę iść! — Po tych słowach zniknęła.
Daneh zajmowała się ostatnimi szczegółami przygotowań do bitwy, kiedy pojawiła się Sheida. Rachel wraz z kilkoma pielęgniarkami przygotowały lazaret polowy bliżej fortyfikacji, ale zdecydowano, że najcięższe przypadki będą odsyłane do miasta wozami ciągniętymi przez konie, a Daneh była zdeterminowana dać im najlepszą możliwą opiekę. Wyciągała z wrzątku zestaw narzędzi chirurgicznych, kiedy w powietrzu nad kotłem pojawiła się Sheida.
— Daneh, gdzie jest Edmund? — ostro spytała jej siostra. Choć raz zdawała sienie mieć ze sobą projekcji jaszczurki.
— Gdzieś tam, walczy z McCanokiem — cierpko poinformowała ją Daneh. — Bez żadnej pomocy z twojej strony, mogłabym dodać.
— On nie może go zabić! — oświadczyła Sheida. — To bardzo ważne!
— Co to ma znaczyć, że nie może go zabić? — gniewnie spytała Daneh. — Czy wiesz, co on robi? Co zrobił mnie! — dodała, wskazując na swój brzuch.
— Tak wiem — z napięciem odpowiedziała jej siostra. — Nie ważne. Później wyjaśnię. Gdzie jest Edmund?
— W górę drogi — odparła Daneh. — Przy zboczu Bellevue.
— Ruszaj tam najszybciej, jak możesz — oświadczyła Sheida.
— Sheida, jestem tu zajęta!
— Nie ważne! — krzyknęła jej siostra, podejmując decyzję. Wyciągnęła rękę, dotykając Daneh i obie nagle pojawiły się w obozie za linią obrony. Ta część jej umysłu, która zawsze obserwowała poziom energii dostrzegła jej niewielki spadek oraz wpływ, jaki wywarło to na ich obronę przed ciągłymi atakami ze strony przeciwnika. Jedna z tarcz energetycznych elektrowni fuzyjnych zamigotała od nagłego spadku mocy, ale wytrzymała.
— Cześć, Sheida — odezwał się Edmund, podnosząc wzrok znad schematu obrony. — Miło cię widzieć, Daneh — dodał z ukłonem.
— Nie możesz zabić McCanoca — oświadczyła Sheida.
— Dziękuję za opinię — spokojnie odpowiedział Edmund. — Ale musisz mi wybaczyć, że ją zignoruję.
— Wysłuchaj mnie! — prychnęła projekcja. — To bardzo ważne. Odkryliśmy, skąd Paul czerpie całą swoją dodatkową energię i to właśnie McCanoc. — Następnie wyjaśniła problem i potrząsnęła głową. — Jeśli byśmy go złapali, mogli byśmy zmusić do zmiany pełnomocnika. To dałoby nam energię. W tej chwili powstrzymujemy ich pomimo różnicy mocy. Nie używają jej mądrze. Jeśli ją dostaniemy, prawdopodobnie będziemy mogli zakończyć tę przeklętą wojnę!