Выбрать главу

Herzer żałował, że nie widzi twarzy Dionysa, był pewien, że tamten jest o włos od zawału. Głos miał ochrypły i brzmiał prawie tak, jakby płakał.

— Zapłacisz mi za to, Edmundzie Talbocie! — wrzasnął, waląc swoją tarczą o tarczę Edmunda i uderzając mieczem. Edmund z niemal pogardliwą łatwością sparował oba ataki i odbił w bok klingę miecza swoim toporem. Herzer zauważył, że o ile McCanoc był wyraźnie zmęczony, Edmund wyglądał równie świeżo, jak na początku pojedynku.

— I cóż to za powrót — westchnął Talbot, szykując swój młot. — Wiesz, czemu nie przejmuję się, kiedy ludzie obrażają mnie pod imieniem Edmunda?

— Nie — odpowiedział Dionys, podchodząc do przodu tak, by czarna chmura otoczyła kowala. — I nie obchodzi mnie to. Zamierzam cię zabić.

— Ponieważ to nie jest moje imię — łagodnie odpowiedział Talbot. — To imię mojego brata, który zginął w Anarchii. Udał się tam jak wielu młodych ludzi próbujących znaleźć w tym świecie prawdziwą rywalizację. I podobnie jak większość padł ofiarą anarchii, od której pochodzi nazwa i zginął w jakiejś bezsensownej potyczce. Wtedy jeszcze tego nie wiedziałem, więc udałem się tam za nim. Całe lata zajęło mi odkrycie jego losu. Lata, w trakcie których, szukając brata, znalazłem coś, co uznałem za swoje przeznaczenie.

Jego głos był teraz lodowaty i twardy i nawet McCanoc znieruchomiał, ujęty jakąś niezrozumiałą dla siebie głębią ukrytą pod prostymi słowami kowala.

— Mam na imię Karol — wypowiedział w końcu Talbot, i równocześnie otoczył go błękitny blask, który w błyskach srebra rozproszył czarną chmurę. — A ty, Dionys, przekonasz się teraz, czemu nazywają mnie MŁOTEM!

Młot wyskoczył do przodu szybciej, niż można było nadążyć wzrokiem, szybciej nawet niż błyskawiczne cięcia Bast, i Dionys został odrzucony w tył w fontannie iskier. Jego tarcza została strzaskana, więc odrzucił ją z krzykiem, chwytając się za bolącą rękę.

— Chciałeś zostać królem Anarchii, tak? — powiedział Talbot, przechwytując dzikie uderzenie Dionysa na swoją tarczę i odbijając klingę siłową, jakby był to powiew wiatru. — Chciałeś zniszczyć całą moją pracę, tak? — kontynuował, uderzając młotem w ramię Dionysa i odrzucając go w tył w kolejnej eksplozji iskier. — Chciałeś zdobyć moje miasto, tak? — zapytał, uderzając w ramię McCanoca trzymające miecz w chwili, gdy tamten zamachnął się do kolejnego uderzenia. lecz odleciał w dal, a Talbot niepowstrzymanie postąpił do przodu, przycinając znacznie większego wojownika do ściany. — Zgwałciłeś moją żonę, tak? — powiedział Edmund z furią w głosie, na co Dionys pochylił głowę i rzucił się i niego. — Chciałeś zabić ją jak psa, jak zabiłeś mojego bratał Edmund bez wysiłku odsunął się na bok i przy akompaniamencie kolejnej fontanny błękitnych iskier umieścił młot z tyłu hełmu McCanoca, co wywołało dźwięk jak uderzenie w dzwon. Postać w czarnej zbroi padła rozciągnięta na ziemię, a Edmund uniósł swój młot do śmiertelnego ciosu.

— Nie wydaje mi się.

— Edmund! — zawołała z góry Sheida. Nad polem bitwy pociemniało nagle, gdy przeleciało nad nim skrzydło wywern z jeźdźcami uzbrojonymi w kopie i wylądowało na wzgórzu. — Nie! — Zsiadła z wierzchowca i popędziła w j« stronę, gorączkowo wymachując rękami, a przed nią leciała jej jaszczurka. — Niech to szlag, nawet gdybyśmy go nie potrzebowali, nie możesz go zabić w taki sposób!

Na jednej z wywern siedział Harry, który wykonał sardoniczny salut Edmundowi, po czym skrzydło wystartowało, odlatując w dół doliny. Orkowie faktycznie zaczęli formować tam szyki do kolejnego szturmu, ale gdy nadleciały w ich stronę smoki, rozpierzchli się w okamgnieniu między drzewami. Wywerny poleciały dalej doliną, a z oddali dobiegły odgłosy paniki przerażonych zwierząt taboru.

Edmund przesunął dłoń na trzonku młota i gniewnie spojrzał na członkini) Rady. W końcu ukłonił się uprzejmie, a potem ponownie podniósł młot w gór i spuścił go na krzyż Dionysa, zamiast na jego głowę.

— Dobrze — warknął. — Ale nigdy nie powiedziałem, że pozwolę znów mu chodzić. Albo użyć fiuta.

Sheida gniewnie potrząsnęła głową i ostrożnie zsunęła się ze zbocza, biegając do McCanoca. Gdy się zbliżyła, uniosła dłoń i na chwilę znieruchomiała w skupieniu, aż czarna chmura opadła i rozproszyła się w cienką warstewkę pyłu. Następnie przesunęła dłonią nad plecami McCanoca, kierując wzrok do wnętrza, po czym zerwała się na nogi.

— To było bardzo precyzyjnie wymierzone uderzenie — powiedziała, patrząc na Edmunda.

— Faktycznie, prawda? — zgodził się. — A jeśli to naprawisz, wszystkie umowy stracą ważność. — Odwrócił się do Herzera i potrząsnął głową na widok jego dłoni oraz grupę powalonych Panów Krwi. — Przepraszam za to. Chyba powinienem był wysłać was, żebyście załatwili orków. Nikt nie jest doskonały.

Do powalonej postaci podszedł Lazur i obwąchał ciało warcząc gniewni Następnie odwrócił się i tylnymi łapami kopnął ziemię na ciało, co jego zdaniem stanowiło jedyny sposób na potraktowanie pokonanego przeciwnika. I następnie prychnął i odszedł. Nadszedł czas na znalezienie czegoś do jędze i zwinięcie siew słońcu.

ROZDZIAŁ CZTERDZIESTY TRZECI

McCanoc odbił się od niewidzialnych ścian swego więzienia i prychnął wściekle na dwie kobiety.

— Napraw mnie! — zażądał ze swego miejsca na ziemi. Wyleczono wszystkie jego rany oprócz jednej, a teraz nie był w stanie sięgnąć wyżej niż pozycja siedząca, którą mógł osiągnąć przez podciągnięcie się na rękach. Znów uderzył pięściami o pole siłowe i wrzasnął.

— NAPRAW MNIE!

— Trudna sprawa — jadowicie stwierdziła Daneh. — Dużo uszkodzeń.

— Wiesz co, Dionys — z uśmiechem odezwała się Sheida — mam propozycję. Jeśli przekażesz nam pełnomocnictwa do Projektu Terraformacji Wolfa, zastanowię się nad tym. A jeśli tego nie zrobisz, oddam cię Edmundowi.

— Och, nie — powiedziała Daneh, z błyskiem w oku podtrzymując swój brzuch. — Dasz go mnie. Wiem dokładnie, gdzie znajdują się wszystkie zakończenia nerwowe. I jak utrzymać go przy życiu przez długi czas, nawet po tym, jak zostaną… uszkodzone.

— Nie zrobiłabyś tego — zaprzeczył McCanoc, a potem głośno przełknął ślinę. — Jesteś lekarzem!

— Albo, jeśli dasz mi trochę energii, zmienię go w kobietę — kontynuowała Daneh. — Złapaliśmy sporą liczbę jego orków. A oni są okropnie znudzeni.

— Mam pomysł — oznajmiła Sheida. — Może pójdziemy się zastanowić nad innymi rzeczami, które możemy z nim zrobić, a Dionys zastanowi się, nad czym my będziemy myślały. I nad naszą propozycją. Która oferuje mu przeżycie pełnego, naturalnego czasu życia. To wszystko.