Выбрать главу

Absolutnie, pod warunkiem, że będziesz je sprzedawał każdemu, kto będzie miał pieniądze — zgodził się Talbot z niezwykłym uśmieszkiem. — Stanowimy tylko małą placówkę cywilizacji na świecie popadającym w barbarzyństwo. Historycznie rzecz biorąc, to barbarzyńcy wygrywają. Ale nie dojdzie do tego, jak długo ja tu rządzę.

— Dobra, będziemy ci robić broń i zbroje. Tylko właściwie ich użyj — powiedziała Suwisa.

— Hej — wtrącił się Phil. — Z brązu berylowego da się wykonać lepsze łuczysko! To oznacza, że można dostać prawie równie dobrego kopa z lekkiej kuszy, jak z długiego łuku. I prawie taką samą siłę ognia.

— A czy wiesz, jak odlewać brąz berylowy? — zapytał Edmund. — Nie.

— No cóż, ja tak. Ale nie zamierzam spędzić całego czasu na wytapianiu łuczysk do kusz, jasne?

— Jasne — ze śmiechem zgodził się Phil.

— A skoro mowa o wytopach — dodał — jest ktoś, kogo powinniście poznać.

* * *

— Nie wiedziałam, że przyjaźnisz się z jakąś SI. — Suwisa wytarła twarz z powodu gorąca panującego w kuźni. — Witaj, Carborundum.

— No cóż, nie wiesz o mnie wielu rzeczy — odpowiedział Edmund. — Jak leci, bezduszny przyjacielu?

— Cholernie zimno — poskarżył się Carborundum. — A Sieć jest dogłębnie i definitywnie spieprzona. Twoja przyjaciółka Sheida i Paul umieścili blokady praktycznie na wszystkim.

— Trochę brakuje nam w tej chwili węgla, przyjacielu — mruknął Talbot, po czym mimo wszystko nabrał pełną szuflę i wrzucił w żar. Starł z dłoni czarny Pył i wzruszył ramionami. — Wypalamy w tej chwili sporą porcje węgla drzewnego, ale to trwa, a wilgoć wcale w tym nie pomaga.

— Lystra mówi, że w tym regionie już tylko kilka dni — dodał Carb. — I przykro mi, ale wciąż nie wiem nic na temat Rachel i Daneh. Wróżki przekazują informacje między ludźmi podróżującymi w głuszy, ale nie potrafią odróżniać indywidualnych ludzi. Zdecydowanie w chwili Upadku obie były w domu. A skrzat domowy mówi, że odeszły. Ale to wszystko, co wiem. Niektóre Sl zrobiły się naprawdę niekomunikatywne, a inne przeszły na stronę Paula, przeważnie uznając, że ma większe szansę na wygranie. Bezpośredni dostęp do Sieci jest w tej chwili praktycznie niemożliwy.

— Dziękuję, Carb. Wysłałem też Toma, żeby ich poszukał.

— W każdym razie powiem ci, jeśli dowiem się czegoś nowego.

— Jeszcze raz dziękuję. Ale mam powód, żeby przedstawić ci Suwisę. Obawiam się, że będę coraz bardziej pochłonięty tą sprawą z burmistrzowaniem, a ona przejmie kowalstwo i produkcję broni. Więc zapewne nie będę cię zbyt często widywał.

— Przykro mi to słyszeć — zmartwił się Carb. — Szczerze. Wiem, że jesteś zajęty, ale nie przesadzaj.

— Postaram się. Choć mam nadzieję, że przypadniecie sobie z Suwisą do gustu.

— Och, mam mnóstwo wprawy w dopasowywaniu do siebie nowych kowali — zamruczał Carb ze śmiechem przypominającym trzaskanie dwu stalowych płyt.

— A ja jestem przyzwyczajona do starych mistrzów — odparła Suwisa. — Zdaje się, że wspominałeś o potrzebie węgla drzewnego?

— Arrrrgh! Edmund, wracaj!

— Bawcie się dobrze. — Talbot odwrócił się do wyjścia. — I, Suwisa, niedługo będziesz musiała się spotkać ze swoją klasą.

— Zrobię to, kiedy już przedyskutujemy sprawy z Carborundem.

— Jak myślisz, kiedy wróci Tom? — zapytał Phil, kiedy wyszli z powrotem na deszcz.

— Przypuszczam, że za dzień lub dwa.

— I wtedy będziesz wiedział?

— Phil, może się nigdy nie dowiem — cicho odpowiedział Edmund.

ROZDZIAŁ DWUNASTY

Herzer zatrzymał się i potrząsnął głową w geście dezaprobaty na widok rozciągającej się przed nim panoramy. W stosunkowo niedalekiej przeszłości ten obszar lasu musiał doświadczyć pożaru. Sądząc po wyglądzie kilku najbliższych drzew nie dalej niż rok, najdalej półtora roku temu. Spalony teren, przynajmniej kilka akrów, pokrywały teraz gęste pnącza zaczynające właśnie budzić się po zimowym śnie. W krajobrazie przeważał brąz, ale rozświetlony zielonymi liśćmi. Pnącza przerastały również przez całą szerokość ścieżki.

— Cóż to u diabła jest? — wymamrotał Herzer, a Rachel podeszła i wyminęła go.

— Kudzi! — krzyknęła, ruszając przed siebie. Podbiegła do jednego z zieleniejących się obszarów i zaczęła grzebać w pnączach. — Tak! I już owocuje! — zawołała, zrywając mały, niebieskawy owoc o owalnym kształcie i wrzucając go do ust.

Herzer podszedł do kępy, znalazł owoc i po chwili wahania ostrożnie ugryzł kawałek. Po czym wsadził resztę do ust i zaczął gorączkowo szukać następnych. Owoc okazał się być absolutną eksplozją smaku, coś między winogronem i truskawką. Był niebieski, więc chłopak wiedział, że musiał stanowić produkt inżynierii genetycznej i dziękował nieznanemu geniuszowi, który stworzył go w jakiejś odległej przeszłości. Kiedy zebrał już garść owoców, pomyślał o czymś jeszcze poza umieszczaniem ich w swoich ustach i zamiast tego zaniósł je Daneh.

— — Proszę, potrzebuje ich pani bardziej niż ja — powiedział. Gdzieś w trakcie Pożaru albo tuż po nim przewróciło się duże drzewo kasztanowe, a sterczące korzenie utrzymywały pień nad ziemią. Powstało w ten sposób idealne jednoosobowe schronienie. Herzer skierował lekarkę pod drzewo i znalazł kawałek suchej kory, na którym mogła usiąść. Od incydentu przy moście maszerowali już prawie cały dzień i kobieta z każdą chwilą wyglądała na coraz bardziej wy-czerpaną. Bał się, czy nie doszło do jakichś uszkodzeń wewnętrznych, ale gdy-by tak się stało, nie miał pojęcia, co mógłby dla niej zrobić. Owoce przynajmniej dostarczą jej cukru i płynów.

— Dziękuję — odparła Daneh głosem pozbawionym jakiejkolwiek intonacji. Ugryzła jeden z owoców i usiadła w schronieniu.

— Nic pani nie będzie?

— Poradę sobie — odpowiedziała ostro. — Naprawdę, nic mi nie jest, Herzer. A co z tobą? Jakieś drgawki?

— Tylko z głodu — zażartował. — Ale to pomaga. Co to właściwie jest?

— Zostało to wyprowadzone z trującego chwastu nazywanego kudzu — wyjaśniła Daneh, gryząc kolejny kęs. — Kiedyś był bardzo rozpowszechniony w całym wschodnim Norau, wyrastał wszędzie tam, gdzie w lokalnym ekosystemie doszło do jakichś zakłóceń, a w tamtych czasach było tak praktycznie wszędzie. Gdzieś pod koniec dwudziestego pierwszego wieku jakiś badacz wypuścił kontrolowanego retrowirusa, który zmodyfikował to do kudzi. Owoc stanowi krzyżówkę genową między kiwi i śliwką: skórka śliwki i miąższ kiwi. W każdym razie z tego się to wywodzi. I podobnie jak kudzu wyrasta wszędzie tam, gdzie doszło do jakichś zakłóceń, na przykład w wyniku pożaru albo wycinki drzew, strasznie przeszkadza w rolnictwie.

— No cóż, tak się zastanawiam — powiedział Herzer. — Z całym tym jedzeniem, moglibyśmy pomyśleć o zatrzymaniu się. Jestem pewien, że są daleko za nami.

— Nie, musimy iść dalej — odrzekła z zaciętym wyrazem twarzy. — Powinniśmy dotrzeć do drogi.

— Dobrze, jeśli pani nalega. Ale warto by zatrzymać się chociaż na chwilę i zebrać trochę tych owoców. W ten sposób będziemy mieć dość jedzenia, żeby przebyć resztę drogi.

— Dobrze. — Kiwnęła głową i ugryzła kolejną śliwkę, ścierając sok z policzka. Owoce zdawały się przywracać trochę barw na jej twarz i uśmiechnęła się po raz pierwszy od strasznie dawna. — Idźcie zbierać. Jeśli nie macie nic przeciwko, ja sobie tu posiedzę i pozwolę wam odwalić całą robotę.