Выбрать главу

Kolejka prowadziła do otwartej szopy wyglądającej prawie jak magazyn. Przy wejściu kobieta o znudzonym wyglądzie przyjmowała od wchodzących żetony. Jednej osoby, która nie miała żetonu nie wpuściła do środka, choć nie padły przy tym żadne wyjaśnienia. Wewnątrz stały stoły na kozłach, najwyraźniej świeżo zbite z kłód — na większości wciąż jeszcze widać było soki — zastawione prymitywnie wydłubanymi z drewna misami i łyżkami. Idąc za przykładem mężczyzny, który wszedł przed nim, wziął misę i łyżkę, a potem przyjął od jednego z rozdających mały kawałek pełnoziarnistego chleba. Przy kotle miska została napełniona jakąś potrawką składającą się głównie z fasoli i to już wszystko. Przy dalszym końcu magazynu ustawiono więcej prostych stołów i ław, większość miejsc była już zajęta. Doszedł prawie do samego końca, zanim zauważył wolne miejsce obok młodego człowieka mniej więcej w jego wieku. Podszedł i wskazał na miejsce.

— Można…?

— Proszę bardzo. — Chłopak rzucił najpierw szybkie spojrzenie siedzącej naprzeciw niego dziewczynie.

— Dziękuję — powiedział Herzer, siadając. — Herzer Herrick — przedstawił się, wyciągając dłoń.

— Mike Boehlke — odparł młodzieniec i wskazał przez stół. — To Courtney, Courtney Deadwiler. — Mike miał krótkie blond włosy, był krępy i miał około półtora metra wzrostu. Prezentował się stosunkowo nieźle jak na te okoliczności, ale jego mięśnie sprawiały trudne do zdefiniowania wrażenie, że wyglądał na kogoś, kto uzyskał je pracą, nie tylko dał je wyrzeźbić. Jedyną dziwną w nim rzeczą — nie do końca Przemiana, choć blisko — były brwi. Ich końce kierowały się ostro w górę. A jego czoło miało wyraźny i dziwny rysunek.

Courtney miała rude włosy, jasne, zielone oczy emanujące inteligencją była… dorodna — tylko takie słowo przychodziło do głowy na jej widok. Dziewczyna omiotła spojrzeniem nieznajomego, po czym zdawała się zaakceptować jego towarzystwo bez dalszych sprzeciwów.

— Cześć — odezwał się w jej stronę Herzer, kiwając głową na powitanie. Potem chwycił łyżkę i zaczął pochłaniać jedzenie.

— Musisz z tym uważać — rzuciła z parsknięciem Courtney. — Zrobiłam tak pierwszego wieczora i potem zwróciłam wszystko na stół.

— Myślę, że nic mi nie będzie — odpowiedział Herzer. Chwyciły go lekkie nudności, ale Tom miał jeszcze trochę jedzenia, więc poprzedniego dnia już nie głodował. Wytarł miskę małym kawałkiem chleba, po czym go zjadł. — To wszystko, prawda?

— Prawda — szorstko potwierdził Mike. — Jesteś tu nowy?

— Właśnie przyszedłem — wyjaśnił Herzer i umilkł. Szczegóły jego podróży nie nadawały się zbytnio do opowiadania.

— My jesteśmy tu już drugi dzień — nadmieniła Courtney. — Wiesz, że dają ci trzy dni?

— Tak. I powiedzieli, że ktoś mnie wtedy znajdzie. Właściwie, to mnie to zastanowiło. Jak to kontrolują?

— Niektórzy się wyślizgują. — Dziewczyna kiwnęła głową w stronę namiotu. — Ale trzeciego dnia, jeśli nie jesteś gdzieś zatrudniony, przestają ci dawać żetony żywnościowe. Mówią, o jakimś programie nauki zawodu. Mamy nadzieję się do niego dostać.

— Co innego można tu jeszcze robić? Widziałem kilku strażników.

— Nie są wiele warci — zauważył Mike. Wyrażał się w dość szorstki, ostry sposób, który ocierał się o granicę nieuprzejmości, jednak Herzer odniósł wrażenie, że to po prostu u niego normalne. — Mówi się, że Talbot zamierza ustanowić zawodową straż czy siły policyjne. Ale za wiele się dzieje w związku z wojnami o farmy.

— Wojny o farmy? — zapytał Herzer. — Już mamy wojny?

— Nie, to nie to — wyjaśniła Courtney. — Chodzi o kłótnie na temat tego, jak mają działać.

Zaprezentowała mu zwięzły opis różnych propozycji, po czym wzruszyła ramionami.

— Mike i ja, cóż… — spojrzała na niego i jeszcze raz uniosła ramiona.

— Chcę mieć farmę — oświadczył Mike. — Chcę mieć własną farmę, moją i Courtney. Nie chcę pracować na kogoś innego i nie chcę dzielić jej z grupą ludzi. Wiem, że mogę ją prowadzić, jeśli nie będę musiał się martwić dzieleniem jej z bandą nieudaczników. — Wskazał na ludzi siedzących przy stołach.

— Wydaje mi się, że to ma sens — zgodził się Herzer. — Sam nigdy nie myślałem o sobie jako o farmerze…

— To rolnictwo napędza ekonomię taką jak ta — entuzjastycznie powiedziała Courtney. — To ciężka praca, może najcięższa z istniejących. Ale jeśli ma się ziemię i jest się w tym dobrym, to przynosi też korzyści. Uda się nam — sięgnęła przez stół, chwytając dłoń Mike’a. — Jestem tego pewna.

— Ale i tak chcecie przejść przez program nauki zawodów? — zapytał Herzer. Zauważył, że Mike wydawał się skrępowany uściskiem i uwolnił się najszybciej, jak mógł.

— Chcę zobaczyć, co jeszcze można tu robić — wyjaśnił chłopak. — A rolnictwo to coś więcej niż tylko wkładanie nasion do ziemi. Przyda się odrobina wiedzy na temat bednarstwa, stolarstwa i kowalstwa.

— Podobno ma być też tydzień czy dwa szkolenia wojskowego — zauważyła Courtney.

— No cóż, pewnie też zobaczę, jak wygląda ten program nauki zawodów — zdecydował Herzer. Słońce opadało ku horyzontowi i uświadomił sobie nagle, że jest śmiertelnie zmęczony. — Gdzie tu się śpi?

— Są osobne sypialnie dla kobiet i mężczyzn — odpowiedział Mike. — Zazwyczaj odprowadzam Courtney, a potem znajduję sobie miejsce do spania.

— Możesz iść z nami, jeśli chcesz — zaoferowała Courtney.

— Uhm… — spojrzał na Mike’a, który bez zaangażowania wzruszył ramionami, po czym kiwnął głową. — Dobrze, jeśli nie macie nic przeciw.

W gęstniejącej wolno ciemności przeszli przez tłum do jednego z długich budynków zrobionych z bali. Z bliska wyglądały na znacznie prymitywniejsze niż z daleka, a ściany pełne były szczelin w miejscach, gdzie belki nie stykały się ze sobą. Dach pokryty został drewnianymi płytkami — lekko wypukłymi kawałkami drewna o wymiarach mniej więcej dziesięć na dwadzieścia centymetrów i grubymi na kilka. Podejrzewał, że w czasie deszczu ciekło to jak sito.

Poczekał, aż Courtney pocałowała Mike’a na dobranoc w policzek, po czym poszedł z młodym mężczyzną przez obozowisko. Mike zdawał się zdumiewająco dobrze odnajdywać drogę w ciemnościach jak na kogoś, kto był tutaj tylko jeden dzień.

— Wydaje mi się, że widzisz w ciemności lepiej niż ja — zauważył Herzer po tym, jak zatoczył się na jednym z niezliczonych wybojów. Jeszcze kilka dni wcześniej cały obszar porośnięty był lasem i choć po ścięciu drzew wykopano korzenie i zasypano po nich doły, deszcz sprawił, że ziemia się pozapadała.