Herzer znów zaczerwienił się ogniście, a jego członek jasno wykazał, że trafiła w dziesiątkę.
Nagle złapała go za podbródek i całkiem poważnie spojrzała mu w twarz.
— Spójrz na mnie, Herzerze Herricku. Złym nie czyni cię to, co czujesz. Te emocje są naturalne. Może któregoś dnia zbadamy, skąd się wzięły. Ale narazie wiedz jedno. Są równie naturalne, jak oddychanie. O tym, czy stajesz się bandytą czy bohaterem decyduje fakt, co z nimi robisz. Zapytam cię o coś i patrz mi w oczy, odpowiadając. Gdybyś znalazł taką dziewczynkę, młodą i ponętną, całkiem samą i zgubioną w lesie, co byś zrobił?
Herzer patrzył na nią przez długą chwilę, drgał mu mięsień w policzku, i walczył, by nie spuścić oczu.
— Zaprowadziłbym ją z powrotem do miasta — odparł w końcu z lekkim westchnieniem, które mogło być żalem.
— Racja i oddałbyś życie w jej obronie, tak myślę — zgodziła się Bast. — Niezależnie od przeszłych porażek.
— Nic nie mogłem zrobić! — jęknął.
— Ciiii… — uciszyła go Bast, kładąc palec na jego ustach. — A to już druga strona. Rany, raz zadanej, nie da się cofnąć. Ale z czasem można ją uleczyć. Przynajmniej większość. W twoim przypadku rana w większości się zagoi. Ale środkiem do zamknięcia rany i usunięcia blizny jest to, co zrobisz, Herzerze Herricku. Ale wiesz o tym, prawda?
— Tak — odparł, znów spuszczając wzrok.
— Więc przejdźmy do czynów — powiedziała poważnie, a potem uśmiechnęła się. — Sądząc po tym, jak to wszystko wygląda, będę dość zajęta. Miałeś ciężką podróż, jesteś pewien, żeś na to gotowi — Mrugnęła do niego i skromnie zasłoniła piersi, znów rozszerzając oczy. — Och, sir! Właśnie się kąpałam i nie mogę znaleźć swojego ubrania!
— Dla ciebie, milady — rzekł, podnosząc błyszczące śladem łez oczy — młodej jak powietrze choć równocześnie starej jak drzewa — zawsze będę gotów!
— Ależ widzę! — zawołała ze śmiechem. — I jaki uprzejmy! Zobaczmy, jak długo możemy to poprowadzić tym razem, dobry rycerzu! — Chwyciła skraj koca osłaniając się nim i patrząc na niego ze śladem strachu w oczach. — Proszę, panie, jestem taka sama, a ty jesteś taki wielki!
— La Belle Dame Sans Merci! — jęknął Herzer.
— Och, słyszałeś o mnie — roześmiała się gardłowo. A potem już nie rozmawiali.
ROZDZIAŁ SIEDEMNASTY
Daneh została w kuchni, ucierając zioła. Wiedziała, że niektóre z nich mają własności lecznicze, ale nie miała pojęcia które i w jakich proporcjach. Sporo z książek Edmunda miało jednak na marginesach notatki, więc zebrała kilka z nich i przegryzała się przez nie, kiedy pojawiła się Sheida.
— Daneh — odezwała się Sheida się od drzwi.
Moździerz i tłuczek poleciały przez pokój, a tłuczek rozbił się na dwa, uderzając o kamienną ścianę, gdy Daneh prawie wyskoczyła ze skóry. — Nie rób tego!
— Przepraszam — odpowiedział awatar. — Nie pomyślałam.
— Cóż, przepraszam nie załatwi sprawy, siostro — gorzko odparła Daneh.
— Kiedy naprawdę mi przykro — rzekła Sheida. — Gdybym podejrzewała, że wszystko… rozleci się tak szybko, zrobiłabym… więcej.
— Wielkie dzięki, siostro — prychnęła Daneh. — Wszystko, czego było trzeba, to wysłać cholernego awatara, żeby mnie poszukał. Czy to było naprawdę za wiele?
Awatar westchnął i potrząsnął głową.
— Kiedy teraz na to patrzę, nie. Ale wtedy byłam… dość zajęta. I, jak już powiedziałam, nie spodziewałam się, że praworządność tak szybko się rozleci — Ludzie są tacy…
— Chorzy — dokończyła Daneh. — W środku jesteśmy dzikimi bestiami, Sis. To coś, z czego nigdy nie zdawałaś sobie sprawy. A przynajmniej nigdy tego do siebie nie dopuszczałaś. Ja też nie wiedziałam o tym, dopóki nie spotkałam McCanoca.
— No cóż, dostaję tę lekcję na całej planecie — powiedziała Sheida. — Tylko w miastach, które poddały się mnie, zgłoszono jak dotąd cztery tysiące trzysta dwadzieścia gwałtów. A te, które mi się nie poddały… warunki w części z nich są. nie wiem, Daneh. Są takie dni, kiedy myślę, że powinnam po prostu poddać się Paulowi, biorąc pod uwagę to, jak dzisiaj wygląda świat. Bycie kobietą w tym świecie jest…
— — Tym, co kobiety przeżywały przez tysiąclecia — podsumowała Daneh. — I nie przychodź mi się wypłakiwać ze swoich problemów, gwarantuję, że nie budzisz się w nocy zlana potem, widząc przed sobą twarz McCanoca. Albo jeszcze gorzej.
Sheida milczała przez chwilę, po czym wzruszyła ramionami.
— Daneh, mogę… jak to powiedzieć. Mogę to zabrać. Żadnych więcej koszmarów.
Daneh zastanowiła się nad tym przez chwilę, po czym potrząsnęła głową.
— Możesz zrobić to dla nich wszystkich?
— Z czasem, może — po chwili odrzekła Sheida. — To nie wymaga wiele więcej energii niż prosta rozmowa, jak ta.
— Nie — zdecydowała po krótkim namyśle Daneh. — Nie, to nie jest rozwiązanie. Nic mi nie jest, naprawdę, poza koszmarami. A i one odejdą. Muszą — dodała ciszej.
— Powinnaś o tym porozmawiać. Ja… dotarłam do pewnych bardzo starych tekstów. Gwałt jest równie zapomniany jak…
— Wszystko inne — potwierdziła Daneh. — Gwałt i ekonomiczna oraz seksualna dominacja. Od tak dawna byłyśmy przed tym osłonięte. „Maszyny uwolniły kobiety, a komputery dały im władzę”. Ale to wszystko wróciło i w pewien sposób nic się nie zmieniło. Zabrać technikę, a kobiety stają się niczym więcej, jak pionkami mężczyzn. Musimy znaleźć jakiś sposób na radzenie sobie z tym teraz i w tym świecie. Nie łatać starego świata.
— Więc znajdź kogoś, z kim możesz porozmawiać.
— Powtarzają mi to wszyscy oprócz kobiet, które też przez to przeszły. I nie chcemy o tym rozmawiać, dziękuję. Zwłaszcza z rodziną, Sis.
— To… dokładnie to, co mówiłabyś według tych tekstów. Ale one również są zdecydowane. Musisz o tym rozmawiać, żeby wydostać się… ze złych myśli, i odkryć, co naprawdę jest tobą, a co tylko wynikiem gwałtu.
— Nie przypuszczam, żebyś mogła któryś z tych tekstów udostępnić mnie! — kwaśno powiedziała Daneh.
— Jeszcze nie, ale może niedługo — odparła Sheida. — Wysłanie awatara to jedno, teleportowanie tekstów albo obiektów, które mogą odbierać informację, to coś innego. W tej chwili cały czas balansujemy na krawędzi klęski. Gdybyśmy tylko mogli się trochę umocnić, może wtedy.
— Cóż, do tego czasu dziękuję, ale nie. Po prostu zostanę z koszmarami. I „wrócę na konia”.
— Uważaj z tym. Możliwe są nieprzyjemne przebitki. I inne rzeczy. — Sheida przerwała. — Masz rację. Są rzeczy, o których nie chcę z tobą rozmawiać. Po prostu… bądź ostrożna. Wszystko, co się wydarzy, może nie być… naturalne, niech to szlag, w całym tym obozie historycznych maniaków musi być ktoś, kto studiował gwałt. Był to naturalny element całej tej cudownej historii, którą tak bardzo kochają!
— Jedyni, którzy może coś o tym wiedzą, to Edmund i ewentualnie człowiek nazywany Serżem. Ale nie mam ochoty rozmawiać na ten temat z żadnym z nich, dziękuję bardzo.