Выбрать главу

— Dobrze. Doktor Bast zaleca nie bawić się w tę grę przez jakiś czas.

Daneh nic nie mogła na to poradzić, zaczęła chichotać, co zmieniło się w głośny śmiech, który następnie w jakiś sposób przeszedł w łzy, aż płakała tak mocno, że nie mogła złapać tchu. Uświadomiła sobie, że wylądowała w objęciach Bast, mocno obejmowana jej ramionami.

— Płacz, mały człowieku, płacz — wyszeptała Bast. — Płacz, aż wylejesz z siebie wszystko. Łzy to jedyna rzecz, która pokazuje, że ludzie jednak mogli mieć Stwórcę. Zbyt słabi, zbyt wrażliwi, boją się całego świata. Jeśli jednak to Ona przyłożyła do tego rękę, to dała im łzy, i dzięki nim potrafią przetrwać.

Daneh w końcu złapała oddech i spojrzała na trzymającą ją elfkę.

— Dziękuję — powiedziała, a potem, z jakiegoś powodu, pocałowała ją w usta.

— Proszę bardzo — odparła Bast, kiedy zakończył się pocałunek. — Ale nie dzisiaj, boli mnie głowa.

Daneh znów zaczęła chichotać i potrząsnęła głową.

— Mnie też. To chyba przez to wino.

— Tak, i myślę, że powinnaś już pójść do łóżka — oświadczyła Bast, bez wysiłku unosząc większą kobietę ze swoich kolan. — Sama.

— Sama — zgodziła się Daneh i była trochę zaskoczona i zmartwiona tym, ze nie była wcale pewna, czy chciała być sama. Nigdy dotąd nie miała seksualnych myśli o innych kobietach. — Bast, nie chcę, żebyś myślała, że… — umilkła.

— Wszystko w porządku, uznałabym to za jeszcze jeden efekt gwałtu — odparła Bast, prowadząc swą towarzyszkę do łóżka. Rozebrała ją, położyła i pocałowała w czoło. — Wiele rzeczy się od tego w tobie pomieszało. Ale będzie ci lepiej. Zaufaj Bast. Śpij. Głębokim snem bez snów.

— Żadnych snów — sennie wymruczała Daneh, zastanawiając się, czemu jest taka zmęczona.

— Śpij, mały człowieku — powtórzyła Bast, kładąc dłoń na jej czole. — Śpij dobrze.

Zapadając w sen, Daneh zauważyła jeszcze, że Bast zwija się na podłodze, jakby planowała tam zostać. I jeśli jakieś koszmary szykowały się, aby zakłócić jej sen, uciekły na widok trzymającej miecz postaci w bieli.

* * *

Sheida ze zmęczeniem kiwnęła głową awatarowi Ishtar, a potem westchnęła na widok jej twarzy.

— Co tym razem? — zapytała, odwijając z karku swoją pokrytą klejnotami jaszczurkę i tuląc ją w ramionach.

— Odkryłam, skąd frakcja Paula pobiera energię — bez wstępów wyjaśniła Ishtar. — To moc odciągana z akumulatora rdzeniowego.

— Ale… — Sheida umilkła. — Ale z akumulatora rdzeniowego energię mogą pobierać tylko elfy. W ten sposób właśnie Pani zamknęła Elfheim.

— To nie jedyna możliwość poboru energii — gorzko wyjaśniła Ishtar. — Używają energii z projektów terraformacyjnych.

— Och — powiedziała Sheida po chwili namysłu. — Jak… naprawdę dobre.

— Nie udało mi się natomiast ustalić, czemu mogą się nią posługiwać — mówiła dalej Ishtar. — Muszą mieć kworum rady nadzorczej jednego — lub większej liczby projektów — które zgodziłoby się przekazać energię. A jakoś… nie potrafię sobie tego wyobrazić.

— Ja tak — po dłuższym namyśle orzekła Sheida. — Ale, och, to dobrze przygotowany plan… — mruknęła pod nosem.

— Jaki plan? — zapytała Ishtar, marszcząc brwi.

— Edmund powiedział mi, żeby w centrum tego wszystkiego szukać Demona — krzywiąc się, wyjaśniła Sheida. — I wydaje mi się, że musi mieć rację. Zostałam… poproszona, żeby przyjrzeć się niektórym wydarzeniom przed… wybuchem tej wojny. W Projekcie Terraformacji Wolfa 359 działy się pewne niepokojące rzeczy. Jedną z osób, które doszły tam do wysokiego stanowiska był… ktoś dobrze mi znany. Nie jest to dobra osoba i nie ktoś, kto…

— Dba o coś, co w niczym osobiście mu nie pomoże? — dokończyła Ishtar.

— Coś w tym rodzaju. Ale to nie trzymało się kupy. Teraz już tak. I naprawdę mamy kłopoty.

— Ale co z resztą rady nadzorczej? Muszą być obecni na głosowaniu!

— Przypuszczam, że istnieje protokół na sytuacje awaryjne i głosowanie kadłubowe — uznała Sheida, otwierając Sieć w poszukiwaniu danych. — Tak, istnieje — powiedziała nieobecnym głosem. — I choć nie potrafimy odkryć stanu i położenia członków rady, Matka bez wątpienia potrafi. Jeśli dostatecznie się przygotowali, żeby umieścić w radzie większość swoich ludzi…

— Wtedy ich zaufani członkowie rady byliby jedynymi, którzy pozostali — wysyczała Ishtar. — Czyste zło.

— I Tak, i zbyt bizantyńskie jak na Paula — dodała Sheida, wynurzając się ze strumienia danych. — Wszędzie tu widać ślady Demona.

— Co z tym zrobimy? — zmartwiła się Ishtar.

— Znajdziemy więcej członków rady nadzorczej — zdecydowała Sheida. — I skłonimy ich, żeby przegłosowali zatrzymanie energii, a przynajmniej wstrzymanie przekazywania jej Paulowi.

— I jak tego dokonamy? — Ishtar wyrzuciła ręce w powietrze. — Nie wiemy, gdzie jest ktokolwiek.

— Wyślemy listę do stojących po naszej stronie społeczności — odrzekła Sheida, wyciągając dokumenty. — To wszyscy członkowie żyjący w chwili Upadku — dodała przyglądając się nazwiskom. — Znasz kogoś z nich?

— Nie. — Ishtar popatrzyła na twarz koleżanki. Sheida znieruchomiała z wy razem wściekłości rysującym się na twarzy. — Co?

— Ja znam.

ROZDZIAŁ OSIEMNASTY

— Musimy zakończyć tę wojnę — oświadczył Paul, podnosząc wzrok znad raportu. — Musimy ją zakończyć. Natychmiast.

Paul zwołał pełne zebranie Rady Sojuszu Nowego Przeznaczenia w celu „przedyskutowania niektórych konsekwencji aktualnego konfliktu”. Celine wiedziała, że będzie kontrowersyjnie, gdy tylko przybyła, zastając Paula chodzącego tam i z powrotem po Sali Rady i dosłownie wyrywającego sobie włosy z głowy. Zawsze myślała, że to tylko takie wyrażenie.

— Czemu? — zdziwił się Chansa, patrząc przez salę na Demona. Czarna zbroja nie drgnęła nawet po tym oświadczeniu.

— Tyle śmierci! — krzyknął Paul, wskazując na projekcje. — W końcu udało nam się przeprowadzić spis ludności w kontrolowanych przez nas częściach Ropazji i tysiące, miliony ludzi umiera, albo już zginęło! To nie miała być wojna! Chodziło o zapobieżenie wymarciu rasy ludzkiej, nie spowodowanie tego!

— No i co z tego — warknęła Celine. — Przecież wygramy! Mam plany!

— Plan zawiódł! — warknął Paul. — Zmuszenie ich do rezygnacji było dobrym pomysłem, ale nie wobec groźby śmierci rasy ludzkiej!

— Prawdę mówiąc, Bowman, plan powiódł się znacznie lepiej, niż się spodziewałeś — zagrzmiał Demon.

— Co? — zapytał Paul, podejrzliwie przekrzywiając głowę. — Wyjaśnij to.

— Ja mogę, Paul — wtrąciła się Celine, jednym machnięciem ręki wymazując projekcje i przywołując nowe. — Przygotowałam raporty. Aktualnie populacja ziemi wynosi troszkę ponad jeden miliard. Zabrakło kontroli nad Siecią, zawiodło zasilanie, a różni członkowie Rady przejęli kontrolę nad obszarami historycznymi. Chansa we Fryce, Sheida w Norau, ty w Ropazji i tak dalej.

— I co? — głośno warknął przywódca Rady.

— Rzecz w tym, że przez pierwsze dwa miesiące umieralność będzie wysoka. Bardzo wysoka. Ale na każdym z tych obszarów, członkowie Rady, zgodnie ze swoimi przekonaniami, działają, by ocalić jak najwięcej ludzi.