Выбрать главу

— Znajdziesz to w literaturze dawnych epok. Daneh zaczęła wymieniać: — King, Moore, Hiaasen…

— Ach, mistrzowie. — Bethan uśmiechnęła się słabo.

— Nie wiem, czego używali, ale lepiej o czymś pomyślmy. I to szybko. Albo w całym mieście zapanuje piekielny bałagan.

— Nie umieram — uśmiechnęła się Bethan radośnie.

— Nie, przechodzisz absolutnie normalny cykl miesięczny, który przeżyły niezliczone kobiety przez całe eony — odparła uszczypliwie Daneh. — Ale wiąże się z tym też dobra wiadomość.

— Och? — niepewnie spytała Bethan.

— Tak, to oznacza, że jesteś teraz równie płodna, jak twoje krowy. Ile jeszcze dzieci planujesz?

* * *

Trzy dni odpoczynku zostały skrócone przez rozpoczęcie klas zapoznawczych i już drugiego dnia po przybyciu do Raven’s Mill Herzer znalazł się w mieszanej grupie kobiet i mężczyzn oczyszczających teren wzdłuż rzeki Shenan, po drugiej stronie w stosunku do Raven’s Mill.

Praca była potwornie ciężka. Większość drzew w okolicy pochodziła ze starego wtórnego odrostu. Oznaczało to, że choć obszar ten kiedyś został oczyszczony, znajdując się faktycznie na peryferiach potężnego megalopolis — które rozciągało się na całe wybrzeże — budynki i inne struktury już dawno się poddały, ustępując miejsca wielu pokoleniom lasu.

Herzer nie znał nazw drzew i właściwie go to nie obchodziło. Stanowiły po prostu okropne, rosnące rzeczy, które należało atakować za pomocą topora i piły. Podejrzewał, że biorąc pod uwagę swoją przyjaźń z Bast, powinien wykazywać więcej zrozumienia. W końcu widziała, jak drzewa te wyrastają z nasion, żołędzi czy czegokolwiek, i kochała je jak dzieci. Ale trudno było żywić ciepłe uczucia wobec drzew, kiedy ręce spływały krwią z odcisków.

Zgodnie z grafikiem odrabiał swoje tury przy dwóch posiadanych przez grupę piłach poprzecznicach i było to bardzo ciężkie. Ruch wymagał zaangażowania mięśni, z których posiadania nawet nie zdawał sobie dotąd sprawy, i po pierwszej godzinie przeżywał prawie agonię. Efektywne zastosowanie piły wymagało odpowiedniej pozycji i ruchów przypuszczalnie dla doświadczonego użytkownika tego typu urządzenia stosunkowo łatwych. Stosunkowo. Przesuwanie piły w przód i w tył, godzina za godziną, nigdy nie mogło być opisane jako łatwe. A do tego dochodziła jeszcze kwestia współpracy. Prawie niemożliwe było stwierdzenie, czy osoba na drugim końcu piły pracowała równie ciężko, i aż kusiło założenie, że faktycznie udawała tylko wysiłek, zwłaszcza przy niektórych z bardziej opornych drzew.

Już rankiem pierwszego dnia Herzer zauważył, że nie wszyscy pracowali równo. W grupie znajdowało się dziesięciu mężczyzn i pięć kobiet, w większości młodszych niż on i Mike. Herzer, Mike i parę innych osób, kobiet i mężczyzn, rzucili się na pracę z całą energią i entuzjazmem, na jaki było ich stać. Mike zdawał się wykazywać szczerą chęć poznania szczegółów tego zajęcia, podczas gdy Herzer po prostu zawzięcie odmawiał dania z siebie mniej, niż mógł.

Jednak większość pozostałych znalazła się tu po prostu, by dostać żetony żywnościowe. Pierwszego dnia było trochę marudzenia odnośnie „pracy niewolniczej”, zwłaszcza gdy dowiedzieli się, jak będą pracować, ale zalążki buntu zostały szybko stłumione przez nadzorcę grupy oczyszczającej teren, rekreacjonistę o nazwisku Jody Dorsett.

Dorsett stanął z rękami na biodrach przed grupą „uczniów”, którzy po prostu upuścili trzymane w rękach topory. Spojrzał na nich zimnymi, niebieskimi oczami.

— Możecie je podnieść i zacząć pracować albo zrezygnować. Mnie jest wszystko jedno. I jeśli nie będziecie pracować tak ciężko, jak moim zdaniem powinniście, mogę zatrzymać wasze racje. Więc nie myślcie, że możecie po prostu podnieść topory i raz na jakiś czas klepnąć drzewo. Widziałem wszystkie sztuczki i jeśli zobaczę coś takiego w waszym wykonaniu, zostaniecie wyrzuceni z programu.

Tak więc symulanci niechętnie wrócili do pracy, a Herzer i kilku innych rzucili się na przydzielone im zadania.

Dla Herzera i Mike’a zaczęło się od poprzecznicy. Celem było przewrócenie drzewa w określonym kierunku tak, żeby można je było łatwiej obrobić i zabrać, ale drzewa nie zawsze chciały iść na współpracę. Prawdę mówiąc, wydawały się zdeterminowane tego nie robić.

Herzer razem z drugim mężczyzną, którego imienia nie dosłyszał, zaczął ścinać niewielkie, ale bardzo twarde drzewo. Do przerżnięcia mieli zaledwie około dwóch trzecich metra, ale zajęło im to prawie godzinę. Najpierw nacięli z jednej strony ukośną szczelinę, po czym wbili w nią drewniane kliny. Po dokonaniu tego nacięli drugą stronę toporem i zaczęli ciąć piłą. Ostrze zgięło się raz czy dwa, w związku z czym trzeba było luzować kliny po rozpychającej stronie i wciskać je od strony ciętej. W końcu, choć myśleli, że nigdy już nie uda im się obalić tego drzewa, przewróciło się, ale w niewłaściwą stronę. Z początku wydawało się, że wszystko idzie, jak należy, ale potem rozcięcie u podstawy pękło i drzewo obróciło się, częściowo pod wpływem dość silnego wiatru, i skierowało się prosto na Herzera.

Tylko szybki krzyk nadzorcy, uważnie obserwującego swoich młodych podopiecznych, sprawił, że chłopak uniknął zmiażdżenia. I tak lewie udało mu się odskoczyć z drogi pnia i został solidnie uderzony przez jedną z mniejszych gałęzi.

Jedynym komentarzem Jody’ego było warknięcie z powodu wykrzywienia i prawie złamania ostrza piły pod pniem. Gdy tylko udało sieje uwolnić i wyprostować, wysłał Herzera i jego nowego partnera do ścięcia większego drzewa, z pniem o średnicy prawie dwóch metrów, z powykręcanymi gałęziami szeroko rozpościerającymi się na wszystkie strony. Herzer zajęczał ze zmęczenia, ale zabrał się do pracy bez dalszych komentarzy.

A niemal natychmiast pojawiły się pęcherze. W przeciwieństwie do większości miał stwardniałą skórę na dłoniach, ale stwardnienia pochodziły z miecza i łuku, zupełnie nie pasując do topora i piły. Tak więc bardzo szybko jego dłonie napęczniały bąblami, które równie szybko popękały w nieustającym tarciu.

Tym razem Herzer znalazł się w parze z mężczyzną o nazwisku Earaon Brooke. Był on jednym z krótkotrwałych buntowników i zgodnie z jego wcześniejszym zachowaniem Herzer był pewien, że nie robił wiele więcej niż opieranie się na końcu piły. Herzer musiał praktycznie przepychać ją przez każde cięcie, zamiast po prostu poruszać się z nią i może dociskać trochę dodatkowo. A kiedy ciągnął, odczuwał większy opór niż jego zdaniem powinien, prawie sprawiało to wrażenie, jakby mężczyzna opierał się na niej i pozwalał się Herzerowi ciągnąć.

Chłopak wytrzymał to przez około dziesięć minut, co ledwie pozwoliło im naciąć skraj potężnego pnia, po czym stwierdził, że ma dość. Puścił swój koniec piły po zakończeniu ciągnięcia i podszedł do swego towarzysza.

Earnon był wysoki i dobrze wyglądał, ale miał najbardziej rozbiegane oczy, jakie Herzer kiedykolwiek widział. Jednak był przynajmniej o dobrą dekadę starszy od niego i Herzer bardzo starał się nie dać się tym zastraszyć.

— Słuchaj, nie wykonujesz swojej części pracy — spokojnie powiedział Herzer. — Nigdy nie skończymy ścinać tego drzewa, jeśli się trochę do tego nie przyłożysz.

— Ja nad tym pracuję — oświadczył Earnon, robiąc krok do przodu i warcząc na chłopca. — Jeśli ktoś się tu nie przykłada, to ty, chłopcze. I nie obwiniaj mnie, jeśli się boisz, że to coś znów na ciebie spadnie. Tamto nie ja zawaliłem, tylko ty.