— Cóż, gdybym nie widział przykładu.-zrobiłbym to samo — przyznał Mike. — I pewnie do tego rozbiłbym łeb temu bezużytecznemu draniowi. Więc choć nie jestem szczególnie zadowolony, że padło na ciebie, to… — Wyszczerzył zęby i podniósł gałązkę, używając jej do czyszczenia zębów.
— JEDZENIE!
Herzer dołączył do innych w kolejce i wziął należną mu porcję fasoli i chleba kukurydzianego. Tym razem też nie było nic więcej, więc po odebraniu przydziału usiadł na jednym z pni i przez chwilę przyglądał się swojej kolacji.
— Będziesz to jadł, czy tylko się temu przyglądał? — zapytał Mike, wyławiając fasolkę między kęsami chleba.
— Po prostu tyle radości sprawia mi oczekiwanie — lekko powiedział Herzer. — Ale szybko tego nie będzie! — Chwycił łyżkę, a potem odłożył ją z powrotem, odniósł miskę do ust i wypił jej zawartość. Na dnie znalazł mały, bardzo mały kawałek wieprzowiny i przez chwilę go smakował, a potem wytarł naczynie do czysta chlebem. Po chwili był już po kolacji.
Zastanowił się nad wylizaniem miski, ale w końcu zmusił się, żeby tego nie robić. Zamiast tego zaniósł ją do stosu brudnych naczyń i nalał sobie z beczki pełen kubek wody.
— Herzer, masz — powiedział Jody, podchodząc do niego z dużą miską grysiku kukurydzianego. Herzer widział zanurzone w nim tajemnicze kawałki mięsa.
— Hej! — krzyknął Earnon. — Ja też nie dostałem obiadu! Czemu u diabła on dostaje dodatkową porcję?!
— Ponieważ nie siedział na tyłku przez całe popołudnie — odparł Jody przy akompaniamencie głośnych chichotów. — Jeśli czegoś nie zjesz, rano będziesz do niczego. A zasłużyłeś sobie na to.
— Dziękuję. — Herzer ostrożnie przyjął miskę. Po chwili wzruszył ramionami i wypił jej zawartość tak samo jak wcześniejszą fasolkę.
Jody zachichotał i odstawił naczynie na stos, razem z resztą.
— Nie martw się tym, kucharze to umyją.
— Dobra, ludzie, sytuacja wygląda tak — oznajmił Jody, podchodząc do miejsca, gdzie większość jego ekipy kończyła jedzenie. — Możecie wracać do Raven’s Mill albo zostać po tej stronie rzeki. Jeśli zostaniecie tutaj, pokażę wam, jak przygotować sobie schronienie. W każdym razie śniadanie jutro będzie przed świtem. Więc jeśli pójdziecie tam, lepiej poproście kogoś, żeby was obudził i przyjdźcie na czas, bo was ominie.
— Co będzie na śniadanie? — zapytał Earnon. — I czemu nie możemy po prostu zjeść w mieście?
— Ponieważ nie dostaniecie jeszcze żetonów żywnościowych — wyjaśnił Jody. — Karmimy was w zamian za pracę. I będziemy to robić tutaj. Jeszcze jakieś pytania?
— Jak mogę się wypisać z tego interesu? — z gorzkim śmiechem zapytał Cleo Ronson.
— W każdej chwili możesz po prostu odejść. A jeśli będę słyszał więcej narzekań, zostaniesz wypisany. Jeszcze jakieś pytania?
— Jutro robimy to samo? — zapytał Mike.
— Mniej więcej. Musimy w kilka tygodni oczyścić spory obszar. Będziemy ścinać drzewa jeszcze przez trzy dni, potem oczyścimy pnie i spalimy śmieci. Następnie zajmiemy się wznoszeniem prymitywnych budynków. Potem skończycie z tą częścią i dostanę nową ekipę. — Rozejrzał się i kiwnął głową. — Dobra, pozbierajcie narzędzia i ustawcie je, a zaczniemy robić z tych śmieci schronienia.
Herzer podniósł swój topór i starannie odłożył go z innymi narzędziami, czując, jak ogarnia go potężna i nieoczekiwana fala zmęczenia. Zanim się zorientował, wszystko, co był w stanie zrobić, to utrzymać się na nogach. Wysłuchał instrukcji Jody’ego, jak przygotować szałas, ale przy potężnym zmęczeniu i obolałych dłoniach nie potrafił w sobie znaleźć energii na zbudowanie go. Wziął jeden z dostarczonych im koców, podszedł do potężnego drzewa, które nie zostało jeszcze ścięte i zwalił się na jeden z olbrzymich korzeni, opierając głowę częściowo na nim, częściowo na ziemi. Usnął, zanim zdążył się wygodnie ułożyć.
— Potrzebujesz trochę snu — powiedział Edmund po wejściu do drewnianego szałasu, w którym urządzono tymczasowy szpital mający funkcjonować do czasu, aż będzie gotowy odpowiedniejszy budynek. Daneh pochylała się nad wiadrem z parującą wodą, myjąc ręce, podczas gdy Rachel i jeszcze jedna kobieta czyściły zakrwawione narzędzia.
— Nie zaczynaj — odparła zmęczonym głosem. — Musiałam dzisiaj zrobić dwie amputacje, jedną większą i jedną mniejszą, próbując równocześnie wbić do głowy kobietom w obozie informację, że niedługo zaczną krwawić.
— Musimy o tym porozmawiać — rzekł Edmund. — Zażądałaś praktycznie każdego kawałka materiału w mieście, i to wszystko z badwabiu. Mamy też inne potrzeby, Daneh.
— Wiem, ale to jest potrzebne natychmiast. Kończą mi się bandaże. A kobiety albo dostaną materiał, albo zaczną chodzić po mieście, zostawiając wszędzie ślady krwi. Co wolisz?
— Pytam się tylko najuprzejmiej, jak to możliwe, czy potrzebujesz aż tyle — odparł Talbot, biorąc głęboki oddech. — Materiał jest nam niezbędny do produkcji narzędzi. Potrzebny jest też do naprawy ubrań, większość szybko będzie w strzępach.
— Jeśli nie będziemy potrzebować wszystkiego, oddamy, to co zostanie — zapewniła. — Nie będziemy niczego wyrzucać. Nakazuję kobietom prać materiał i wykorzystywać go ponownie. Zużyjemy tylko tyle, ile będziemy musiały. I to z korzyścią dla całego obozu, Edmundzie.
— Dobrze, Daneh — ustąpił, wzdychając. — Powiedziałaś, że rozmawiasz z kobietami w mieście, a co z obozami?
— Jeszcze o tym nie pomyślałam — odrzekła zmęczonym głosem, patrząc przez otwarte okno w mrok. — Teraz jest już za późno…
— I jesteś tu potrzebna — dokończył Edmund. — Rachel. Ty to zrobisz. Jutro. Pojedź do każdego z obozów i do wszystkich grup, które przechodzą przez szkolenie. Jeśli ktoś będzie ci robił trudności, powiedz mu, żeby przyszedł do mnie. Porozmawiaj ze wszystkimi kobietami, powiedz, co się wydarzy i że mamy przygotowane materiały.
— Tak jest, sir! — mruknęła sarkastycznie.
— Młoda damo, wciąż jesteś dość młoda, bym mógł cię przerzucić przez kolano — z uśmiechem oświadczył Edmund. — Uważaj na swój ton.
— Och, nie chciałabym, żeby tatuś się na mnie pogniewał — odcięła się. — Zdajesz sobie sprawę, że ja też mogę zacząć w każdej chwili, prawda?
— Tak, pomyślałem o tym. — Talbot uśmiechnął się. — Zastosuj odpowiednie środki ostrożności.
— Środki ostrożności — z westchnieniem powtórzyła Daneh. — Zdajesz sobie sprawę, że do tego zalicza się unikanie ciąży?
— Albo przerwanie jej, jeśli do tego dojdzie — potwierdził Talbot, kiwając głową. — Baranie jelita do tego pierwszego i wrotycz na drugie.
— Mówisz serio. — Daneh spojrzała na niego uważnie. — Co mają wspólnego baranie jelita z zapobieganiem ciąży?
— No cóż, widzisz, smarujesz się nimi po całym ciele… — zaczął Edmund i roześmiał się, widząc wyraz jej twarzy.
— Edmund…
— Dobrze, tak na poważnie, to używa się zewnętrznej, twardszej warstwy jelit owczych w charakterze prezerwatywy.
— Czego! — zapytała Rachel. — Co to wszystko u diabła znaczy?
— Prezerwatywa wiąże się z profilaktyką — odpowiedziała Daneh. — Ale…
— Bierze się fragment baraniego jelita odpowiedniej długości, odcina i zszywa szczelnie jeden koniec — sucho wyjaśnił Edmund. — Mężczyzna nasuwa jelito, które przed użyciem można zmiękczyć wodą, na swojego penisa. Zapobiega to dostaniu się ejakulatu do ciała kobiety.