Jedyną odpowiedzią Earnona był ponury wzrok, więc nadzorca tylko wzruszył ramionami.
— — Jeśli nie ma więcej pytań, idźcie do budynku uczniowskiego i odbierzcie swoje żetony, a potem jesteście wolni i możecie robić, co chcecie.
Po tych słowach ruszył w stronę wspomnianego budynku, a reszta poszła w jego ślady.
Przed konstrukcją, pod zadaszeniem, ustawiono drewniane stoły. Wewnątrz budynku, stanowiącego w zasadzie trochę większy szałas z belek, Herzer zauważył, jak Jody, z obandażowaną dłonią, ostro się z kimś kłóci.
Earnon, Nergui i kilka osób z innych grup przepchało się do przodu, więc Herzer, Mike i Courtney poszli na koniec. Kiedy Earnon dostał swoje żetony i je przeliczył, wydał z siebie wściekły skowyt.
— Dostałem tylko jeden żeton za moją pracę! Zapracowywałem się na śmierć! Młoda kobieta wydająca wypłatę jeszcze raz sprawdziła listę i wzruszyła ramionami.
— Tak mam tu zapisane.
— Ile dostał Herzer? — paskudnym tonem spytała Nergui.
— Nie mogę ci powiedzieć, ile dostają inni. Następny. — Czekaj! Żądam…
— Spotkania ze mną — wszedł jej w słowo Sevetson, podchodząc. — Żądasz spotkania ze mną. — Mężczyzna wziął listę, po czym gestem nakazał Earnonowi czekać i wszedł do budynku. Wrócił z plikiem papierów zszytych nicią i otworzył je.
— Mam tu napisane, Earnon, że pierwszego dnia wywołałeś sprzeczkę, czy to prawda?
— Nie, to Herzer ją wywołał, kłamiąc na temat mojego rzekomego obijania się!
— Według pana Dorsetta faktycznie się obijałeś. Co więcej, przez cały tydzień robiłeś znacznie mniej, niż byłeś w stanie. Jak już powiedziałem, dostajecie najwyżej jeden dodatkowy żeton, chyba że dochodzi do tego bonus. Pan Dorsett rekomendował, żebyś w ogóle nie dostał dodatkowych żetonów, ponieważ Jesteś pyskatym obibokiem, który uważa, że wszystko mu się należy”. Nie jestem w stanie zweryfikować części o obiboku, ale nie posłuchałem jego zalecenia i upewniłem się, że dostaniesz przynajmniej trochę pieniędzy do wydania. Co więcej, w raporcie mam informację, że zachęcałeś innych do lenistwa. W tym programie nie ma miejsca dla osób, które nie chcą pracować, Earnon. Jeśli chcesz zarobić więcej, sugerowałbym, żebyś się bardziej przykładał w dalszych etapach szkolenia. Dobrego dnia, Earnon. To wszystko. Sevetson stał dalej w miejscu, gdy inni podchodzili odbierać swoją wypłatę. Jeszcze w dwóch przypadkach doszło do dyskusji: Nergui uważała, że należy się jej bonus, i to samo było w przypadku człowieka z innej grupy, który — podobnie jak Earnon — dostał tylko jeden dodatkowy żeton. W obu przypadkach Sevetson wrócił z ich aktami i poczęstował ich bardzo szczegółową reprymendą.
Kiedy przyszła j ego kolej, Herzer nie był pewien, ile dostanie, i kiedy dziewczyna podała mu żetony, drobne kawałki czerwonawego metalu z odciśniętym z jednej strony krukiem i kłosem z drugiej, po prostu kiwnął głową w podzięce i odszedł na bok, czekając na Mike’a i Courtney.
— Ile dostałeś? — zapytała dziewczyna, licząc swoje. — Ja mam pięć. Pełna wypłata.
— Cztery, pięć… sześć — doliczył się Herzer, marszcząc czoło.
— Ja też — ucieszył się Mike, licząc swoje. — Chyba dostaliśmy bonusy.
— Czemu? — spytał Herzer, jeszcze raz przeliczając. — Pierwszego dnia się kłóciłem.
— Hej! Naprawdę musisz pytać? — roześmiała się Courtney, obejmując ich obu. — Ludzie, zapracowywaliście się na śmierć. Bałam się, że zostanę ukarana, kiedy nie mogłam pracować z powodu skurczów. Przypuszczam, że zlitowali się nad kobietami.
— Najwyraźniej nie nad Nergui. — Herzer wciąż czuł wątpliwości. — Nie zrobiłem więcej niż swoją część.
— Zrobiłeś — odezwał się Jody, podchodząc do nich cicho. — Ty, Mike, Cruz, Emory, Karlyn i Deann wszyscy dostaliście bonus. Karlyn i Deann nie zrobiły tyle, ile wy, panowie, ale pracowały jak demony. Ciężej niż ty i Shilan, przykro mi, Courtney.
— Nic nie szkodzi — odpowiedziała. — Nie wydaje mi się, żeby ścinanie drzew było moim powołaniem — dodała z uśmiechem.
— Ale odnajdziesz je — stwierdził z przekonaniem Jody. — Co planujecie teraz robić?
— Nie wiem — odparł Herzer, chowając monety do kieszeni.
— Rozmawiałem z innymi — powiedział Jody. — Z częścią uczniów, którzy byli w mieście. Najwyraźniej pojawiła się już fala przestępstw. Uważajcie na swoje pieniądze i na ludzi, którzy będą próbować je od was wyciągnąć oszustwami. Gdybym miał coś zasugerować, wybierzcie się do łaźni i wykąpcie się. Do kolacji jest jeszcze przynajmniej godzina.
— Brzmi nieźle — szorstko oświadczył Mike.
— Cóż, faktycznie potrzebujemy kąpieli — zachichotała Courtney.
— W takim razie chodźmy — zgodził się Herzer.
ROZDZIAŁ DWUDZIESTY PIERWSZY
Łaźnia znajdowała się dokładnie po drugiej stronie zabudowy, w stosunku do budynku uczniowskiego, co pozwoliło im się przyjrzeć rozwijającemu się miastu. Pojawiło się więcej nowych zabudowań, w większości z kłód, ale i kilka z desek, krytych dachówkami. Większość stałych struktur zdawała się mieć coś wspólnego z rozkwitającym przemysłem, który musiał pojawić się w zeszłym tygodniu. Umieszczono na nich znaki kowali, garncarzy, bednarzy i tkaczy. Większość była tylko częściowo wykończona, co pozwalało przyjrzeć się ciężko pracującym w środku ludziom.
— Nie od razu Rzym zbudowano — wymamrotał Herzer.
— Co?
— Mówią, że Rzymu nie zbudowano w jeden dzień — powtórzył Herzer. — Ale wygląda na to, że próbują.
— Skąd się wzięły te wszystkie rzemiosła? — spytała Courtney.
— Och, wszystko to robią rekreacjoniści. Wcześniej było to ich hobby. Teraz, przypuszczam, stało się czymś więcej.
— Pewnie to właśnie ludzie, z którymi będziemy pracować — zauważyła dziewczyna. — Mam nadzieję, że stać mnie na coś więcej niż ścinanie drzew.
— Chcę mieć farmę — oświadczył Mike. — Nie chcę przez cały dzień pracować w warsztacie.
— Będziemy ją mieć — zapewniła go Courtney.
— Ale jaką? — zapytał Herzer. — To znaczy, idziesz sobie po prostu gdzieś i zakładasz nową? Skąd weźmiesz potrzebne do tego narzędzia?
— Nie wiem — przyznała Courtney. — Nawet nie jestem pewna, jakie narzędzia są potrzebne. Albo jak się sadzi, i wszystko inne, co trzeba robić. Skąd weźmiemy zwierzęta?
Mike nic nie powiedział, tylko burknął.
— Cóż, z czasem się dowiemy — uznał Herzer. — Zastanawiam się, czy mają jakieś oddziały straży?
— To właśnie chciałbyś robić? — zapytała Courtney.
— Tak, coś w tym rodzaju. — Podbródkiem wskazał na osobę stojącą przy wejściu do dość solidnego budynku, najwyraźniej pełniącą funkcję strażnika. Mężczyzna miał na sobie opończę z wyszytym krukiem i trzymał włócznię, ale kulił się pod okapem budynku, próbując nie wychodzić na popołudniowe słońce. — Ale nie tak. To nie jest żołnierz, jeśli wiesz, co mam na myśli.
— Czy naprawdę będziemy potrzebować żołnierzy? — zaniepokoiła się Courtney. — Czemu?