Выбрать главу

— Bandyci — wyjaśnił Herzer. — Z czasem też mogą nam zacząć sprawiać kłopoty inne miasta. No i toczy się wojna.

— Nie za wiele z tej wojny — rzucił Mike. — Nie zostaliśmy zaatakowani.

— Jeszcze nie. Ale jeśli będziemy się przeciwstawiać Paulowi, w końcu albo zostaniemy zaatakowani, albo będziemy musieli zaatakować jego.

— Jak możemy zaatakować członka Rady? — gniewnie spytała Courtney. — Oni wciąż mają energię!

— Podobnie jak Sheida i jej grupa. — Herzer wzruszył ramionami. — Stąd wygląda to na sytuację patową. I nie wydaje mi się, żeby Paul pozwolił, żeby tak zostało, nawet jeśli zgodziłaby się na to Sheida.

Rozmawiając, przeszli przez miasto i dotarli do łaźni, gdzie przy wejściu kręciło się trochę ludzi.

— Wyprać dla pana ubranie, proszę pana, proszę pani? — zapytał chłopiec, który sam wyglądał, jakby zdecydowanie potrzebował kąpieli.

— Ubranie? — Herzer wspomniał radę Jody’ego. Ale jego strój faktycznie wymagał uwagi, nie tylko prania, ale i igły z nitką. A uświadomił sobie, że poza koszykiem i kocem od Bast, stanowiło ono jego jedyny dobytek. Nie, miał jeszcze za małą pelerynę, ale nie zamierzał prosić Daneh o jej zwrot.

— Och, tak — odpowiedział chłopiec. — Zabiorę je i wypiorę, kiedy będziecie się kąpać, a potem przyniosę je z powrotem.

— Suche? — chciała wiedzieć Courtney.

— Cóż, tego nie mogę obiecać — odparł chłopiec. — Ale podsuszone, tak.

— Hmm — mruknął Herzer. — Myślę, że spróbuję sam coś z tym zrobić. Ale dziękuję.

— Tylko jedna dziesiąta żetonu — zaoferował gorliwie dzieciak, łapiąc go za rękaw. — I znam panią, która może je też dla pana pocerować.

— Skąd mamy wiedzieć, że dostaniemy je z powrotem? — wyraziła wątpliwość Courtney, obciągając swoją koszulę, która faktycznie była brudna.

— No cóż, proszę pani, jestem tu cały czas — uspokoił ją chłopak. — Gdybym kradł ubrania klientów, to raczej bym ich nie miał, prawda?

— Czy ten szubrawiec się wam narzuca? — spytała kobieta, nadchodząc od tyłu. — Darius, kiedy zamierzasz zająć się prawdziwą pracą? — dodała z uśmiechem.

— Ach, madame Lasker, ja mam pracę — odpowiedział radośnie. — Czy chciałaby pani wyprać dzisiaj ubranie?

— Nie dzisiaj — odmówiła. — Jak się ma twoja matka?

— Dobrze, proszę pani, dziękuję za zainteresowanie.

— On jest bezpieczny — poinformowała ich kobieta. — Jestem June Lasker. Pełnię obowiązki mniej więcej miejskiego sekretarza. To jego matka pierze i ceruje.

— Czy jest jakaś możliwość zdobycia dodatkowych ubrań? — zapytał Herzer, naciągając swoją podartą koszulę. — Te już się łachmanią. I wcale nie mam ochoty chodzić w mokrych szmatach.

— Jest kilku sprzedawców materiału — westchnęła kobieta. — Ale ponieważ nie mamy możliwości produkowania go, więc są potwornie drogie. Prawie nikt nie zabrał ze sobą nic ponad to, co miał na sobie. Będą dość suche, jest pokój z piecem, w którym można je powiesić do wyschnięcia. Dużo zależy od tego, jak długo będziecie siedzieć w łaźni. Jeśli poczekacie godzinę czy coś koło tego, nie będzie źle.

— Dobra, Darius, tak? — zapytał Herzer.

— Darius Garsys — przedstawił się chłopiec, salutując do czoła.

— Jak ci zapłacimy?

— Łaźnia kosztuje jedną dziesiątą żetonu — wyjaśnił chłopiec. — Kiedy dadzą wam resztę i ręcznik, po prostu wyjdźcie tu z ubraniami. Możecie mi zapłacić przy odbiorze.

— Może być — zgodził się Herzer. — Zobaczymy się za chwilę.

— Pokażę wam, jak to działa — zaoferowała się June, wchodząc do pierwszego pomieszczenia łaźni. Przy drzwiach stała lada, a za nią złożono stosy ubrań i innych rzeczy. Po drugiej stronie sali ustawiono koszyki z materiałem i kawałkami żółtawego mydła.

— Cześć, Nick. — June przywitała się z mężczyzną za ladą.

— Część June — rzucił, przyglądając im się. — Przyprowadziłaś jakichś nowicjuszy, co?

— I już zdążył ich napaść Darius — odparła z uśmiechem. — Nie znam was, młodzi ludzie… — zawiesiła głos.

— Przepraszam — usprawiedliwiła się Courtney. — To nieuprzejme z naszej strony. Jestem Courtney, to Herzer i Mike. Jesteśmy w grupie uczniowskiej…

— A-5 — uzupełnił Herzer.

— Byliście w lesie, co? — stwierdził Nick. — Dobrze, zdejmijcie ubrania i wszystko, co macie, zwińcie w kłębek. Dam wam na niego pokwitowanie, i odbierzecie to, kiedy będziecie wychodzić.

— Rozebrać się tutaj? — z szeroko otwartymi oczami spytała Courtney.

— Niestety, kochanie — potwierdziła June, idąc w ślad za słowami. — Jeśli chcesz, możesz użyć ręcznika dla prywatności, ale łaźnia jest wspólna. Pracują nad inną, która będzie miała osobne sekcje, ale wszyscy do tego stopnia przyzwyczaili się do wspólnych kąpieli, że nie wiem, po co zawracają sobie tym głowę.

Herzer z oporami rozebrał się i zwinął brudne ubranie w kłębek. Szybko owinął się ręcznikiem kąpielowym. Był zrobiony z cienkiego kawałka gładkiego materiału i według Herzera niezbyt dobrze nadawał się do wycierania.

— Mam ten koszyk… powiedział, podnosząc go. — I co z pieniędzmi?

— Cóż, siedzę tu cały czasz między innymi po to, żeby upewnić się, że zostaną tam, gdzie je położyłeś — wyjaśnił Nick. Wziął kłębek i owinął go taśmą, przyczepiając ją następnie do drewnianego numerka. Drugi taki, z kawałkiem sznurka, podał Herzerowi.

— Połóż to obok pozostałych — polecił. — Wciśnij pieniądze głęboko do środka, żeby nikt nie mógł ich wyciągnąć bez grzebania. Dopilnuję, żeby zostały na miejscu.

— Dobra — odparł Herzer z powątpiewaniem.

— Zanim to zrobisz, koszt kąpieli to jedna dziesiąta żetonu — poinformował mężczyzna, wyciągając rękę. — To za mydło, ręcznik i ciepłą wodę. Jeśli chcesz coś więcej, płacisz dodatkowo.

— A co jeszcze można chcieć? — zapytała Courtney, wygrzebując pieniądze.

— No cóż, jest wino, przekąski i olejki do ciała — wyjaśniła za niego June. — Ale to znów potwornie drogie. Jednak myślę, że kiedy sytuacja się trochę unormuje, ceny pójdą w dół. W tej chwili płaci się cały żeton za kubek wina i kilka kawałków mięsa. Większość ludzi rezygnuje.

— To nie wiele więcej niż moje koszty — bronił się Nick. — W okolicy nie ma wiele wina. Ani dobrego mięsa, które mógłbym podać. Muszę je kupować od McGibbona z tego, czego nie sprzeda do miasta. Pierwszej jakości dziczyzna nie jest tania.

— Wiem, Nick. — June wzruszyła ramionami. — Po prostu mówię im prawdę.

— Cóż, na razie zrezygnujemy — zdecydował Herzer. — Jako uczniowie nie zarabiamy wiele. — Podał żeton i przyglądał się zafascynowany, gdy łaziebny wydawał mu resztę. Otrzymane pieniądze stanowiły mieszaninę drobnych monet z różnych metali i kilku z drewna.

— To jedna dziesiąta — wyjaśnił Nick, wskazując na mały kawałek metalu, który wyglądał na stal. — Cena wynosi jedną dziesiątą, więc jestem ci winien dziewięć dziesiątych. A to jest połówka — mówił dalej, pokazując mały kawałek czerwonawego metalu. — Zrobiony jest z miedzi, jak żetony, ale jest mniejszy i ma odciśniętą połówkę. Inny sposób myślenia o tym, to pięćdziesiąt setnych. A to — dodał, wyciągając jeden z kawałków drewna — jedna setna. Niedługo zaczną je robić z czegoś innego, ale na razie są z drewna. Choć ono nie jest dobre, bo pęka i jeśli się z kimś pobijesz, to efektem będzie pełna kieszeń bezwartościowych odłamków. Czyli to jest dziewięć dziesiątych. Na waszym miejscu zapłaciłbym temu urwisowi drewnem. I proszę, wysikajcie się, zanim weźmiecie kąpiel, nie w trakcie.