— O czym ty mówisz? — spytała Morgen.
— Słyszałaś kiedyś o SI Melcona?
— Tak, słyszałam o niej.
— Czy jeszcze istnieje? — z uśmiechem zapytał Herzer.
— Nie. Została zniszczona w wojnach SI — odparła Morgen, wstając i opierając ręce na biodrach. — Ale to jest czterdziesty pierwszy wiek, nie trzydziesty pierwszy! Chyba już wyrośliśmy z tego i ścierania się w wojnach jak chłopcy na placu zabaw!
— Tego właśnie bronimy — powiedział Herzer. — Albo nie, co jak widać, też może się zdarzyć — dodał, patrząc na Shilan.
— On próbuje powiedzieć, że ludzie zawsze stosowali przemoc — wtrąciła się Courtney. — Zawsze istniały wojny i jak długo zostaniemy istotami ludzkimi, zawsze mogą się zdarzyć. Ostatnie tysiąc lat to złoty wiek ludzkości. I miło będzie do tego powrócić. Ale jeśli ma się to odbyć kosztem pozwolenia Paulowi na decydowanie, co jest słuszne, a co nie… Możesz próbować ograniczać się do dyplomacji, ale ta już zawiodła. Zawiodła w Sali Rady. Kiedy Paul zaatakował Sheidę.
— No cóż, mamy na to tylko jej słowo — zauważyła Morgen.
— Och, dobry Boże. — Courtney podniosła ręce w powietrze. — Herzer, ty spróbuj.
— Nie, nie zamierzam tego robić — odpowiedział chłopak. — Morgen, możesz twierdzić, że chcesz to przesiedzieć. W porządku. Ale ludzie ci na to nie pozwolą. Możesz opuścić Raven’s Mill. Jestem pewien, że są społeczności, które nie zamierzają wymagać od obywateli takich obowiązków. Możesz nawet powiedzieć, że masz silne filozoficzne obiekcje wobec przemocy i przejść szkole nie medyczne. Ale jeśli pójdziesz gdzieś indziej, do społeczności, która twierdzi, że po prostu chce być neutralna albo że „przemoc nigdy niczego nie załatwia”, prędzej czy późnej przyjdą siły Paula i przejmą kontrolę, nie pytając cię o zdanie. Albo staniesz na drodze sił Sheidy i to oni przejmą kontrolę, nie pytając cię o zdanie. Jeśli o mnie chodzi, to nie zamierzam pozwolić Paulowi Bowmanowi mówić mi, jak mam żyć. Znam historię dostatecznie dobrze, żeby zrozumieć, do czego prowadzi ta droga. I wolałbym raczej siedzieć tu na ziemi, w deszczu i jeść robaczywy chleb, niż pozwolić mu zdobyć całkowitą kontrolę nad Matką.
— Ale nie mamy jak z nim walczyć! — wykrzyknęła Morgen. — Jest członkiem Rady! Wszyscy nimi są. Niech oni walczą!
— To pat. — Herzer wzruszył ramionami. — A Bowman chce, żeby cały świat poszedł jego drogą. On po ciebie przyjdzie, Morgen. I po mnie, i Shilan. Ponieważ on uważa, że ma do tego prawo. Taka jest jego życiowa misja. Możesz stanąć po tej stronie, możesz po tamtej. Ale jeśli staniesz po środku, po prostu zostaniesz zadeptana.
— To wszystko to… paranoja. — Morgen zaczęła tupać. — Wszyscy jesteście… podżegaczami wojennymi! I niech cię piekło pochłonie, Herzerze Herricku! — Z tymi słowami odbiegła w mrok.
— Nieźle, Romeo — stwierdził Cruz, rozpierając się wygodniej. — Poderwałeś ją rano, cały dzień dobrze się bawiłeś, a wieczorem sama odchodzi. Nieźle!
Shilan zareagowała na to, uderzając go w ramię, najmocniej, jak umiała mięśniami stwardniałymi po tygodniu ciężkiej pracy. — Auuu! Jej!
— Mniej, niż zasługujesz — powiedziała Courtney.
— Ja tylko żartowałem] — poskarżył się Cruz, rozcierając ramię.
ROZDZIAŁ DWUDZIESTY CZWARTY
Po kłótni Herzer do wieczora został z resztą grupy. Przez całe popołudnie na ogniskach piekły się dwa woły i wieczornym posiłkiem był wspólny grill. Rekreacjoniści, którzy albo szybko się tu dostali i uruchomili swoje warsztaty, albo byli stałymi mieszkańcami Raven’s Mill, oferowali różne dodatkowe potrawy. Herzer po raz pierwszy spróbował kremu kukurydzianego i bigosu ze słodkiej kapusty i uznał, że są całkiem jadalne. Ale najbardziej zdumiała go niewiarygodna różnorodność. Przed Upadkiem odkrywanie czy wymyślanie nowych potraw było niemal powszechnym hobby, a mimo to panowała całkowita jednorodność. Wszystkie były upiornie pikantne, niektóre wręcz nie nadawały się do jedzenia. Jedyną różnicą zdawał się być typ dodanego kwasu, i można było wybierać między cudowną pikantnością kwasu solnego albo atakiem jądrowym fluorowego.
— Ummm. Ale to dobre — ucieszył się, wracając do polowania widelcem na kolejne grzyby.
— Masz na myśli grzyby, czy stajesz się egzystencjalistą? — zapytała Shilan.
— Zasadniczo grzyby. — Herzer nabił parę na widelec. — Ale tak naprawdę, miałem na myśli to wszystko. — Wzruszył ramionami, gdy nachyliła się i delikatnie ściągnęła ustami zawartość widelca, kiwając następnie głową. — Lepiej niż przesiadywanie w lesie.
— Nie lepiej, niż było miesiąc temu — stwierdziła ponuro.
— Tak, prawda — zgodził się Herzer, zgarniając pozostałe grzyby. Ale na jego twarzy pojawił się wyraz zamyślenia.
— Pensa za twoje myśli. — Shilan z błyskiem w oczach przechyliła głowę na bok. Zaraz jednak się roześmiała.
— Co?
— Pensa za twoje myśli — powtórzyła Shilan. — Jak stare jest to powiedzenie?
— Tak — przyznał Herzer, chichocząc. — To znaczy, czy proponujesz mi zapłacić dużo pieniędzy, czy bardzo mało? Wszystko zależy od wartości pensa.
— Jestem gotowa sporo zapłacić za poznanie twoich myśli, Herzer. — Nachyliła się, patrząc mu prosto w oczy. Hmmm… — Zmarszczył brwi. Przez chwilę drgał mu mięsień szczęki. — Powiedziałaś, że miesiąc temu było lepiej i zgodziłem się.
— Jasne — potwierdziła, lekko wzruszając ramionami. Trudno spierać się z faktami.
— Tak… i nie. — Herzer znów zacisnął szczękę. — To… to… — wskazał szerokim machnięciem rąk na rozmawiające i jedzące grupy, z oddali dobiegał śmiech. — Mamy tu dwie rzeczy, których nie było miesiąc temu — wyjaśnił. — Po pierwsze, to jest prawdziwe. To nie jakiś Jarmark Rekre, na którym, jeśli ziemia jest zbyt twarda, możesz sobie ściągnąć poduszkę, a kiedy robi się za późno, teleportujesz się do domu. To jest prawdziwe. Jeśli chcesz poduszki, to lepiej wymyśl, jak ją zrobić. Nie wiem, czemu to ważne, ale czuję to w duszy.
Podniósł rękę, gdy Shilan zaczęła coś mówić. — Jeszcze sekunda — przerwał jej. — Daj mi chwilę. Drugą rzeczą jest fakt, że to ma duszę. Czy wcześniej widziałaś kiedykolwiek tyle pasji? Tyle przejęcia w ludziach, ile widzisz dziś? Nie. Czemu? Ponieważ to jest prawdziwe. Wcześniej, przed Upadkiem, nie ważne, o czym rozmawiałaś, nie ważne, o co się spierałaś, wiedziałaś, że następnego dnia wstaniesz i będziesz robić mniej więcej to samo. Ale rzecz w tym, że wiedziałaś, że wstaniesz. Wiedziałaś, że następnego dnia będziesz żyć! — Teraz te kwestie nie są banalne. Nie tylko nasze życie, ale całe pokolenia mogą od nich zależeć. Ci ludzie wiedzą, że ich praca musi się powieść nie tylko dla nich, ale i dla ich dzieci i wnuków. I że Matka nie złapie ich, kiedy się potkną. To budzi w nich pasję i głębię, której nigdy wcześniej nie widziałem. Gdybym teraz mógł naciśnięciem klawisza przywrócić wszystko do poprzedniego stanu, czy zrobiłbym to? Tak. Ale nie znaczy to, że bym nie żałował. W tym jest dusza, we wszystkim tutaj. Dusza, której nie było przed Upadkiem. Czyli tak, i… nie — podsumował, wyławiając ostatniego grzyba. — Szlag, robi się zimno.
— Rety. — Shilan zmarszczyła czoło. — To było warte… żetonu!