— Wydaje mi się, że doskonale się dogadacie — wtrącił Edmund. — Mam…
— Inne sprawy — sucho dokończyła Daneh. — W porządku. Zobaczymy się wieczorem?
— Mam nadzieję — odparł ponuro. — W końcu wróciłaś, a prawie się nie widujemy. — Skłonił się jeszcze i odszedł energicznym krokiem w kierunku ratusza.
— Cóż, przynajmniej możecie razem spać — rzuciła Sharron z nieśmiałym mrugnięciem.
— Nie, nie śpimy — odpowiedziała Daneh. — Ale… cóż… — Sharron umilkła, nie rozumiejąc.
— Nieważne. — Daneh potrząsnęła głową. — Ujmijmy to w ten sposób, mogę być pierwszą kandydatką do spróbowania wrotycza.
Sharron przyglądała się jej przez chwilę, aż zrozumiała, że lekarka mówi Poważnie, po czym zbladła.
— O bogini.
ROZDZIAŁ DWUDZIESTY PIĄTY
Następnego ranka doszło do poważnej sprzeczki między Cruzem i Shilan. Cruz zniknął, ponieważ jacyś jego znajomi zorganizowali grę w kości. Skończyło się to dla niego tym, że przegrał wszystkie posiadane żetony i nie miał nawet dość na śniadanie. Rozwijający się między nim a Shilan związek uległ zdecydowanemu zerwaniu, przynajmniej w jej oczach. A Herzer zaczął się zastanawiać, co straci, grając paladyna.
Jednak nie był w stanie się przekonać, ponieważ klasa A-5 została natychmiast wysłana do tartaku. Wygłoszono im tam krótki wykład, z którego dowiedzieli się, że cięcie i formowanie drewna stanowi podstawę przemysłu w cywilizacji przedindustrialnej. Poinformował ich o tym John Miller, kierownik tartaku, mężczyzna poważny i bez poczucia humoru. Kiedy zapytali go o źródło drewna i czy to nie stanowi czasem podstawy przemysłu, bez uśmiechu wyjaśnił im, że każdy dureń może ścinać drewno, ale do formowania go potrzeba prawdziwego mistrza.
Po serii ostrzeżeń i przypomnień, że jeśli dojdzie do ich obcięcia, ręce i nogi nie dadzą się odtworzyć, klasa została wysłana do cięcia i formowania niekończącego się strumienia bali docierających z okolicznych lasów. Przez pierwsze kilka dni zajmowali się jedynie przesuwaniem kłód, przetaczaniem ich, pozycjonowaniem i ewentualnie przesuwaniem przez piłę taśmową. Znów była to potwornie ciężka praca, wymagająca wielu mięśni, których nie rozwinęli przy ścinaniu, i mieli bardzo mało czasu na rozmowy.
Klasa mieszkała w koszarach, których część wydzielono dla przebywających w mieście uczestników programu nauki zawodów. Koszary podzielono według płci, więc Herzer nie był w stanie określić, czy Shilan faktycznie była nim zainteresowana, czy tylko się bawiła. Albo, co było równie prawdopodobne, wygrywając go przeciw Cruzowi. Jednego wieczora zaprosił ją do łaźni, ale zdecydowanie odmówiła, tłumacząc się potwornym zmęczeniem. Biorąc pod uwagę to, jak sam się czuł, mogła to być szczera prawda.
W ostatnie dwa dni zaznajomiono ich z narzędziami do obróbki drewna, łącznie z toczeniem i wierceniem. Tu Miller udowodnił, że choć nie sprawiał wrażenia, żeby lubił swoich uczniów, prawdziwie kochał drewno. Był mistrzem toczenia i rzeźbienia i nawet nie śmiał się z ich wysiłków. Po prostu skomentował ich pracę, mówiąc, że on zajmował się tym od siedemdziesięciu pięciu lat i nie spodziewał się, żeby opanowali tę sztukę po jednej próbie.
Na koniec tygodnia zostali opłaceni i tylko Mike dostał bonus. Wykazał zdumiewające zdolności do pracy z drewnem i Miller nawet uśmiechnął się na widok jednego z jego produktów. Z drugiej strony Herzer mógł być w najlepszym razie opisany jako niezręczny. Osobiście uważał, że miał do tego dwie lewe ręce. Kiedy chciał zrobić głębokie nacięcie, wychodziło płytkie i na odwrót, a kiedy chciał wyrównać, żłobił. Po prostu nie pasowali do siebie z drewnem.
Pierwszego dnia pracy w tartaku oprowadzono ich po nim i pokazano drewnianą turbinę koła wodnego, zębatki, złącza i Herzer zdumiał się, jak Miller i kilku podobnie uzdolnionych rzemieślników było w stanie zbudować coś takiego w zaledwie dwa tygodnie, nie mając nic, poza ręcznymi narzędziami. Nie zazdrościł im ich mistrzostwa, ale robiło to wrażenie.
Kiedy dostał wypłatę, dotknął ramienia Shilan i uniósł brew.
— Kąpiel?
— Och, Herzer…
Podniósł rękę, by uciąć odpowiedź.
— W porządku. Po prostu chciałem wiedzieć, na czym stoję. W zeszłym tygodniu sprawiałaś wrażenie, jakbyś sugerowała, że chcesz czegoś więcej niż pomachania w przelocie.
— Herzer, przez większość wieczorów jestem dość zmęczona — powiedziała, marszcząc się smutno. — A w tej chwili nie jestem gotowa na jakikolwiek związek.
— Świetnie! — odparł, kiwając głową. — Ja też nie.
— Co?!
— Nie masz ochoty na przyjazne poobracanie w sianie, a ja raczej nie jestem zainteresowany długotrwałym związkiem — wyjaśnił, wzruszając ramionami. — Cruz tak, aleja nie. Nie o to chodzi, że nie chcę się bawić, po prostu chciałbym mieć w tobie przyjaciela.
— Och — wyjąkała Shilan.
— Próbowałem powiedzieć ci to tak, żeby cię nie zranić. W ten sposób jest o wiele łatwiej. — Och.
— Zostaniemy przyjaciółmi? — zapytał, wyciągając dłoń.
Shilan przyglądała się jej przez chwilę jakby zmieszana, potem uścisnęła ją bez zaangażowania.
— Przyjaciele.
— Hej, planuję obiad z Mike’em i Courtney, może miałabyś ochotę się przy. łączyć?
— Och, nie — odmówiła Shilan. — Zamierzam… Muszę…
— Dobra — uciął Herzer machnięciem. — W takim razie do zobaczenia. Cześć. Poszedł do miejsca, gdzie czekali na niego Mike i Courtney.
— Czyli znów będziesz miał szczęście? — zapytał Mike.
— Nie — zaprzeczył Herzer. Stojąc teraz plecami do Shilan, uśmiechnął się złośliwie. — Powiedziałem jej, że chcę, żebyśmy zostali przyjaciółmi.
Mike też się odwrócił i wykrzywił.
— Ooo! Punkt dla facetów!
Herzer szedł dalej, zmuszając Courtney — która zaczęła szykować się do wybuchu i aż się w niej buzowało — do dogonienia go.
— Powiedziałeś jej, że chcesz się przyjaźnić, ale wcale tego nie chcesz? — zapytała z furią.
— Nie, nie. Powiedziałem jej, że chcę być jej przyjacielem i to prawda. Ale oprócz tego chciałbym ją pieprzyć tak, żeby jej para uszami poszła!
— Tak, tak, TAKI — rozentuzjazmował się Mike. — Trafiła kosa na kamień.
— Czemu jej tego po prostu nie powiesz? — indagowała go dalej Courtney.
— I co, mam jej dać okazję, do wygrywania mnie przeciw Cruzowi? Wydawało mi się, że dokładnie o to jej chodzi. Albo o kręcenie mną jak jakąś marionetką. Nie wiem, czy była taka już wcześniej, czy jest to efekt tego, co przytrafiło się jej w drodze. Ale już w łaźni próbowała się mną bawić. Nie, dziękuję bardzo.
— Rety, to prawie równie złe, jak kobieta — zauważył Mike i oberwał zaraz w ramię.
— Ach! Uderzasz zbyt szybko, mój panie! — odpowiedział Herzer, uderzając się w pierś. — To nie jest rzecz, o którą warto kruszyć kopie. Ale wystarczy, wystarczy!
— Obaj jesteście okropni — obruszyła się Courtney.
— I dlatego właśnie nas kochasz, prawda? — Herzer uśmiechnął się.
— HERRICK — dobiegł ich głos z tyłu. Herzer odwrócił się i znieruchomiał z uwagą.
— Ach, sir… och… Edm… Burmistrz Talbot!