Выбрать главу

5 – GDZIE BOHATER UMIERA NA POCZĄTKU

– Uważaj!

– Rany boskie…

– O Boże!

– Uwaga! Przecież on zaraz…

– Nieeeeee!!!!!!

Długi pisk hamulców. A potem uderzenie, głuche i przytłumione. Biegłem za piłką, która wypadła na jezdnię, a zderzak sportowego samochodu ściął mnie tuż pod kolanami, tam gdzie skóra jest najmiększa. Moje stopy oderwały się od ziemi. Wyrzuciło mnie niczym z katapulty prosto w niebo.

Powietrze świstało mi w uszach. Unosiłem się nad powierzchnią. Chłodny wiatr wtargnął do moich rozdziawionych ust. Gdzieś tam w dole, nieco dalej, gapie wpatrywali się we mnie z przerażeniem.

Jakaś kobieta zawyła, widząc, jak się wznoszę. Spod spodni wyciekała mi strużka krwi, tworząc na asfalcie kałużę.

Wszystko działo się jak w zwolnionym tempie. Leciałem na poziomie dachów, obserwując poruszające się w mansardowych oknach sylwetki. Wtedy po raz pierwszy w moim umyśle pojawiło się pytanie, które znacznie później stanie się moją nieustającą obsesją: „Co ja tutaj w ogóle robię?".

Tak, w tej właśnie chwili, zawieszony na ułamek sekundy pod niebem, zrozumiałem, że niczego nie rozumiem.

Kim jestem?

Skąd się tu wziąłem?

Dokąd zmierzam?

Odwiecznie stawiane pytania. Każdy zadaje je sobie któregoś dnia. Ja zadałem je sobie w tej właśnie chwili, gdy umierałem.

Wzniosłem się bardzo wysoko. Spadłem także nad wyraz szybko. Plecy uderzyły o maskę sportowego samochodu w kolorze zielonym. Odbiłem się, a głowa uderzyła o krawędź chodnika. Rozległ się trzask. Głuchy odgłos. Przerażone twarze pochyliły się nade mną.

Chciałem coś powiedzieć, ale nie byłem w stanie niczego już zrobić, ani wydobyć z siebie głosu, ani poruszyć się. Słońce powoli zaczęło zachodzić. To fakt, w lutym słońce jest jeszcze nieśmiałe. I wiadomo, że tylko patrzeć, a nadejdą marcowe gwałtowne deszcze. Słońce stopniowo gasło. Wkrótce pogrążyłem się w ciemnościach i ciszy. Żadnych zapachów, żadnych odczuć, nic. Kurtyna.

Miałem dopiero siedem lat i już po raz pierwszy umarłem.

6 – REKLAMA

„Życie jest piękne. Nie słuchajcie plotek. Życie jest piękne. Życie to produkt przetestowany i zatwierdzony przez ponad siedemdziesiąt miliardów ludzi od trzech milionów lat. Oto najlepszy dowód jego niepowtarzalnej wartości".

Komunikat KAPŻ,

Krajowej Agencji Promocji Życia

7 – PODRĘCZNIK DO HISTORII

Do chwili pojawienia się tanatonautyki śmierć uważana była za jedno z najważniejszych tabu ludzkości. Żeby skuteczniej walczyć ze związanymi z nim obawami, ludzie odwoływali się do procesów myślowych, które dzisiaj nazwalibyśmy przesądami. Niektórzy na przykład uważali, że medalik z wyobrażeniem świętego Krzysztofa przyczepiony do deski rozdzielczej uchroni kierowcę przed śmiertelnym wypadkiem samochodowym.

Zanim nastał XXI wiek, żartowano sobie dosyć powszechnie, że największe szanse, by wyjść cało z wypadku samochodowego, ma posiadacz największego medalika ze świętym Krzysztofem.

Podręcznik szkolny, kurs podstawowy, 2. rok

8 – GDZIE BOHATER UMIERA MNIEJ, NIŻBY SIĘ WYDAWAŁO

Oczekiwanie. Nic strasznego się nie wydarzyło.

Pradziadek nie miał racji. Śmierć nie była wcale aż tak przerażająca. Po prostu nic się nie działo. I to wszystko.

Ciemność i cisza trwały bardzo długo.

Wreszcie otworzyłem oczy. Drobna sylwetka pojawiła się w mglistej otoczce światła. Zapewne anioł.

Anioł pochylił się nade mną. Dziwnie przypominał kobietę, ale bardzo piękną kobietę, taką, jakiej nigdy nie ujrzymy na ziemi. Miała jasne włosy i ciemne oczy.

Pachniała morelami.

Wokół nas wszystko było białe i pogodne.

Musiałem być w raju, gdyż anioł się do mnie uśmiechnął.

– Eeem… asz… użżżż… emp… ryyyyyy…

Anioły najwidoczniej porozumiewają się własnym językiem. Żargonem całkowicie niezrozumiałym dla nieaniołów.

– Emmm… szszszsz… pera… tuuuuuu.

Powtarzała cierpliwie tę litanię i przesunęła delikatną chłodną dłonią po moim gładkim czole dziecka, które uległo wypadkowi.

– Nie… masz… już… temperatury.

Rozejrzałem się wokół siebie lekko jeszcze nieprzytomny.

– W porządku? Rozumiesz, co do ciebie mówię? Nie masz już gorączki.

– Gdzie jestem? W raju?

– Nie, na oddziale reanimacji w szpitalu Saint-Louis. – Anioł uspokoił mnie. – Nie umarłeś. Jesteś tylko trochę pokiereszowany. Miałeś sporo szczęścia, że spadłeś na maskę samochodu, która złagodziła upadek. Masz tylko mocno rozdartą skórę na kolanach.

– Zemdlałem?

– Tak, byłeś nieprzytomny przez trzy godziny.

Straciłem świadomość na trzy godziny i w ogóle tego nie pamiętam! Kompletnie nic, żadnych, choćby najmniejszych doznań. Przez te trzy godziny zupełnie nic się nie wydarzyło.

Pielęgniarka podłożyła mi poduszkę pod plecy, żebym mógł usiąść wygodniej. Może i byłem martwy przez trzy godziny, ale czułem, że ani mnie to grzeje, ani ziębi.

Natomiast pojawienie się mojej rodziny wywołało u mnie silny ból głowy. Wszyscy byli tacy mili i pochlipywali, zupełnie jakbym rzeczywiście wyzionął ducha. Twierdzili, że strasznie się o mnie martwili. „Krew zastygła nam w żyłach", właśnie tak się wyrazili.

Odniosłem wrażenie, że jakby trochę jest im przykro, że wyszedłem z tego cało. Gdybym umarł, strasznie by mnie żałowali. I od razu okazałoby się, że miałem wyłącznie same zalety.

9 – KARTOTEKA POLICYJNA

Wniosek o udostępnienie danych psychologicznych dotyczący Michaela Pinsona

Osobnik poddany badaniu jest ogólnie normalny. Jednakże stwierdzono u niego pewne psychiczne ułomności spowodowane nadmiernie przytłaczającym środowiskiem rodzinnym. Osobnik żyje w ciągłym stanie niepewności. Według niego ten, kto zabiera głos jako ostatni, ma zawsze rację. Nie wie, czego chce. Nie rozumie też czasów, w jakich żyje. Nieznaczne skłonności do paranoi.

Uwaga: rodzice nie uznali za wskazane, by powiedzieć mu o tym, że jest dzieckiem adoptowanym.

10 – SĘP

Pierwsza wycieczka poza życie właściwie nie nauczyła mnie niczego interesującego na temat śmierci, z wyjątkiem może tego, że jeszcze przez długi czas było to źródłem kłopotów, które miałem z rodziną.

Później, kiedy miałem już osiem, a może dziewięć lat, bardziej zainteresowałem się śmiercią, tyle że tym razem śmiercią innych. Należy zaznaczyć, że w telewizji każdego wieczoru w wiadomościach o dwudziestej pokazywano zmarłych, a było tego do wyboru, do koloru. A więc byli tam najpierw ci, którzy zginęli na wojnie. Mieli na sobie zielono-czerwone mundury. Potem pokazywali tych, którzy zginęli w drodze na wakacje: ubrania wielobarwne. Wreszcie pokazywano słynnych zmarłych: ubranych w świecące stroje.

W telewizji wszystko było znacznie prostsze niż w życiu. Od razu można było zrozumieć, że śmierć jest czymś smutnym, bo obrazom towarzyszyła pogrzebowa muzyka. To co pokazywali w telewizji, zrozumieć mogły i dzieci, i debile. Ofiarom wojny przysługiwała symfonia Beethovena, ci z wakacji mieli prawo do koncertu Vivaldiego, a gwiazdom show-biznesu, które przedawkowały, towarzyszył wolny kawałek Mozarta grany na wiolonczeli.