Według niej olbrzymi korytarz stale się zwężał, ale jego średnica wciąż wynosiła kilkaset (albo kilka tysięcy?) kilometrów.
Miał formę kuwety, a raczej lejka. Ludzie bili się ze wspomnieniami na urwistych występach skalnych. Przypominały klif w kształcie walca. Światło wciąż pulsowało w głębi kuwety. Nie było już jednak ani góry, ani dołu.
Stefania chwyciła mapę Raoula i zwinęła ją w taki sposób, że czubek lejka skierowany był teraz do ziemi.
– Stożek nie jest w poziomie, tylko w pionie – powiedziała. – Brzegi kurczą się, w miarę jak schodzimy coraz niżej po piaszczystych urwiskach.
Nabazgrała na kartce:
1. Start.
2. Wygaszenie wszystkich oznak normalnego życia.
3. Koma.
4. Wydostanie się poza świat.
5. Osiemnaście minut lotu w przestrzeni.
6. Pojawienie się wielkiego kręgu światła wirującego wokół własnej osi, pierwsze obrazy Ostatecznego Kontynentu. Średnica w przybliżeniu: tysiące kilometrów w oświetlonej strefie. Granice. Niebieska plaża.
7. Dotarcie do plaży światła. Przybycie do terytorium numer 1.
TERYTORIUM 1
– Lokalizacja: koma plus 18 minut.
– Kolor: niebieski. Turkusowoniebieski przechodzący stopniowo w fioletowoniebieski.
– Doznania: nieodparte przyciąganie, kolor niebieski, woda. Obszar chłodny i przyjemny. Światło, które przyciąga.
– Kończy się na: Moch 1 (nieco mniejsza średnica).
TERYTORIUM 2
– Lokalizacja: koma plus 21 minut.
– Kolor: czarny.
– Doznania: otchłań, strach, ziemia. Obszar zimny i przerażający, gdzie na coraz bardziej stromych urwiskach nieboszczyk stawić musi czoło najbardziej przykrym lękom i wspomnieniom. Światło jest wciąż obecne, ale strach odwraca od niego uwagę.
– Kończy się na: Moch 2.
– Prowadzi być może do… terytorium numer 3 (?).
Stefania starła na mapie jedną kreskę, narysowała inną i przesunęła słowa Terra incognita. Nasza nowa granica nazwana została Moch 2. Teraz mogliśmy już zaprosić przedstawicieli prasy. Wiadomość spotkała się z szerokim oddźwiękiem międzynarodowym.
Tanatonautka wyjaśniła, że Jean Bresson został zapewne pokonany przez swoją przeszłość. Odmówił jakichkolwiek kontaktów z dziennikarzami, którzy chcieli z nim przeprowadzić wywiad. Ten biedny człowiek, żyjący w całkowitej izolacji, nigdy się nie dowiedział, co wydarzyło się tam, w górze.
Należało jednak uporać się z wywołaną przez niego tanatofobią. Poszukiwano jego rodziny, dawnych przyjaciół.
Opowiadali, że istotnie Jean miał okropne dzieciństwo, które spędził w internacie prowadzonym przez wielce podejrzanego typa molestującego uczniów. Żeby udowodnić sobie, iż pokonał dawne lęki, Jean stał się najpierw kaskaderem, a potem tanatonautą. Zrobił wszystko, żeby zapomnieć o najmłodszych latach, ale pierwsza bariera komatyczna wyrosła nagle przed nim, przypominając mu minione piekło i wtłaczając go w nie na nowo.
Dyrektor internatu został zdemaskowany, potem aresztowany, a zakład zamknięto.
Jednakże lęk przed śmiercią wcale dzięki temu nie zniknął. Odtąd wszyscy wiedzieli, że śmierć nie jest ani czystym rajem, ani też do końca piekłem. Jest „czymś innym". Śmierć nadal pozostawała tajemnicą.
A zatem naprzód! Prosto przed siebie, wciąż prosto w nieznane!
Następny ceclass="underline" Moch 2.
131 – MITOLOGIA ŻYDOWSKA
Kiedy Adam pojawił się na ziemi, pierwszego dnia był bardzo zaskoczony, że światło się zmienia. Gdy słońce zaszło, a ciemności zawładnęły niebem, pomyślał, że wszystko się skończyło. Jego życie i świat cały znalazły się u swojego kresu. „Jakżem nieszczęśliwy! – krzyknął. – Pewnie zgrzeszyłem ciężko, skoro nad światem zapadły tak wielkie ciemności. Wracamy więc do pierwotnego chaosu. Oto śmierć, na którą skazują mnie Niebiosa". Przestał jeść i płakał przez całą noc.
Kiedy nastał świt, krzyknął: „Taki zatem jest świat! Gaśnie, a potem zapala się na nowo". Wtedy ciesząc się ogromnie, że nie wszystko się skończyło, wstał, pomodlił się i złożył Bogu ofiarę.
Fragment rozprawy Śmierć, ta nieznajoma Francisa Razorbaka
132 – MAJSTERKOWANIE
Podczas gdy posuwaliśmy się do przodu malutkimi kroczkami, centymetr po centymetrze eksplorując Ostateczny Kontynent, w różnych miejscach na świecie zaczęły się na nowo odradzać tanatodromy. Wyrastały także jak grzyby po deszczu nowe tego typu ośrodki.
Temat znowu stawał się modny. Gdy tylko się dowiedziano, że Stefania wpadła na pomysł połączenia mistyki z nauką, tanatodromy wznoszono nieopodal świątyń, a po więźniach i kaskaderach pojawiło się nowe pokolenie tanatonautów, wśród których znaleźli się przede wszystkim duchowni i mnisi różnych wyznań.
Równolegle, po sceptykach i entuzjastach, mieliśmy teraz do czynienia z laikami, którzy uważali tę mieszaninę przesądów i nauki za wybuchową. Nadali nam przydomek „konkwistadorów wiary", ponieważ wyruszaliśmy na podbój nowego terytorium w imię pewnych duchowych zasad przyjętych niejako a priori.
Każdy z kapłanów, który przekroczył pierwszą granicę, twierdził, że ujrzał symbole wyznawanej przez siebie religii. Było to czymś naturalnym, ponieważ na mrocznym terytorium tanatonauta był osaczony przez własne wspomnienia.
Mnisi benedyktyńscy oświadczyli na przykład, że odkryli pochodzenie aureoli świętych. Według nich było to wyobrażenie ektoplazmy wysuwającej się z górnej części czaszki. Malarze tworzący w tej epoce chcieli w ten sposób podkreślić zdolność odcieleśnienia, jaką posiadali święci.
Osoby nastawione wrogo do religii uniosły się gniewem, twierdząc, że to tylko propagowanie ciemnoty.
W grę wchodziły teraz sprzeczne interesy, świętości i wszelkiego rodzaju tabu. Amandine, Stefania, Raoul i ja wiedzieliśmy, że majstrujemy przy bombie, która w każdej chwili może nam wybuchnąć prosto w twarz. Już „incydent" z Jeanem powinien być dla nas poważnym ostrzeżeniem.
Ciekawość jednak zawsze jest najsilniejsza. Tak bardzo przecież chcieliśmy się dowiedzieć, co się kryje za Moch 2.