Выбрать главу

Amandine pożerała wręcz wzrokiem tego tanatonautę, który dotarł ze wszystkich najdalej na Ostatecznym Kontynencie. Zdziwiła się też, że wiara w reinkarnację należy do żydowskiej religii.

– To wiedza tajemna – wyjaśnił łysy człowieczek, potrząsając głową odzianą w jarmułkę. – Zresztą niewielu jest rabinów, którzy podzielają moje poglądy. Jestem reformistą, liberałem i kabalistą. Inaczej mówiąc, wprowadzam niezły bałagan na podwórku judaizmu.

– Ale jednak – nalegała Amandine – czy istnieje w tej religii jakaś procedura dotycząca umierania?

– Oczywiście. Umierający mają nakazane zamknąć drzwi swoich zmysłów, skoncentrować się na psychicznym centrum serca i ustabilizować oddech. A wtedy, jak zapisane jest w Zoharze, dusza wyruszy najwyższą ze wszystkich dróg.

Najwyższą ze wszystkich dróg… Milczeliśmy, starając się sobie to wyobrazić.

– Posługujecie się medytacją, żeby wystartować. A jaką technikę stosujecie? – zapytała Stefania. – Czy jest ona odmienna dla każdego czy też wynika ze zdobytej przez was wiedzy?

– Nasza metoda pochodzi z najdawniejszych czasów. Nazywamy ją cimcum. Już prorok Ezechiel posługiwał się nią siedem stuleci przed Chrystusem. Najpierw rabin Aaron Roth uporządkował ją w traktacie poświęconym niespokojnej duszy, a potem zajęli się tym Majmonides i rabin Izaak Luria. Cimcum oznacza „wycofanie się". Żeby zatem osiągnąć cimcum, a więc medytować, trzeba na chwilę stać się jakby obcym dla własnego ciała, patrzeć na nie z oddali i bacznie obserwować, co się z nim dzieje.

– Ale jak wam się to udaje w praktyce?

– Koncentrujemy się na oddychaniu, a w szczególności na oddziaływaniu powietrza na naszą krew i na działaniu krwi na organizm.

– Wasza metoda niewiele się różni od mojej – wtrąciła Stefania, buddystka tybetańska.

Freddy zaśmiał się dobrotliwie.

– Tak, ale jeśli chcemy być naprawdę nowocześni, można się odcieleśnić na wiele innych sposobów. Nic nie zastąpi ostrej alkoholowej jazdy albo ostrego seksu!

Powiało jakby chłodem.

– Ach, Freddy! Czy pan nigdy nie przestanie sobie żartować? – zaprotestowała niemrawo Amandine.

– Ależ skąd – odpowiedział z powagą. – Wszystkie czynności naszego życia są świętymi działaniami: jedzenie, picie, oddychanie, kochanie się, wszystko to są sposoby, by czcić Boga i egzystencję, którą nas obdarzył!

Jak uchwycić ekspresję w pustych oczach ukrytych za ciemnymi grubymi szkłami? Dziecięcy uśmiech rozjaśniał pokrytą zmarszczkami twarz rabina, gdy recytował aforyzmy, których nauczył się od swojego duchowego mistrza, rabina Nachmana z Bracławia:

– Nasz wielki obowiązek to zawsze być radosnym i odsuwać z całych sił smutek i rozgoryczenie. Wszystkie choroby, które dopadają człowieka, wynikają z nadwątlenia radości. A spowodowane to jest zniekształceniem „głębokiej pieśni" (nigun) i dziesięciu życiowych rytmów (defikim). Kiedy radość i śpiew zamierają, człowieka dosięga choroba. Radość jest najskuteczniejszym z lekarstw. Musimy więc znaleźć w sobie choćby jeden pozytywny punkt i w niego się wczepić. I tak musi być.

Co powiedziawszy, poprosił Amandine o swój ulubiony napój, „krwawą Mary", który wypił duszkiem i oświadczył, że już najwyższy czas, żeby on i jego uczniowie położyli się spać.

165 – ODCIELEŚNIENIE

Któregoś wieczoru Rose i ja postanowiliśmy odcieleśnić się zgodnie z tym, co powiedział Freddy. Po lekkostrawnej kolacji wyciągnęliśmy się na podłodze na syntetycznej wykładzinie. Skoncentrowaliśmy się na oddychaniu i na krwi wypełniającej nasze organizmy.

Wciąż postępując zgodnie ze wskazówkami Freddy’ego, jeśli pojawiał się jakiś skurcz, pochłanialiśmy ból, po czym zapominaliśmy o nim, a ilekroć umysł błądził, ponownie go opróżnialiśmy, myśląc tylko o tym, żeby kontrolować oddech.

Spędziliśmy w ten sposób całkowicie bez ruchu pół godziny, leżąc na podłodze z bolącymi plecami, zanim dopadł nas szaleńczy śmiech. Najwyraźniej żydowska medytacja do nas zupełnie nie przystawała.

Niesforna Rose delikatnie ugryzła mnie w ucho.

– Freddy wspominał też o przyjemniejszych sposobach wychodzenia ze swojego ciała.

Pogładziłem ją po długich czarnych włosach.

– Nie lubię za bardzo się upijać. Alkohol nie przynosi mi radości, mam przez to tylko mdłości. No i potwornego kaca!

– Pozostaje nam jeszcze inna technika – powiedziała, rozciągając zmysłowo obolałe ręce i nogi, zanim rzuciła się w moje ramiona.

Gorączkowo zrzuciliśmy ubrania.

– Jest gdzieś powiedziane, że aby medytacja była skuteczna, należy pozbyć się wszystkiego, co czyni nas ciężkimi – przypomniała moja małżonka.

– Jest też gdzieś powiedziane, że aby dobrze medytować, trzeba czuć, jak krew uderza w skroniach. A ja to czuję – odpowiedziałem, siląc się na naukowy ton.

– Jest powiedziane, że aby dobrze medytować, trzeba się wygodnie wyciągnąć na łóżku – zauważyła Rose, ciągnąc mnie w stronę mięciutkiego małżeńskiego gniazdka.

Nasze ciała splotły się i stopniowo umysły połączyły się w radości. Nasze dwie cielesne otoczki rozciągały się coraz bardziej, wydobywając się nieśmiało z rozpalonych powłok, aż złączyły się ponad naszymi głowami w ciągu trwającej kilka sekund ekstazy.

166 – FILOZOFIA ŚRI AUROBINDO

„Rozwój nie polega na tym, żeby stawać się w coraz większym stopniu świętym czy bardziej inteligentnym albo też szczęśliwszym. Rozwój polega bowiem na tym, by stawać się coraz bardziej świadomym. Wiele czasu potrzeba, żeby oswoić się z prawdą poprzednich egzystencji. Im bardziej wzrasta ciało psychiczne, tym jaśniejsze, poprzez kolejne wcielenia, stają się wspomnienia mentalne.

Śmierć przestaje być ową wykrzywioną maską, która przypomina nam, że nie odnaleźliśmy siebie, lecz jest ona jedynie spokojnym przejściem od jednej formy doświadczenia do drugiej. A dzieje się tak aż do dnia, w którym staniemy się na tyle dojrzali, by móc przelać na tyle dużo świadomości do tego ciała, aby nasz duch stał się nieśmiertelny".

Satprem, „Śri Aurobindo albo przygoda świadomości"

Fragment rozprawy Śmierć, ta nieznajoma Francisa Razorbaka

167 – STRATY

Raoul narysował Galaktykę, umieszczając w jej środku coś w rodzaju otwartego syfonu do zlewu. Ostateczny Kontynent. Taka lokalizacja miała ten dodatkowy atut, że odpowiadała odwiecznej i naturalnej potrzebie ludzi, którzy chcieli się dowiedzieć, jak wygląda centrum świata. Najpierw myśleli, że jest nim jakieś miasto, potem kraj, potem Ziemia, a później jeszcze Słońce. Wiedzieliśmy teraz, że Układ Słoneczny to pryszcz i jesteśmy zaledwie na dalekich peryferiach olbrzymiej galaktyki, której środkiem był odkurzacz miażdżący i wsysający wszystko, także dusze.

Czyżby tam mieszkał Bóg? Czy istnieją bogowie ukryci w samym środku galaktyk, które tworzą Wszechświat? Już na samą myśl o tym kręciło mi się w głowie. Cóż za niezwykła łamigłówka!

Prezydent Lucinder pojawił się u nas, żeby zobaczyć, jakie zmiany wprowadziliśmy na tanatodromie. Teraz mieliśmy do dyspozycji osiem foteli startowych, jeden dla Stefanii, a pozostałe dla Meyera i jego uczniów.

Przedstawiwszy Zgromadzeniu Narodowemu ambitne plany dotyczące podboju Ostatecznego Kontynentu, prezydent zdołał pozyskać potężne środki finansowe na potrzeby tanatonautyki. Od tej pory nie będzie już musiał wykorzystywać lewej kasy czy funduszy zabieranych kombatantom, a nas stać będzie na zakup anteny radioastronomicznej o gigantycznych rozmiarach. Dzięki temu będziemy mogli wreszcie zobaczyć wielką liczbę dusz wyruszających w zaświaty, a nie tylko ektoplazmy naszych współtowarzyszy.