Выбрать главу

– O nie, nie mogę przypisywać sobie za to zasługi. W klubie powiedział pan Gu o swoich znajomościach w Wydziale Kontroli Ruchu… – Przerwała, widząc spojrzenie Chena. Czy powiedział sekretarzowi Li o umowie w sprawie parkingu? Albo w ogóle o wizycie w Dynastii?

– Wykonaliście wspaniałą pracę, utrzymując kontakt z takim człowiekiem jak Gu, starszy inspektorze Chen – stwierdził Li. – Trzeba nęcić złotego żółwia słodko pachnącą przynętą.

– Dziękuję, towarzyszu sekretarzu Li – powiedział zaskoczony Chen. – A potem po przedstawieniu Opery Pekińskiej, zgodnie z waszym poleceniem, odprowadziłem inspektor Rohn do hotelu. Po drodze wstąpiliśmy do Parku na Bundzie, żeby się czegoś napić. Tam wspomniałem o drugim dochodzeniu, które zacząłem prowadzić tego samego dnia, dotyczącym ofiary w parku. Inspektor Rohn zasugerowała, że może obie sprawy łączą się ze sobą. Aż do wtedy nie brałem tego pod uwagę. Co ważniejsze, pani Rohn powiązała pewne fakty: ofierze zadano ciosy siekierą, jak w powieści o mafii, gdzie morderstwo popełniono w taki sposób, aby skierować podejrzenia na konkurencyjny gang…

– Użycie siekiery jako narzędzia zbrodni wskazywało na zabójstwo dokonane przez triadę. Detektyw Yu na samym początku zwrócił uwagę, że jest to ich podpis – wtrącił Li.

– Tak, to się nazywa śmierć od osiemnastu siekier – dodał Yu. – Najwyższa kara wymierzana przez Latające Siekiery.

– Słusznie, i właśnie to wzbudziło moje podejrzenia. Czy taki „podpis" nie był zbyt ostentacyjny? Dlatego właśnie uwaga inspektor Rohn sprawiła, że zacząłem rozważać inną ewentualność. Ofiara w Parku na Bundzie została zabita przez kogoś, kto świadomie naśladował postępowanie Latających Siekier, aby zrzucić odpowiedzialność na tę triadę. W konsekwencji Latające Siekiery musiały zająć się tą sprawą i mniej angażować w poszukiwania Wen. Poza tym takie zamącenie wody odwracało również uwagę policji. Gdyby ta hipoteza okazała się słuszna, kto na tym wszystkim korzystał? Ktoś, komu jeszcze bardziej zależało na odnalezieniu Wen, bo grał o wiele wyższą stawkę.

– Zaczynam rozumieć, starszy inspektorze Chen – mruknął zamyślony Yu.

– A więc to jednak pani zasługa, inspektor Rohn. Mimo moich podejrzeń byłem zdezorientowany i nie mogłem ułożyć fragmentów w sensowną całość. Pani uwagi naprawdę mi pomogły.

– Dziękuję, pani inspektor Rohn. To doskonały przykład owocnej współpracy sił policyjnych naszych obu krajów. Niemal jak symbol tai-chi, jin idealnie zharmonizowany z jang… – Li urwał gwałtownie i zakaszlał, przykrywając dłonią usta.

Zrozumiała. Jako funkcjonariusz partyjny wysokiego szczebla Li musiał bardzo kontrolować swoje wypowiedzi, nawet jeżeli używał pozornie niewinnej metafory. Ale nawiązując do symboli męskości i kobiecości, sekretarz mimowolnie popełnił gafę.

– Tego wieczoru zadzwonił do mnie również Stary Myśliwy – podjął wątek Chen. – Przekazał, że Gu telefonicznie rozpytywał o zaginionego człowieka z Fujianu. Zaskoczyło mnie to. Dyrektor klubu mówił nam o tajemniczym gościu z Hongkongu. Dlaczego więc szukał kogoś z Fujianu? Tak więc wieczór w Parku na Bundzie po raz pierwszy pozwolił mi trafić na właściwy trop.

– Według teorii pięciu elementów park jest dla pana szczęśliwym miejscem – powiedziała. – Nic więc dziwnego, starszy inspektorze Chen.

– Możecie to wyjaśnić, towarzyszu? – zażądał Li.

Najwyraźniej sekretarz nie wiedział tak wiele o życiu Chena jak ona, mimo że osobiście wybrał starszego inspektora na swojego następcę.

– To taki żart mojego ojca, sekretarzu Li – odparł Chen. – Właściwie tamtego wieczoru miałem jeszcze jeden pomysł. Inspektor Rohn zapytała mnie o dwuwiersz na moim wachlarzu. Autorstwa Daifu. I wtedy najpierw pomyślałem o tajemniczej śmierci poety, potem o zwłokach w parku. Jeszcze bardziej nabrałem pewności, że zwłoki zostawiono tam, aby odwrócić uwagę albo przerzucić odpowiedzialność na kogoś innego, jak moim zdaniem zdarzyło się w przypadku Daifu.

– Nie wspomniał mi pan o tym, starszy inspektorze – powiedziała.

– No cóż, te koncepcje skrystalizowały mi się dopiero, kiedy późno w nocy wróciłem do domu. Odszukałem wiersz i próbowałem przypomnieć sobie wszystkie możliwości, jakie rozważałem, zanim go napisałem.

Zupełnie nieoczekiwaną konsekwencją było to, że mogłem następnego dnia zacytować te wersy w Moskiewskim Przedmieściu – oświadczył z uśmiechem. – Nie, to nie jest mój ulubiony wiersz, pani inspektor Rohn, chociaż na rynku Huating wprawił mnie w poetycki nastrój.

Sekretarz Li spojrzał na Chena, potem na Catherine i uśmiechnął się szeroko.

– Tak właśnie starszy inspektor Chen prowadzi śledztwo: szybko i zaskakująco.

– Natomiast jeżeli chodzi o to, co zdarzyło się na rynku, proszę pozwolić, że powiem coś o przypadkowości. Nie ma lepszego sposobu, aby to opisać. Przypadkiem byłem tam razem z inspektor Rohn. I oto pojawił się według jej słów łańcuch z pozornie niepołączonych ze sobą ogniw. Dwuwiersz Daifu, jasnozielony telefon komórkowy, deszcz, mokre ślady stóp Wilgi, wersy Su Dongpu. Wtedy właśnie pomyślałem o antologii poezji znajdującej się w domu Wen. Gdyby zabrakło choć jednego ogniwa, nie siedzielibyśmy tu dzisiaj.

Zastanawiała się, czy sekretarz, detektyw Yu i Qian są w stanie zrozumieć te enigmatyczne wyjaśnienia. Była wówczas obecna, ale nawet ona nie rozumiała wszystkich odwołań Chena. Na przykład do jasnozielonego telefonu komórkowego. Nigdy dotąd o nim nie wspomniał.

Yu z wyraźnym wysiłkiem powstrzymywał się od zadawania pytań. Qian cały czas skromnie trzymał się na uboczu. Ale Li najwyraźniej uznał za stosowne przyprawić wyjaśnienia politycznymi sloganami.

– Wykonaliście błyskotliwą pracę, zgodnie z chwalebnymi tradycjami chińskiej policji, starszy inspektorze Chen – oświadczył, chociaż zapewne nadal niewiele pojmował.

– Nie poczyniłbym żadnych postępów bez pomocy inspektor Rohn i detektywa Yu – oznajmił szczerze Chen. – Na przykład podczas przesłuchania Zhenga detektyw Yu zażądał wyjaśnienia zwrotu, jakiego użył gangster: „Ona zmieniła zdanie". Co Zheng miał na myśli? To właśnie pytanie sobie przypomniałem, kiedy następnego dnia rozmawiałem z Wen.

– Widzę, starszy inspektorze Chen, że wiele pytań zachowywał pan dla siebie – zauważyła Catherine.

– Nie byłem pewien, czy warto się nimi zajmować. Po naszym spotkaniu z Wen chciała pani wiedzieć, dlaczego nalegałem, by porozmawiać z Wen i Liu, zamiast sprowadzić miejscową policję. Po pierwsze, Wen dosyć już wycierpiała. Wolałem nie wywierać na nią zbyt silnej presji. Ale przede wszystkim usiłowałem uzyskać od nich parę odpowiedzi.

– I uzyskał pan?

– Nie od Liu. Jemu Wen nic nie powiedziała. Potem oboje rozmawialiśmy z Wen. O swoim życiu w Fujianie mówiła prawdę, ale ani słowem nie wspomniała, że gang się z nią kontaktował. Poza tym właściwie nie odpowiedziała na moje pytanie, dlaczego z takim opóźnieniem złożyła wniosek o paszport. Największe podejrzenia wzbudził we mnie jednak upór, z jakim nalegała, żeby pojechać do Fujianu.

– Co było w tym podejrzanego? – spytał Li. – Matka po raz ostatni chciała popatrzeć na grób syna.

– A czy poszła na jego grób, kiedy tam przyjechaliśmy? Nie. Nawet o tym nie wspomniała. A w domu pierwsze, co zrobiła, to wyjęła z kosza pod stołem małą paczuszkę z chemikaliami. Wyjaśniła, że chce je zachować na pamiątkę. Możliwe; ale dlaczego się z tego tłumaczyła? Z własnego domu mogła wziąć wszystko bez słowa komentarza. W drodze prawie się nie odzywała, a tu sama z siebie zaczęła udzielać wyjaśnień.

– To prawda – przyznała Catherine. – W podróży Wen milczała jak zaklęta.

– Po bitwie w wiosce też nie odwiedziła grobu. Jakby nagle przestało to być dla niej ważne. Potem usłyszałem, jak jeden z tamtejszych policjantów ucisza rannego gangstera mówiącego po mandaryńsku. Wydało mi się to dziwne. Zanim jednak mogłem to wyjaśnić, komisarz Hong odwrócił moją uwagę, prosząc o wyjaśnienie przysłowia.