Dwie głębokie bruzdy, nadające jego twarzy wyraz groźnej surowości wygładzały się powoli w miarę, jak rosło ciśnienie gazów wiertniczych nad promiennikiem i głowica coraz szybciej przesuwała się w dół. — Ten Poliński miał jednak głowę nie od parady. Ileż jeszcze dobrego mógłby zrobić, gdyby żył — pomyślał Fred. — W tej chwili, przy poborze zaledwie trzech czwartych nominalnej mocy głowica posuwa się dwa razy prędzej, niż przedtem…
Pół roku później w Sipogrodzie pojawił się nowy pomnik, bardzo na pierwszy rzut oka podobny do wieży wiertniczej. Lecz na jej szczycie zamiast kopuły umieszczono kokon ratunkowy…
TANIEC POTWORÓW
Radiotelegrafista Werner Wagenburg wykrzywił się i zaklął:
— Przeklęta, wstrętna, czarna czarcia hołota!
Jednym susem znalazł się przy iluminatorze, wciągnął do środka kajuty radiowej długą rózgę anteny i szybko zatrzasnął okrągłe okno opatrzone mosiężnymi okuciami. Na zewnątrz przed iluminatorem kołysało się długie, elastyczne ramię. Po chwili były już cztery, a w końcu cała wiązka, wijąca się tysiącem oślizgłych splotów. Jedno z ramion naparło mocno na grube szkło okna — Werner mógł zobaczyć teraz wyraźnie dwa rzędy niewielkich, lejkowatych ssawek na jego spodzie.
— Brrr! — otrząsnął się. — Czyżby to bydlę chciało zmiażdżyć iluminator?
Zastanawiał się przez chwilę, czy nie warto byłoby uchylić na moment okno, by rozgrzaną kolbą lutowniczą trochę przepłoszyć potwory, lecz nagle ponton farmy morskich wodorostów zakołysał się pod uderzeniem fali przyboju, spieniona woda uderzyła o ścianę kajuty i w tej samej sekundzie ośmiornica zniknęła.
Werner uważał dotychczas całą tę inwazję potworów za interesującą, ale niezbyt niebezpieczną osobliwość — miał nadzieję, że za parę godzin obrzydliwe ścierwa znikną tak, jak to w ciągu ostatnich paru miesięcy bywało — wszystko jednakże wskazywało na to, że tym razem farma została przez wędrówkę potworów bardziej dotknięta, niż w poprzednich wypadkach.
Nagle za jego plecami zabrzmiał głośny dzwonek. Werner Wagenburg podskoczył — jego zmysły były przez tę inwazję potworów tak wyczulone, że niespodziewany dźwięk za plecami odczuł jak uderzenie pejczem.
— Przekleństwo! Więcej zimnej krwi, chłopie… — zagadał sam do siebie. — Telefon jeszcze długo nie będzie żadnym diabłem morskim…
W słuchawce rozległ się głos Petera Skaagena — pierwszego oficera:
— Halo, Werner! Jak tam u ciebie?! Udało ci się w międzyczasie nawiązać kontakt z lądem?
— To niemożliwe, Peter. Ta czarna banda zdemolowała mi prawie wszystkie anteny nadawcze. Założę się, że u was jest tak samo. Przed chwilą widziałem, jak ośmiornice zrobiły sobie karuzelę z waszego masztu radarowego…
— No, no, no, Werner… Widzę, że humor wcale cię nie opuścił. Ale może przestań już sobie pokpiwać — położenie jest na to trochę za poważne — dobrodusznie zbeształ go oficer. — Ląd, Werner. Musisz za wszelką cenę uzyskać nareszcie to połączenie. Wszystko jedno, z kim je uzyskasz…
— Rozumiem, oczywiście — Wagenburg mówił już po ważnie. — Radiostacje morskie na Teneryfie i na Bermudach wołają nas bezustannie. Odbiór mam dobry bez anteny, ale nadawanie… Te bestie piekielnie uważają, a mnie została już tylko jedna sztuka.
— W porządku! Skoro musisz koniecznie dostać nową antenę…
— Co najmniej cztery!
— To w takim razie zaraz poślę ci sprzęt, jednego radio telegrafistę do pomocy i kilku marynarzy do ochrony.
— Zwariowałeś? — podskoczył Werner. — Przecież one otoczyły mnie jak fortecę. Nikt się tutaj nie dostanie. Te bestie warują nawet pod moimi drzwiami!
Szef radiostacji na Teneryfie obracał w palcach trzy kartki papieru, kręcąc przy tym głową i mrucząc:
— Co tam się dzieje, u licha?
Wszystkie trzy radiotelegramy przyszły w ciągu ostatniej godziny od niemieckiego poławiacza sargassu Kelb2, który zakotwiczył na morzu oddalony od lądu o tysiąc sześćset mil, a więc nad podmorskim zboczem skalnym północnoatlantyckiego progu.
Pierwszy, urwany w połowie zdania meldunek przeznaczony był dla niemieckiego armatora: „Tu radiostacja Kelb2 do bazy dyspozycyjnej! Burza słabnie, ale przeróbka włókien wodorostów niemożliwa z powodu zbyt wysokiej fali — brak materiału. Dzisiaj ponownie pojawiły się wodorosty ośmiornic — około dwadzieścia polipów osiadło na pokładzie. Zachowują się na razie łagodnie, ale z każdą chwilą stają się coraz bardziej niespokojne. Kierownictwo farmy liczy na wzro…”
Druga kartka była stenogramem nagrania na taśmę, dokonanego w oddziale radiotelefonii morskiej. Radiotelegrafista był najwidoczniej pod olbrzymim wpływem świeżo zaszłych zdarzeń, bo radiodepesza miała bardziej charakter spontanicznego monologu, nie zaś oficjalnego meldunku: „Halo, Teneryfa! Tu Kelb2, stacja B. Bądźcie z nami w kontakcie przez cały czas. Tu dzieją się piekielnie dziwne rzeczy…”
Po krótkiej przerwie w tekście stenogramu, spowodowanej zanikiem fali nośnej, tekst rozpoczynał się od słów: „… druga grupa ośmiornic przyległa do farmy — w tym momencie na naszym pokładzie toczy się zawzięta walka obu grup. Obie strony wykazują przy tym zadziwiającą inteligencję. Pierwsza grupa cofnęła się aż do nadbudówki i sformowała obronne półkole, druga naciera klinem. Do tej pory nie sądziłem, że te potwory potrafią być tak zawadiackie i z taką wściekłością na siebie następować. Nawet mi to w głowie nie postało, bo przedtem zachowywały się bardzo spokojnie. Oho! Do pierwszej grupy dołączyły się teraz gumowe ośmiornice. Niech to wszyscy diabli! Te bestie znowu huśtają się na kablach antenowych. Mają wręcz zadziwiające zamiłowanie do techniki. Te cholerne bydlęta zachowują się tak, jakby doskonale wiedziały, w jaki sposób najłatwiej unieszkodliwić każdą radiostację. Przed chwilą połamały obudowę pelengatora i oberwały kabel anteny dalekopisu, teraz dobierają się do kabla głównego. Jeżeli uda im się…”
Od tego miejsca kartka była pusta. — Widocznie „im” się udało — pomyślał szef radiostacji i podniósł do oczu trzecią kartkę, dostarczoną mu tym razem z sekcji łączności posługującej się konwencjonalnym alfabetem Morse’a:
— Uwaga, uwaga! Akcja „Potwór”! Inwazja ośmiornic rozpoczęła się przed trzema minutami. Tysiące głowonogów opanowały sytuację na pokładzie! Tu stacja A na Kelb2! Tu stacja A na Kelb2! Wejście na pokład jest niemożliwe! Między trzema pontonami farmy nie ma już połączenia! Akcja „Potwór”! Uwaga! Zostałem sam — za chwilę będę już całkowicie otoczony. Mam jeszcze tylko kontakt z mostkiem kapitańskim. Także stacja B została zaatakowana! A ten cholerny sztorm znowu się nasila! Została mi tylko jedna antena — wszystkie poprzednie są już dawno zniszczone… Halo, Teneryfa! Ośmiornice zaczynają się grupować w oddziały. To wydaje się niemożliwe, ale one nauczyły się już nawet tego, jak należy otwierać drzwi. Te drańskie polipy Morrisa są piekielnie inteligentne — działają tak sprawnie i szybko, że nie starcza nam w ogóle czasu na przygotowanie jakichkolwiek środków dla powstrzymania inwazji! Doktor Marlies van Treddenkamp sama na pokładzie. Usiłuje przeciwdziałać. Sytuacja staje się krytyczna! Komendant prosi o dodatkowe środki zwalczania ośmiornic. Konieczne zrzuty! Powtarzam: konieczne zrzuty! Sytuacja krytyczna!”
— No, tam chyba rzeczywiście jest teraz gorąco — pomyślał szef radiostacji na Teneryfie. — Całe szczęście, że mają jeszcze dwie stacje radiowe i mogli wezwać pomoc. Szybko napisał kilka zdań na kartce papieru: „Uwaga! Uwaga! Ogólne ostrzeżenie stacji radiowej Teneryfa dla wszystkich statków pasażerskich i frachtowców. Ugrupowania ośmiornic u progu północnoatlantyckiego. Zdolne do ataku i obezwładnienia jednostki pływającej! Punkt najniebezpieczniejszy w chwili obecnej to 27° szerokości północnej, 49° długości! Koniec komunikatu.