— Nie powiem, żebym w pańskim kraju widywał specjalnie często przykłady tej wysokiej kultury, o której pan mówi. A przecież miałem do czynienia przede wszystkim z waszą kadrą uniwersytecką i przedstawicielami władz, a nie z mieszkańcami najbiedniejszych dzielnic. Zresztą wolno panu myśleć wszystko, co pan tylko chce, co oczywiście nie zmieni mojego zdania na temat nadużycia nauki. Choć chyba tracę w tej chwili czas — pan i tak do końca życia nie pojmie, że podjąłem swoją decyzję jako najzupełniej odpowiedzialny człowiek. Jako mieszkaniec tej planety.
— Mówi pan tak, jakby nasza Komisja Morska nie czuła się za nic odpowiedzialna. Przecież my również myślimy o całym świecie. To znaczy — sprecyzował — o całej planecie. Niech pan zrozumie, mynheer van Treddenkamp, że wyłącznie od pana postawy zależy w tej chwili, czy nasz świat odzyska w najbliższym czasie dawną świetność i wielkość i czy cała ludzkość — ludzkość prawdziwie wolna — wstąpi śmiało w nowy, złoty wiek.
Treddenkamp ponownie uśmiechnął się patrząc w płomienie.
— Nawet pan nie wie — mruknął — jak wielką prawdę wypowiedział pan przed chwilą. Tę samą, w imię której nie chcę mieć do czynienia z Komisją Morską.
— Nie rozumiem, mynheer Treddenkamp. Pan chyba wcale nie pragnie rozwoju nauki. Przecież nasz rząd zapewni panu najlepszą opiekę. Panu i pańskiemu odkryciu w dziedzinie biocybernetyki. Jedyną ochroną praktycznych zastosowań pańskiego hipnometycznego modulatora będzie postanowienie naszej Rady Bezpieczeństwa o ścisłej kontroli produkcji tych przyrządów.
— Myląca, jakże myląca nazwa — pomyślał van Treddenkamp. — Przecież w rzeczywistości ta Rada Bezpieczeństwa powinna nazywać się Ministerstwem Wojny…
— Mamy wielką, naprawdę wielką nadzieję — ciągnął tamten — że przekaże nam pan swoje obliczenia i szkice, oraz założenia próbnej serii modulatorów, które pan zaczął konstruować. Wtedy, w przypadku pańskiego powrotu do naszego kraju cała opinia publiczna stanie za panem. A ponadto sam pan doskonale wie, jak wysoko nasz rząd ceni sobie dobrych naukowców. Radzę panu wrócić, bo inaczej…
— A ja radzę panu nie wypowiadać tej pogróżki do końca, młody człowieku — przerwał mu Treddenkamp — i nie myśleć, że dam się przekupić. Jeżeli w ciągu dziesięciu sekund nie opuści pan mojego domu, to zrobię z pana w ciągu następnych dziesięciu sekund imbecyla lub idiotę takiego, na jakiego pan już w tej chwili wygląda. Niech pan nie myśli, że nie spodziewałem się podobnych odwiedzin i że nie przygotowałem się do nich odpowiednio.
Człowiek przy oknie zbladł i wsunął rękę pod marynarkę, lecz nagle poczuł, że jego dłoń nawet nie jest w stanie objąć kolby rewolweru, nie mówiąc już o jego wyciągnięciu.
— Pan, pan ma w tym domu modulator? — wyjąkał oszołomiony. — Pan go nie użyje. Przecież to niezgodne z prawem. Rozgłosimy po całym świecie, że robi pan doświadczenia na ludziach, którzy są na tyle nierozsądni, by przyjść do pana w odwiedziny. Zabierzemy ten pana piekielny wynalazek siłą! I wszystkie plany! — krzyczał jeszcze wybiegając przez frontowe drzwi.
— Bezczelny typ — mruknął rozzłoszczony Treddenkamp, ale jego złość trwała krótko. Już po chwili uśmiechnął się, przypominając sobie minę tamtego, kiedy zmartwiała mu ręka. Było to tym zabawniejsze, że profesor van Treddenkamp wcale nie włączał modulatora…
Za oknem rozległ się krzyk najwyższej grozy. Treddenkamp zerknął przez szybę i zaśmiał się znowu — człowiek wrzeszczał przeciągle uciekając aleją ogrodu w stronę prywatnej przystani profesora. Tam wskoczył do motorówki tak gwałtownie, że omal jej nie zatopił i szarpnięciem rozrusznika uruchomił silnik, oglądając się co chwila ze strachem na nabrzeże, do którego zbliżały się właśnie dwie wielkie, czarne ośmiornice.
Po wyrzuceniu niepożądanego gościa Treddenkamp postanowił ogłosić wszem i wobec o zniszczeniu wyników swoich badań, jak również sporządzić tajne notatki, które zamierzał jak najlepiej ukryć — chciał choć ostatnich parę miesięcy życia przepędzić nareszcie spokojnie.
Z tego, że jego koniec jest coraz bliższy, zdawał sobie sprawę bezustannie — podczas dramatycznej nocy w Delaware Bay jedna z rozwścieczonych ośmiornic nie rozpoznała go w porę i lekko ścisnęła ramieniem. To sprawiło jednak, że w efekcie profesorowi pękła wątroba. Od tej pory z tygodnia na tydzień jego zdrowie pogarszało się — tylko dzięki niemal cudotwórczym umiejętnościom pewnego znanego lekarza amsterdamskiego utrzymywał tyle sił, by móc jeszcze pracować.
Treddenkamp uporządkował swoje szkice i włączywszy pisak wysokiej częstotliwości spróbował skoncentrować się nad pewnym fragmentem notatek, lecz jego myśli bezustannie powracały do tego dnia sprzed lat, w którym przedstawił radzie badawczej przy Komisji Morskiej swoje hipotezy. Zyskał wtedy poparcie ponad połowy rady i mógł wkrótce potem wprowadzić się wraz ze swymi eksperymentami do olbrzymiego, nowoczesnego laboratorium w Delaware Bay.
Jann Huizen był tak pogrążony w myślach, że niemal nie zauważył Marlies — wtedy szesnastoletniej — wprowadzonej do gabinetu przez Lena Heldera. Dziewczyna postawiła przed ojcem świeżo zaparzoną herbatę i wyczyściła popielniczkę stojącą na biurku, potem podeszła do stolika przy oknie i sięgnęła po jedną z dwóch leżących tam książek. Tę o Beebe’em przeczytała już, wzięła więc do ręki opracowania Piccarda i w parę minut później zapomniała o całym świecie, podążając piccardowskim batyskafem w głąb oceanu.
Jann Huizen westchnął, wspominając:
— Do najmądrzejszych zwierząt morza należą wieloryby, delfiny i ośmiornice — mówił wtedy do przedstawicieli rady badawczej. — Każda wyżej zorganizowana istota żywa, choć jej stosunek mózgu do wagi ciała według ludzkich miar jest niesłychanie mały, ma jednak swoistą rezerwę, tak jak dzieje się to w mózgu człowieka. Moje badania wykazały, że rezerwy te są największe u ośmiornic. A ponieważ reagują one ponadto najlepiej na stymulowanie bioprądami, byłbym skłonny uważać, że nadają się one do eksperymentów najbardziej ze wszystkich morskich stworzeń. Na nich może, i powinna być badana i rozwijana hipnometyczna biomodulacja, a więc po prostu uczenie ich ludzkiej wiedzy, poprzez odciskanie jej w ich mózgach.
Wyobraźcie sobie, panowie, że po takim przygotowaniu można wykorzystać ośmiornice na przykład do rozładowywania zatoniętych statków bez pomocy nurków. A przecież na świecie co roku tonie ponad dwa tysiące okrętów. Rozumne ośmiornice są w stanie posługiwać się narzędziami, potrafią otwierać nimi zamknięte luki, szafy i drzwi. Nawet kasy pancerne. Można ich również używać jako bioroboty i w innych przypadkach. Jedna modulacja wystarczy, by przez kilka miesięcy zastąpić głowonogami doki i portowe urządzenia do czyszczenia kadłubów okrętów obrośniętych osadem pierwotniaków i muszel. Inną możliwością byłoby zastosowanie polipów do wielkich połowów ryb, zwalczania rekinów i prac pomiarowych w oceanografii na nieosiągalnych dla człowieka głębokościach.
— A czy nadają się one, podobnie jak delfiny, do minowania i niszczenia po uprzednim wytropieniu wszelkich podmorskich baz i urządzeń wojennych? — zapytał któryś z oficerów marynarki, biorący udział w naradzie.
— Delfin ma tylko pysk i mało sprawne płetwy, natomiast moje polipy po osiem całkowicie sprawnych, długich ramion. To chyba jasne. Natomiast niejasne jest dla mnie co innego. Skąd takie pytanie, skoro całkowite, totalne rozbrojenie jest przecież na porządku dnia i lada chwila stanie się faktem dokonanym? — Treddenkamp zirytował się, ale usiłował nadal mówić najzupełniej spokojnie.
— Odpowiedź jest równie oczywista, jak pańskie stwierdzenie. Po prostu chcemy wykorzystać pańskie stymulowane ośmiornice do przeprowadzenia naszej akcji rozbrojeniowej.