— To jest Peter Skaagen, ojcze. Przyjechał tu na ferie, żeby we własnym zakresie poduczyć się nawigacji wattowej.
— Tak, chciałbym zostać pilotem — dorzucił chłopak.
– Żeby potem przepuszczać wielkie statki przez Kanał Sueski… — zaśmiała się Marlies.
Wszyscy troje znajdowali się w tej chwili niedaleko wąskiego przesmyku wodnego między dwoma piaszczystymi ławicami. Profesor Treddenkamp dopiero teraz uważniej przyjrzał się stworowi trzymanemu przez Marlies i rozpoznał bardzo dobrą, gumową imitację ośmiornicy. Potem ponownie spojrzał na tornister niesiony przez Petera. Początkowo chciał zapytać: „W co wy się tutaj bawicie?” ale sam nawet nie wiedział, dlaczego jego pytanie zabrzmiało zupełnie inaczej:
— No, i jak przebiegła wasza próba?
— Muszę trochę zmienić elektromechaniczne układy wykonawcze — odpowiedział najpoważniej w świecie wcale nie zdziwiony pytaniem Peter. — A poza tym zaskoczył nas przypływ i musieliśmy przerwać.
— Hmm… Gumowe ośmiornice… — zamyślił się Treddenkamp. — To wcale nie jest takie głupie, jak by się wydawało…
— A ja twierdzę, że to zbyt kosztowne — wtrąciła Marlies. — I w dodatku gumowe ośmiornice są mniej sprawne…
— Poczekaj, poczekaj — obruszył się chłopak. — Jeszcze sama zobaczysz, że wcale nie są gorsze od biorobotów…
— Peter ma rację — powiedział profesor. — Zapominasz, Marlies, że naturalne ośmiornice nie znoszą na przykład wody Morza Północnego. Nie mogą tam żyć. A wtedy roboty Petera mogą okazać się niesłychanie pożyteczne.
— Skoro tak, to dobrze — zdecydowała się dziewczyna. — Od dziś grupa badawcza TreddenkampSkaagen rozpocznie wspólne rozwiązywanie tego problemu…
Profesor Jann Huizen van Treddenkamp uśmiechał się serdecznie nawet wtedy, kiedy już po upływie godziny ponownie zasiadał do swoich notatek.
Atomowa łódź podwodna leżała nieruchomo na dnie kenionu Georg Bank, oddalonego o trzysta mil od Bostonu i ponad dwieście od Nowego Jorku. W czasie tych manewrów służyła ona za „nieprzyjacielski obiekt przenoszący głowice jądrowe”, a obecnie skryła się w ciemnościach podmorskiego kenionu przed tropiącymi ją okrętami. Kapitan uciekającego okrętu czuł się tu najzupełniej bezpieczny, kiedy nagle zadzwonił telefon, i radarowiec przekazał mu pilny meldunek o zbliżaniu się ku łodzi jakichś nie rozpoznanych na razie obiektów. Ogłoszono alarm, podejrzewając zbliżanie się jakichś nowych środków wynalezionych ku zwalczaniu obiektów podmorskich — udoskonalonych torped głębinowych czy czegoś w tym rodzaju. Zapalono reflektory i oczom załogi ukazało się nierealne widowisko. U wejścia do kenionu sunęła grupa ośmiornic, która z chwili na chwilę z bezładnej gromady formowała się w regularny, równoramienny krzyż. Początkowo nikt nie rozumiał tego dziwnego zachowania się zwierząt, ale wyjaśnienie nadpłynęło po chwili pod postacią olbrzymiego płetwala, który spadł jak piorun z górnych warstw morza, żeby porwać jedną z ośmiornic. Kapitan i załoga łodzi patrzyli z zapartym tchem, jak „nierozumne” bydlęta zamiast rozproszyć się w panice momentalnie zagięły ramiona krzyża do góry i potężnymi mackami oplotły płetwala od ogona po łeb.
W łodzi podwodnej widok ten wywołał ogromne zdziwienie — zachowanie się ośmiornic nosiło wszystkie cechy zorganizowanej i przemyślanej działalności. A na pokładzie łodzi przypadkowo znajdował się podporucznik korpusu naukowobadawczego, który zetknął się kiedyś z badaniami profesora Treddenkampa. Skojarzył on sobie postępowanie ośmiornic z nauką w laboratorium i zrozumiał, że są to zapewne polipy wypuszczone po próbach jako nie nadające się do kontynuacji badań. Obecnie nikt nie był w stanie ocenić zmian w rozumowaniu ośmiornic tym bardziej, iż żadnego z tych zwierząt nie poddano obserwacji, ale wypuszczono je na wyraźny rozkaz kapitana Morrisa natychmiast po stwierdzeniu niezdolności do dalszego wykonywania pracy.
Lecz niewiedza ta nie trwała zbyt długo. Wkrótce po zdarzeniu mającym miejsce obok łodzi podwodnej zauważono inne znaki ostrzegawcze. Już w kilka dni potem gruchnęła po całej flocie wiadomość, że do lichtugi wypełnionej mrożonymi rybami wtargnęło stado ośmiornic, które otworzyły wentyle zbiorników pływowych i zatopiły obciążony nadmiernie statek. Jeszcze inne meldunki z późniejszych dni donosiły o napadach ośmiornic na kutry rybackie i żaglówki, oraz o uszkodzeniu kilkudziesięciu radioboi, przez co kilkanaście statków zamiast trafić do portów wpakowało się na przybrzeżne skały. I we wszystkich wypadkach dało się stwierdzić, iż sprawcami były ośmiornice z kenionu Georg Bank…
Światowa opinia publiczna, poruszona uprzednio kilkunastoma wypadkami tragicznych w skutkach, wielkich trzęsień ziemi, oraz ujawnionymi przypadkami przekroczenia umów i porozumień rozbrojeniowych niezwykle ostro i żywo zareagowała na wieść o inwazji ośmiornic.
Zmuszona do maksymalnie szybkiego działania Komisja Morska widziała tylko jedno wyjście z sytuacji — poddać biomodulacji kilkaset ośmiornic, które miałyby za zadanie zniszczyć zbliżające się ośmiornice uwolnione niebacznie spod kontroli…
Profesor Treddenkamp przypominał sobie podczas tych kilku ostatnich miesięcy, jak to w końcowym okresie pobytu w Delaware Bay z zepsutego łącza poczty pneumatycznej kapsułka, przeznaczona dla sektora drugiego laboratorium, skręciła w przewód wiodący wprost na jego biurko. Początkowo zamierzał oddać ją właściwym adresatom, ale potem dostrzegł na pakieciku napis „ściśle tajne”. Co mogłoby być ściśle tajnego w badaniach, które sam prowadził? Podejrzewał wprawdzie, że Morris prowadzi za jego plecami jakąś ożywioną działalność, ale dotychczas sądził, że tamtemu chodzi po prostu o objęcie jego stanowiska kierownika laboratorium. Tak więc Treddenkampowi zdarzyła się okazja poznania podłoża tego, co czynił Morris.
W miarę czytania owego rękopisu, podpisanego przez Morrisa, coraz lepiej zdawał sobie sprawę z tego, ku czemu kapitan Morris zmierza. Dosyć spokojnie czytał o uczeniu ośmiornic działań o charakterze unieszkodliwiania urządzeń technicznych, bo było to przecież niezbyt istotne, ale nagle zerwał się od biurka i zaczął nerwowo chodzić po pokoju. W sektorze numer dwa rozpoczęto eksperymentowanie na ludziach!
Profesor doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że za jakieś kilkadziesiąt lat — wraz z rozwojem bioniki oraz nauk społecznych — będzie można podejmować pierwsze próby biomodulacji skierowane ku ulepszeniu cech ludzkiego charakteru. Nie podejrzewał jednak, że oto znajdzie się ktoś, kto jego pomysł wykorzysta w celach militarnych. Sam fakt, że bez jego wiedzy założono laboratorium hipnometyczne w Fort Fox nie poruszył go nawet, ale to, że program badań obejmował doświadczenia na umysłowościach ochotników ze wszystkich formacji wojsk lądowych, morskich i powietrznych…