Выбрать главу

— To będzie pana drogo kosztowało, Treddenkamp…

— Bynajmniej. Natychmiast zwracam się do Komisji Morskiej, aby powiadomić ją o pańskich nielegalnych i niedozwolonych eksperymentach. A jeżeli będzie trzeba, podam tę wiadomość Radzie Rozbrojeniowej i prasie całego świata.

— Jeżeli pan tak twardo obstaje przy swoim stanowisku — powiedział Morris — to martwię się trochę o zgodę między panem a naszym rządem. Nie chciałbym być zmuszony do energicznego przeciwdziałania, dlatego dam panu jeszcze czas na zrewidowanie swego poglądu…

Treddenkamp chciał natychmiast opuścić laboratorium na znak protestu, ale zrozumiał grożące niebezpieczeństwo. Doszedł do wniosku, że o wiele rozsądniej będzie tu, na miejscu, podjąć walkę o swoje prawa odkrywcy, mogącego dysponować swoim wynalazkiem.

— Tak czy tak miałem z panem dzisiaj porozmawiać — kontynuował Morris — i zapoznać pana z postanowieniami naszych władz odnośnie wykorzystania największego promiennika do poszczucia na siebie ośmiornic, które już sprowadziliśmy do walki z tymi, co udawały niezdolność do dalszych prac.

W tym momencie Jann Huizen zdał sobie sprawę, że oto sam daje mu w ręce upragnioną szansę skończenia nielegalnych badań raz na zawsze. A w każdym razie do ostatecznego ukończenia procesu rozbrojenia… Było to o wiele więcej, niż mógłby uzyskać, dochodząc swoich praw drogą poprzez władze tego kraju od instancji do instancji, od jednego kapitana Morrisa do drugiego…

Dlatego też pozwolił się uspokoić, wysłuchał uważnie projektu kapitana, a nawet podsunął mu kilka nowych pomysłów dotyczących planowanej walki ośmiornic.

Morris doszedł do wniosku, że profesorowi przeszła już złość. Głupio wyszło z tymi papierami, ale na przyszłość będą się o wiele lepiej zabezpieczać, by tej wagi dokumenty nie trafiały w niepowołane ręce.

Tymczasem właściciel owych „niepowołanych rąk” zdecydował się już, że w ciągu najbliższego czasu z laboratorium w Delaware Bay nie pozostaną nawet ruiny, w których mógłby zamieszkać przygodny włóczęga. On sam zaś zabierze wyniki swojej pracy i przekaże je uczonym, co do których będzie miał pewność, że nie nadużyją ich na zgubę ludzkości. Tym razem postanowił ująć swe badania od zupełnie innej strony…

* * *

Kierownik stacji „Silawar 1” Grigorij Rustikow wyszedł zza swojego biurka machając kartką papieru.

— Pismo tym razem skierowane jest nie tylko do mnie — powiedział. — Komitet Międzynarodowy składa życzenia z okazji dziesięcioletniej działalności naszej stacji na oceanicznej boi, oraz życzy dalszych sukcesów, takich jak do tej pory. Aha, jest jeszcze radiogram. Od pani doktor van Treddenkamp. Z polecenia Rady Rozbrojeniowej zatrzymała się na razie na niemieckiej farmie morskiej na Atlantyku i pyta teraz, czy nie mogłaby nam pomóc przy wykonaniu specjalnego zadania. Co byś powiedział, Borys, gdybym polecił ci pojechać i podpisać z nią kontrakt? Słyszałem, że pani doktor jest młoda i ładna…

Borys Sledow roześmiał się.

— Skoro tak, to lecę tam jeszcze dziś. — Ale potem spoważniał i zapytał:

— Mimo wszystko wydaje mi się to trochę dziwne, że Rada poleciła jej pobyt na Atlantyku…

— Sam tego nie rozumiem. Co może mieć wspólnego nasza stacja z działaniami Rady Rozbrojeniowej? Chodzi zdaje się o jakąś tajemniczą sprawę, więc dopiero na miejscu będziesz mógł osądzić, czy i jak możemy pomóc. Aha! Doktor Treddenkamp jest znakomitym fachowcem, więc czasem nie wygaduj głupstw — Grigorij żartobliwie pogroził przyjacielowi palcem. — Czytałem jej rozprawę naukową o związkach bioniki z cybernetyką. Wiesz co? Najlepiej zabierz ze sobą nasz nowy model przenośnego modulatora i pokaż jej. Możliwe, że da nam kilka dodatkowych wskazówek, jak moglibyśmy go ulepszyć.

— W porządku. O ile cię znam, przygotowałeś już dla mnie wszystkie niezbędne do wyjazdu papiery.

— Widzę, że znasz mnie całkiem nieźle. Proszę…

* * *

Marlies siedziała na relingu i przyglądała się, co porabiają Traxel i Arbazis, które wybrały się na niewielką wycieczkę. Na farmie panował zupełny bezruch i spokój — stępiły się wielkie noże na walcach, służących do przemiału wyłowionych z morza wodorostów. Marlies zazdrościła trochę kierownikom technicznym fabryki, którzy przerwę w pracy aż do czasu wymiany stępionych ostrzy traktowali jak urlop i spokojnie opalali się na rozstawionych leżakach. Ona musiała przede wszystkim myśleć o zadaniu powierzonym jej przez Radę Rozbrojeniową.

Nauczyła się dużo od swego ojca, ale kiedy umarł, miała dopiero siedemnaście lat. Wiele od tego czasu zapomniała, a teraz zapewne przydałyby się jej bardzo owe zapomniane wiadomości. Niedawno poczyniła pewne, godne uwagi obserwacje: od niedawna niektóre ośmiornice, zamiast jak do tej pory żyć w załomach i jamach skalnych na grzbietach podmorskich gór, przeniosły się do najwyższych warstw…

Właściwie mogło tu chodzić przede wszystkim o wypuszczone z Delaware Bay octopy i architenty, na których najczęściej prowadzono badania. Powróciły one w swoje strony, ale najwidoczniej utraciły przez czas spędzony w niewoli swoją zdolność do życia w oceanicznych głębinach. W stosunku do ludzi ośmiornice te zachowywały się w gruncie rzeczy obojętnie i pokojowo, pod warunkiem, że się ich nie drażniło. Natomiast olbrzymie niebezpieczeństwo dla ludzkiego życia przedstawiały ośmiornice kenionowe z Georg Bank, które swego czasu modulował kapitan Morris. Dowiodły tego liczne wypadki napadów ośmiornic na nie spodziewające się niczego złego statki i ich załogi.

Ze wszystkich obserwacji Marlies wyciągnęła pewien interesujący wniosek. Postawiła mianowicie hipotezę, że ośmiornice posiadają nie tylko uwarunkowaną biologicznie zdolność regeneracji utraconych części ciała, ale mogą też wytwarzać w swoich organizmach blokadę przeciw powtarzanej modulacji.

Ale na razie najważniejszy był problem wędrówek ośmiornic i ustalenie, gdzie w tej chwili znajdują się ośmiornice Morrisa…

Marlies podskoczyła raptownie — w trakcie rozmyślań zupełnie zapomniała o obserwacji Traxel i Arbazis. Powinny przecież powrócić już ze swej wycieczki.

Dziewczyna popędziła ku śluzie, którą zwykle ośmiornice dostawały się do przeznaczonego dla nich zbiornika, i tam, w falującej niespokojnie wodzie zobaczyła swoje podopieczne otoczone dookoła ośmiornicami żyjącymi na swobodzie. Wyglądało to tak, jakby toczyła się tutaj jakaś burzliwa narada. Po chwili ruszył ku niej Traxel — po drgających, wibrujących nienormalnie ramionach ośmiornicy Marlies poznała, że zwierzę opanował jakiś nieoczekiwany niepokój. Potem w owych drganiach wyłowiła znany jej rytm, mówiący, że gdzieś w pobliżu znajdują się wędrowne głowonogi. To był właśnie ten sygnał, na który doktor van Treddenkamp od kilku tygodni niecierpliwie czekała…

* * *

Borys Sledow czekał w porcie lotniczym na Maderze na przylot wynajętego wodolotu, który miał dowieźć go do farmy na Morzu Sargassowym. Grał właśnie w szachy z jednym z techników gdy wszedł dyspozytor portu i powiedział coś kilku siedzącym tu ludziom z obsługi. Tamci zerwali się z miejsc i natychmiast wyszli. Potem dyspozytor podszedł nieoczekiwanie do stolika grających i odezwał się na pół żartobliwie:

— Senhor Sledow… Jeżeli chce pan szybko dostać się na Kelb2, to ma pan okazję. Może pan polecieć z nami i skoczyć ze spadochronem. Za godzinę startujemy na specjalny rozkaz Rady Rozbrojeniowej. Pan zajmuje się trochę ośmiornicami, prawda? Czeka tam na pana dość ciekawe zajęcie.

— Jakie?