Выбрать главу

— A czy nie istnieje możliwość, że owe błyski fotonów nie mają nic wspólnego z napędem? — spytała nagle Vyasa.

— Sądzisz, że mogą to być po prostu przesłane w naszym kierunku sygnały? Ale przecież w takim wypadku musieliby wiedzieć o naszym istnieniu.

— Może więc polecimy satelitom odnalezienie kodu — śmielej już zaproponowała dziewczyna.

— Dobrze — zgodził się Hyp. — Ja tymczasem zwołam naradę naukowców. Tak czy tak, trzeba zaistniałą sytuację rozpatrzyć pod kilkoma kątami. — Aha — dodał — i niech satelity w dalszym ciągu przesyłają na pokład tego obiektu wskazówki nawigacyjne. Jeśli szukają oni kontaktu, to może też będzie potrzebny im materiał do znalezienia kodu naszego języka. No, to na razie wszystko. Jutro znowu się zobaczymy. Chyba… chyba że się wcześniej odezwą. — Przyłożył rękę do czoła w charakterystycznym geście pożegnania i rozpłynął się bez śladu.

* * *

Seig Prem obudził się. Półprzytomnym wzrokiem rozejrzał się po dużym, zajmującym pół piętra wieży pokoju.

— Nareszcie w domu — pomyślał. — No, może jeszcze nie całkiem w domu, ale przynajmniej w rodzinnym Układzie. A poza tym, to tu przecież jest Vyasa. Już nie długo kończy swój dyżur na stacji i znowu będziemy mogli razem rozgościć się w swoim domu na OasisVitrze. Przeciągnął się leniwie, wstał, przespacerował do okna…

— Zaraz powinna wrócić z centrum — przypomniał sobie. Zamiast jednak wziąć się za jakie takie uprzątnięcie pomieszczenia, z przyjemnością przyglądał się roztaczającemu się za oknem widokowi. Tuż u stóp wieży mieszkalnej rozciągał się przedziwny park. Można w nim było dojrzeć rośliny przywiezione tu ze wszystkich planet układu. Wśród morza roślin tu i ówdzie rzucał się w oczy ukryty zmyślnie w zieleni domek któregoś z pracowników stacji. Park urządzony był jednak tak, że długo wpatrywać się musiał w przysłonięte konarami i pergolami ścieżki, nim udało mu się wypatrzeć na jednej z nich poruszającą się postać jakiegoś naukowca, czy może robota.

Sixta nie była zbyt częstym celem podróży turystów. Przeznaczona na placówkę naukową stanowiła jednocześnie miejsce wypoczynku dla tych, którzy na pewien okres pragnęli oderwać się od zgiełku codziennego życia na tętniących gwarem planetach wewnętrznych.

Rozważania te przerwało wejście Vyasy. Seig odwrócił się od okna i z radością objął dziewczynę.

— Witaj! — wykrzyknął. — Czy bardzo ciężko zniosłaś okres naszej rozłąki? — Mówiąc to przyglądał jej się z radością.

— Nie patrz tak — skarciła go Vyasa — Tam, po drugiej stronie planety jest taka dolina, którą nazywamy doliną fiołkowych kamieni. Przebywają tam kosmonauci po dalekich lotach, gdy powoli przywyknąć chcą do starego świata. Teraz jest tam pusto. Zarezerwowałam więc dla nas samotny dom. Ty będziesz mógł łatwiej zaaklimatyzować się z powrotem, a poza tym — uśmiechnęła się przelotnie — będziesz mógł napatrzeć się na mnie aż do znudzenia…

— Nie sądzę, żebym tak łatwo się znudził, wytrzymałem dziesięć cykli samotnej próżni… — roześmiał się Seig głośno.

Vyasa zadowolona, ale i trochę zażenowana odwróciła twarz w kierunku okna. Omiatając przelotnym spojrzeniem alejki parku dostrzegła zmierzającego pospiesznie w ich kierunku Hyp Sara.

— Muszę ci coś koniecznie opowiedzieć — powiedziała odwracając się gwałtownie. — Dziś zauważyliśmy lecący w pobliżu Sixty niezidentyfikowany statek kosmiczny. Musiało się wydarzyć coś niezwykłego, skoro sam Administrator idzie do nas.

* * *

Gdy stary kosmonauta przekraczał próg ich pokoju, na jego twarzy dostrzec można było ogromną radość.

— Zaraz wam wszystko opowiem! — krzyknął. — Jak pragnę nieśmiertelności, nie sądziłem, że dożyję tak radosnego momentu! Ten statek pochodzi z sąsiedniego systemu — z Ziemi. Odkryte przeze mnie wczesne kultury osiągnąć musiały próg dojrzałości!.

— Zatem powinniśmy w końcu nawiązać z nimi kontakt — powiedziała Vyasa.

— Najwyższa pora — potwierdził Hyp Sar. Był jedynym z mieszkańców OasisSandra biorących udział w pionierskiej wyprawie na Ziemię, który dożył tego momentu. Nic więc dziwnego, że cieszył się teraz jak dziecko.

— Przyszedłem do was z pewną prośbą — powiedział po chwili milczenia. — Czy mógłbyś mi, Seig, pomóc w na wiązaniu z nimi kontaktu? Wprawdzie nie zdążyłeś jeszcze nawet wypocząć po trudach dalekiej wyprawy, może jednak chciałbyś urzeczywistnić marzenie jednego starca, jest nas tu niewielu, sam więc rozumiesz jak cenna jest każda pomoc.

— Naturalnie — odparł Seig — bardzo chętnie przyłączę się do waszego zespołu — tym bardziej, że jest w nim Vyasa. A zapewne i ona pozostanie tu tak długo, jak długo nie skończy się ta sprawa. Mam już dość samotnych wędrówek międzyplanetarnych, nawet jeśli do przebycia pozostał mi jeden jedyny, i do tego znajomy Układ.

— Dobrze — powiedział Hyp Sar. — Ustaliliśmy więc na posiedzeniu Rady, że najłatwiej będzie nam uzyskać kontakt z przybyszami, gdy uprzednio uda nam się zdobyć o nich jak najwięcej wiadomości. W tym celu musimy przedostać się do wnętrza ich statku za pomocą teleportu. Naturalnie nie będziemy tego robić w tajemnicy. Musimy dać im do zrozumienia, że mamy jak najlepsze intencje. Myślę, że owym zwiadowcą powinieneś być właśnie ty, Seig. Ze względu na swoje doświadczenie i wiedzę, najłatwiej z nas wszystkich zorientujesz się w sytuacji panującej na tamtym statku. W zasadzie niczego więcej od ciebie nie wymagamy. Pozwólmy im krok po kroku zapoznawać się z nimi. Najpierw zaprosimy ich tutaj, później niech lecą na OasisVitra i OasisSandra. Czy sądzisz, że twoja kondycja pozwala na realizację teleportu?

— Tak, czuję się w pełni sprawny — odparł Seig — możemy zacząć choćby zaraz…

* * *

TransSol1 — pierwszy międzygwiezdny statek fotonowy Ziemian pilotowany był przez czwórkę kosmonautów. Dziś właśnie przypadała czwarta rocznica startu z macierzystej planety, dziś też minęli granicę systemu, który był celem ich podróży — oddalony od Ziemi o dwanaście lat świetlnych układ planetarny Epsilon Eridani. Zgodnie z założeniami ekspedycji okrążyć mieli tutejsze słońce po wydłużonej orbicie i powrócić na spotkanie dwu następnych, lecących za nimi w odległości kilku miesięcy, statków badawczych. Czy po tym pierwszym zwiadzie zdecydowano by się na lądowanie na którejś z planet — to zależało od jego wyników. Nikt z przygotowujących wyprawę nie liczył raczej na spotkanie z jakimikolwiek formami życia. Na Ziemi panowało powszechnie przekonanie, że wiele lat upłynie, nim któraś z wypraw spotka się na swoim szlaku z kosmicznymi braćmi.

* * *

Hid Largo i Pal Torsen siedzieli w sali koncertowej. Z estrady dopływały tony klasycznego utworu Händla. Byli jedynymi żywymi ludźmi w tym ogromnym, wypełnionym po brzegi pomieszczeniu. Wszyscy pozostali widzowie, orkiestra jak i sam ogrom sali były jedynie wytworem znakomitej iluzji, wywołanej przez projektor fantomatyczny. Statek zaopatrzony był doskonale we wszelkiego rodzaju programy. Nie ruszając się z ciasnej sterowni kosmonauci przebywać mogli na plaży i na ośnieżonych szczytach gór, zwiedzać — nigdy w rzeczywistości nie oglądane — zakątki Ziemi i wygrzewać się we własnym ogrodzie koło domu. Niespodziewanie koncert został przerwany, a sala koncertowa rozmyła się jak zdmuchnięty płomień świecy.

Do kabiny wszedł Hassan el Nur — komendant TS1.

— Przepraszam za przerwę w koncercie — powiedział — musimy jednak natychmiast coś omówić. — Mówiąc to położył przed nimi na pulpicie dwa diagramy, jeden z nich pokazywał krzywą nagrzewania zwierciadła fotonowego, drugi — wzrost napięć dipolowych anten.