Выбрать главу

Zgodzili się wszyscy, aczkolwiek wszystkim nieswojo zrobiło się na myśl, że oto jeden z nich samotnie wychodzi naprzeciw nieznanego. Hassan włożył skafander i po chwili szybował już w kierunku hantli.

Dostawszy się do środka stwierdził, że nietypowa rakieta była bardzo wygodnie i praktycznie wyposażona. Największe jednak zdumienie wywołało w nim pomieszczenie sterowni. Przed pulpitami stały tam cztery wygodne, jakby specjalnie dla ludzi wykonane fotele. Zdumienie jego wzrosło jeszcze bardziej, gdy na grzbietach foteli odkrył tabliczki z imionami i nazwiskami — swoim i swoich kolegów. Rozejrzawszy się jeszcze po pojeździe stwierdził, że nic nie stoi na przeszkodzie by jednak odłożyć na bok wszelkie wątpliwości i skorzystać z uprzejmości gospodarzy Układu. Wrócił więc czym prędzej na TransSol1 by podzielić się swoimi spostrzeżeniami i pomóc w przenosinach.

Przez kilka godzin kursowali tam i z powrotem wynosząc ze swojego statku całe wyposażenie niezbędne w przypadku gdyby zostali na planecie zdani na własne siły. W końcu drzwi śluzy obcego statku zatrzasnęły się za nimi po raz ostatni. Na wszelki wypadek nie zdejmowali jeszcze skafandrów, nie wiedząc dokładnie, w jaki sposób będą dalej podróżować.

Pal Torsen rozejrzała się niepewnie po jego wnętrzu i powiedziała:

— To niemożliwe, żeby Eridanie wszystko to w tak krótkim czasie przygotowali specjalnie dla nas. Wszystkie pomieszczenia i urządzenia są jakby dostosowane do naszych wymiarów. Może oni rzeczywiście są tak bardzo do nas podobni.

— Od czasu teleportacji wiedzą dokładnie jak wyglądamy. Dlaczegóż by mieli nie móc wyposażyć tego statku specjalnie dla nas? Przecież my w dalszym ciągu nic prawie o nich nie wiemy — powiedział Hid.

Hassan tymczasem studiował napisy na pulpitach. Obok napisów w nieznanym języku ktoś umieścił tabliczki z ziemskimi objaśnieniami.

— Atmosfera, ciśnienie, temperatura w normie — powiedział w końcu zdejmując hełm.

Nagle do wnętrza kabiny wdarł się śpiewny poszum i na ogromnym ekranie sterowni ujrzeli coraz bardziej w tyle pozostający TransSol1.

— Lądujemy — powiedział Hassan.

W tym samym momencie ekran pokrył się obrazem gwałtownie uciekających w górę strzępiastych chmur.

— I tu mają mieszkać jakiekolwiek żywe istoty — zdumiała się Mona ujrzawszy pod sobą monotonny, kamienisty krajobraz.

— Popatrz tam — Hassan wskazał jej widniejące na horyzoncie kopuły miasta. Zniknęły jednak szybko z ekranu, gdyż statek wciąż obniżał swój lot. — W końcu poczuli, że rozpoczął się proces hamowania. Nagłe, choć lekkie przeciążenie wcisnęło ich głębiej w fotele. Hassan Hid gorączkowo wpatrywali się w dźwignie na pulpicie.

Znaczenie ważniejszych czynności wyjaśnione było za pomocą nielicznych schematów. Nim jednak przebiegli wzrokiem wszystkie, potężne uderzenie o grunt, które wstrząsnęło kadłubem dało im znać, że wylądowali.

Wokół nie widać było żadnego śladu budowli. Leżeli na dnie kotliny otoczonej wapiennymi wzgórzami, cichej i jakby wymarłej. Nad nimi rozciągało się intensywnie żółte, szczelnie zakryte żółtymi chmurami niebo.

— Ktoś idzie — krzyknęła nagle wpatrująca się w ekran Mona.

Na wierzchołku najbliższego ze wzgórz zauważyli jakiś ruch. Jednolity z początku punkt podzielił się najpierw na kilka, później na kilkanaście punkcików.

— Czy to są pojazdy? — spytała Pal Torsen.

— Nie, oni chyba idą pieszo — stwierdziła ze zdziwieniem Mona.

— Idą pieszo? To nie pasuje do ich wspaniałego opanowania techniki — wykrzyknął Hid. Wyjął lornetkę z bagażu ekspedycji i zdecydowanym krokiem skierował się do wyjścia. Inni pospieszyli za nim. Naciągnęli skafandry i już po kilkunastu minutach stali na żwirowatym dnie dolinki. Niewyraźne punkty przybliżyły się tymczasem na tyle, że dokładnie dostrzec mogli ich kształt i budowę.

— Co to jest? — zawołała Pal Torsen. — Niemożliwe żeby to były istoty żywe.

— Myślę, że to roboty — stwierdził Hid.

— Jak to nieuprzejmie wysyłać nam na przywitanie roboty — skrzywiła się Mona.

— Przedwcześnie wyciągacie wnioski — włączył się Hassan. — Może one wcale nie idą do nas?

— Jednak na to wygląda — zauważył Hid. — Patrzcie, tam idą następne — wskazał na pobliski stok wzgórza.

— Może ci na czele utworzyć mają coś w rodzaju komitetu powitalnego?

— Takimi wymysłami sami utrudniamy sobie zorientowanie w sytuacji — stwierdził dowódca. — Przecież to jasne, że roboty nie przybyłyby tu same z siebie. Ktoś musi nimi kierować. Jeśli oni nie przyjdą do nas, w co osobiście wątpię, my pójdziemy do nich.

Tymczasem roboty otoczyły rakietę i stanęły nieruchomo w pewnym oddaleniu.

Hid popatrzył podejrzliwie na ten mur i z desperacją ruszył w kierunku najbliżej stojących.

W tym samym momencie rząd maszyn zaintonował jakąś nieznaną pieśń.

Hid zadumał się — jakże niezwykli muszą być panowie tego świata, skoro nawet w programach maszyn znaleźli miejsce na pieśni. Już przedtem zauważył, że wszyscy teleportanci, nawet Sem3Set bardzo żywo i z jakąś niezwykłą radością reagowali na muzykę.

Więc jednak komitet powitalny — pomyślał. — Tylko dlaczego sztuczny? Gdzie podziali się sami gospodarze?

Wpatrzony w rząd robotów nie zwrócił w pierwszej chwili uwagi na stojącą obok Pal. Dopiero gdy dziewczyna szturchnęła go w bok oderwał wzrok od automatów.

— Spójrz, tam na kamieniu! — wskazała w bok. Odwrócił się i ujrzał stojącą na głazie Vyasę.

— Ona jest bosa — powiedziała Pal ze zdumieniem.

— Może jest istotą niższego stopnia, autochtonką tej planety. Panowie robotów mieszkają zaś w tamtym mieście — szepnął Hid.

Tymczasem dziewczyna zwinnie zeskoczyła z kamienia i skierowała się w ich stronę. Tuż za nią nad gruntem posuwała się jakaś elipsoida.

— Ależ to Sem3Set, ten wścibski robot, który przeteleportował się do nas na TransSol — wykrzyknął Hid zaskoczony. Tymczasem Sem zbliżył się do nich i zaczął paplać:

— Ach, więc to ty jesteś tym drugim kosmonautą, tą kosmiczną siostrą mojej pani. Miło z waszej strony, że wreszcie wylądowaliście na powierzchni Sixty. Czy zawsze musicie się tak długo namyślać zanim coś postanowicie? Serdecznie witamy! Przedstawię wam teraz moją panią — wskazał na dziewczynę. — To jest Vyasa Ult. Ona nie mówi waszym językiem. Dlatego ja będę waszym tłumaczem. Czekała tu na was na wzgórzu wraz z grupami robotów i przyglądała się waszemu lądowaniu. Chce was poznać. Liczba żyjących na Sixcie i w stacji nie jest duża. Nie dziwcie się więc, że przyszła sama.

W pewnym momencie gadaninie robota zawtórował szereg melodyjnych dźwięków. Brzmiały tak, jak gdyby ktoś wysypywał drobne kulki na klawiaturę ksylofonu. Przez moment kosmonauci stali zasłuchani i zdumieni i dopiero po chwili Pal zorientowała się, że to, co słyszą, jest głosem Vyasy.

— Ona mówi — podjął natychmiast robot — że w każdej chwili jesteście mile oczekiwanymi gośćmi pod kopułami. Tam przygotowuje się teraz dla was specjalne pomieszczenia, w których będziecie mogli przebywać bez skafandrów. Vyasa Ult i Hyp Sar — administrator, pozdrawiają was. Pod kopułami oczekuje na was również Seig Prem, którego zdążyliście już poznać podczas seansów teleportacji. Cieszymy się, że wy, Ziemianie osiągnęliście już wiek podróży kosmicznych i przybyliście nawiązać kontakt z naszymi światami.