Выбрать главу

Ukoronować Myrcellę znaczy ją zabić. I wiedziałem o tym.

– Zostały mi jedynie czcze gesty. Ten przynajmniej sprawi, że moja siostra zapłacze gorzkimi łzami.

Magister Illyrio otarł śmietanę z ust grzbietem tłustej dłoni.

– Droga do Casterly Rock nie wiedzie przez Dorne, mój mały przyjacielu. Ani nie biegnie wzdłuż muru. Zapewniam cię jednak, że taka droga istnieje.

– Jestem wyjętym spod prawa zdrajcą, królobójcą i ojcobójcą.

Tyriona poirytowała cała ta gadanina o drogach. Wydaje mu się, że to jakaś gra?

– Co jeden monarcha ogłosił, drugi może odwołać. Mamy w Pentos księcia, mój przyjacielu. Chodzi on na bale i uczty, jeździ też po mieście w lektyce z kości słoniowej i złota. Poprzedza go trzech heroldów noszących złote szale handlu, żelazny miecz wojny oraz srebrny bicz sprawiedliwości. Pierwszego dnia każdego roku musi rozprawiczyć dziewicę pól i dziewicę morza. – Illyrio pochylił się nad stołem, wspierając łokcie na blacie. – Ale jeśli nadejdzie nieurodzaj albo przegramy wojnę, podrzynamy mu gardło, żeby przebłagać bogów, i wybieramy nowego księcia spomiędzy czterdziestu rodzin.

– Przypomnij mi, żebym nigdy nie zgodził się zostać księciem Pentos.

– Czy w Siedmiu Królestwach nie wygląda to podobnie? W Westeros nie ma pokoju, nie ma sprawiedliwości ani wiary... a wkrótce nie będzie też nic dojedzenia. Gdy ludzie głodują i dręczy ich strach, zaczynają szukać zbawcy...

– Mogą go szukać, ale jeśli znajdą tylko Stannisa...

– Nie Stannisa. I nie Myrcellę. Kogoś innego. – Rozciągnął usta w uśmiechu, odsłaniając żółte zęby. – Kogoś, kto jest silniejszy niż Tommen, łagodniejszy niż Stannis i ma lepsze prawa do tronu niż Myrcella. Zbawcę, który przybędzie zza morza, by zagoić rany krwawiącego Westeros.

– To piękne słowa – zauważył Tyrion obojętnym tonem. – Ale słowa to wiatr. Kim jest ten cholerny zbawca?

– Smokiem. – Handlarz sera zauważył wyraz twarzy Tyriona i ryknął śmiechem. –

Smokiem o trzech głowach.

DAENERYS

Słyszała, jak wnoszą zabitego na schody. Poprzedzał go miarowy, powolny odgłos kroków, odbijający się echem od fioletowych kolumn jej komnaty. Daenerys Targaryen czekała na niego na hebanowej ławie, którą uczyniła swym tronem. W jej oczach widziało się senność, a srebrnozłote włosy miała rozczochrane.

– Wasza Miłość – odezwał się Barristan Selmy, lord dowódca jej Gwardii Królowej – nie ma potrzeby, byś na to patrzyła.

– Zginął za mnie.

Dany przycisnęła lwią skórę do piersi. Pod nią miała tylko białą płócienną koszulę sięgającą połowy ud. Gdy obudziła ją Missandei, śnił się jej dom z czerwonymi drzwiami.

Nie miała czasu się ubrać.

Khaleesi, nie wolno ci dotykać umarłego – wyszeptała Irri. – To przynosi pecha.

– Chyba że zabiłaś go sama. – Jhiqui była masywniejszej budowy niż Irri, miała szerokie biodra i wielkie piersi. – Wszyscy to wiedzą.

– Wszyscy to wiedzą – zgodziła się Irri.

Dothrakowie byli mądrzy w sprawach dotyczących koni, ale w wielu innych potrafili być kompletnymi głupcami. Zresztą to tylko dziewczyny. Obie służki były w jej wieku i wyglądały na dorosłe kobiety – czarnowłose, miedzianoskóre, o oczach w kształcie migdałów. Mimo to były jeszcze dziećmi. Dostała je, gdy poślubiła khala Drogo. Od Droga dostała narzutę, którą nosiła – głowę i skórę hrakkara, białego lwa z Morza Dothraków. Była dla niej za duża i cuchnęła stęchlizną, ale dzięki niej Dany czuła się, jakby jej „słońce i gwiazdy” nadal był przy niej.

Pierwszy na górę wszedł Szary Robak. Trzymał w ręku pochodnię. Jego hełm z brązu zdobiły trzy szpice. Za nim szło czterech Nieskalanych, dźwigających zabitego na ramionach. Mieli na hełmach tylko po jednym szpicu, a ich twarze były tak całkowicie pozbawione wyrazu, że również mogłyby być odlane z brązu. Położyli trupa u jej stóp.

Ser Barristan odsunął zakrwawiony całun, a Szary Robak opuścił pochodnię, żeby Dany mogła się przyjrzeć.

Twarz zabitego była gładka, pozbawiona zarostu. Policzki rozcięto mu niemal od ucha do ucha. Był wysokim mężczyzną o niebieskich oczach i jasnej cerze. Dziecko z Lys albo Starego Volantis, porwane przez korsarzy i sprzedane w niewolę w czerwonym Astaporze. Choć oczy miał otwarte, to jego rany płakały. Miał ich tyle, że nie mogła ich zliczyć.

– Wasza Miłość – zaczął Barristan – na cegłach zaułka, gdzie go znaleziono, namalowano harpię...

– ...jego własną krwią – dokończyła Daenerys. Znała już ich metody. Synowie Harpii mordowali nocą i przy każdej ofierze zostawiali swój znak. – Szary Robaku, dlaczego ten człowiek był sam? Czy nie przydzielono mu partnera?

Nocą Nieskalani wychodzili na ulice Meereen tylko parami.

– Królowo – odparł kapitan – twój sługa Twarda Tarcza nie miał tej nocy służby.

Poszedł... w pewne miejsce... żeby się napić i znaleźć towarzystwo.

– W pewne miejsce? W jakie?

– Do domu rozkoszy, Wasza Miłość.

Twarz Szarego Robaka wyglądała jak wykuta z kamienia.

Do burdelu. Połowa jej wyzwoleńców pochodziła z Yunkai, a tamtejsi Mądrzy Panowie słynęli ze szkolenia nałożników i nałożnic. Sztuka siedmiu westchnień. W całym Meereen burdele wyrastały jak grzyby po deszczu. To wszystko, co potrafią.

Muszą jakoś żyć. Żywność drożała z każdym dniem, a cena cielesnych przyjemności spadała. Daenerys wiedziała, że w biedniejszych dzielnicach między schodkowymi piramidami należącymi do szlachetnie urodzonych handlarzy niewolników działają domy rozkoszy, w których zaspokaja się wszelkie wyobrażalne pragnienia. Ale przecież...

– Czego eunuch mógłby szukać w burdelu? – zapytała.

– Nawet ci, którym brak męskich części, mogą mieć serce mężczyzny, Wasza Miłość

– wyjaśnił Szary Robak. – Tej osobie powiedziano, że twój sługa Twarda Tarcza płacił niekiedy kobietom z domów uciech, żeby pozwoliły mu poleżeć w swych objęciach.

Krew smoka nigdy nie płacze.

– Twarda Tarcza. – Oczy miała zupełnie suche. – Tak się nazywał?

– Jeśli Wasza Miłość raczy.

– To piękne imię. – Dobrzy Panowie z Astaporu nie pozwalali swym niewolnikom nawet nosić imion. Niektórzy z jej Nieskalanych wrócili po wyzwoleniu do tych, z którymi się urodzili, inni wybrali sobie nowe. – Czy wiadomo, ilu było napastników?

– Ta osoba tego nie wie. Wielu.

– Co najmniej sześciu – wtrącił ser Barristan. – Sądząc po ranach, zaatakowali go ze wszystkich stron. Pochwa zabitego była pusta. Być może zdołał ranić kilku z nich.

Dany odmówiła bezgłośną modlitwę, błagając, by któryś z nich konał teraz w jakiejś kryjówce, trzymając się za brzuch i wijąc z bólu.

– Dlaczego rozcięli mu policzki?

– Łaskawa królowo – odparł Szary Robak – zabójcy wepchnęli w gardło twego sługi Twardej Tarczy części rodne kozła. Ta osoba wyjęła je, nim przyniesiono go tutaj.

Nie mogli go nakarmić jego własnymi. Astaporczycy wycięli je w całości.

– Synowie stają się coraz śmielsi – zauważyła Dany. Do tej pory atakowali tylko bezbronnych wyzwoleńców. Mordowali ich na ulicach albo włamywali się do domów pod osłoną nocy, żeby zarżnąć ich w łożach. – Pierwszy raz zabili mojego żołnierza.

– Pierwszy, ale nie ostatni – ostrzegł ser Barristan.