Karstarkowie nie mają wyboru – pomyślał Jon. Lord Rickard Karstark zdradził wilkora i przelał krew lwów. Jeleń był dla nich jedyną nadzieją.
– W tak niepewnych czasach nawet ludzie honoru muszą się zastanawiać, na czym polega ich obowiązek – odpowiedział Stannisowi.
– Wasza Miłość nie jest jedynym królem żądającym od nich hołdów.
– Powiedz mi, lordzie Snow – odezwała się lady Melisandre. – Gdzie byli ci inni królowie, gdy wasz Mur szturmowali dzicy ludzie?
– Tysiące mil stąd, głusi na naszą potrzebę – przyznał Jon. – Nie zapomniałem o tym. I nie zapomnę. Ale chorążowie mojego ojca mają żony i dzieci, muszą też pamiętać o swych prostaczkach. Jeśli dokonają niewłaściwego wyboru, ściągną na nich śmierć. Wasza Miłość żąda od nich zbyt wiele. Daj im czas, a z pewnością usłyszysz odpowiedzi.
– Takie jak ta?
Stannis zmiażdżył list Lyanny w zaciśniętej pięści.
– Nawet na północy ludzie boją się gniewu Tywina Lannistera – zauważył Jon. –
Boltonowie również są niebezpiecznymi wrogami. Nie darmo noszą na chorągwiach obdartego ze skóry człowieka. Ludzie z północy ruszyli na wojnę z Robbem, krwawili razem z nim, ginęli za niego. Najedli się do syta żałoby i śmierci, a teraz oferujesz im dokładkę. Nie możesz mieć im za złe, że się wzdragają. Wybacz, Wasza Miłość, ale niektórzy widzą w tobie tylko kolejnego pretendenta, skazanego na nieuchronną klęskę.
– Jeśli Jego Miłość jest skazany na klęskę, wasze królestwo również – wtrąciła lady Melisandre. – Pamiętaj o tym, lordzie Snow. Stoi przed tobą jedyny prawowity król Westeros.
– Skoro tak mówisz, pani – odparł Jon z całkowicie pozbawioną wyrazu twarzą.
Stannis prychnął pogardliwie.
– Oszczędzasz słowa, jakby każde było złotym smokiem. Zastanawiam się, ile złota już zaoszczędziłeś?
– Złota? – Czy to takie smoki pragnie obudzić kobieta w czerwieni? Smoki ze złota?
– Zbieramy niewiele podatków i to wyłącznie w naturze, Wasza Miłość. Straż jest bogata w rzepę, ale uboga w gotówkę.
– Rzepy nie zadowolą Salladhora Saana. Potrzebuję złota albo srebra.
– W tym celu musisz pozyskać Biały Port. Nie może się równać ze Starym Miastem albo Królewską Przystanią, ale to kwitnący ośrodek handlu. Lord Manderly to najbogatszy z chorążych mojego pana ojca.
– Lord Za Gruby by Dosiąść Konia.
W liście nadesłanym z Białego Portu lord Wyman Manderly pisał właściwie tylko o swym podeszłym wieku i złym stanie zdrowia. O tym liście Stannis również zabronił Jonowi wspominać.
– Może jego lordowska mość chciałby mieć dziką żonę? – zasugerowała Melisandre.
– Czy grubas jest żonaty, lordzie Snow?
– Jego pani żona dawno już nie żyje. Lord Wyman ma dwóch dorosłych synów i wnuki po pierwszym. Do tego waży co najmniej trzydzieści kamieni za dużo, by dosiąść konia. Val nigdy go nie zechce.
– Mógłbyś choć raz udzielić mi odpowiedzi, która mnie zadowoli, lordzie Snow – poskarżył się król.
– Chciałbym myśleć, że prawda cię zadowoli, panie. Twoi ludzie zwą Val księżniczką, ale dla wolnych ludzi jest tylko siostrą nieżyjącej żony ich króla. Jeśli zmusisz ją do poślubienia mężczyzny, którego nie będzie chciała, najpewniej poderżnie mu gardło w noc poślubną, ale nawet gdyby zgodziła się go przyjąć za męża, to jeszcze nie znaczy, że dzicy podążą za nim. Z twoją sprawą wiąże ich wyłącznie Mance Rayder.
– Wiem o tym – przyznał z niezadowoleniem król. – Spędziłem wiele godzin na rozmowach z nim. Wie bardzo wiele o naszym prawdziwym wrogu, muszę też przyznać, że ma w sobie siłę. Niemniej, nawet gdyby się wyrzekł tytułu królewskiego, pozostanie wiarołomcą. Jeśli daruję życie jednemu dezerterowi, zachęcę do dezercji kolejnych. Nie, prawo musi być z żelaza, nie z puddingu, a zgodnie ze wszystkimi prawami Siedmiu Królestw Mance Rayder zasłużył na śmierć.
– Prawo kończy się na Murze, Wasza Miłość. Mance może się okazać użyteczny.
– I okaże się. Spalę go i w ten sposób zademonstruję północy, jak postępuję ze zdrajcami i wiarołomcami. Nie zapominaj też, że mam syna Raydera. Po śmierci ojca bachor zostanie królem za Murem.
– Wasza Miłość jest w błędzie. – Ygritte mawiała: „Nic nie wiesz, Jonie Snow”, ale od tego czasu wiele się nauczył. – Dziecko nie jest księciem, podobnie jak Val nie jest księżniczką. Nikt nie zostaje królem za Murem dlatego, że jego ojciec nim był.
– I bardzo dobrze – skwitował Stannis. – Nie zniosę w Westeros innych królów. Dość już o Rayderze. Czy podpisałeś akt?
Teraz się zacznie. Jon zacisnął poparzone palce i rozprostował je ponownie.
– Nie, Wasza Miłość. Prosisz o zbyt wiele.
– Proszę? Prosiłem cię, byś został lordem Winterfell i namiestnikiem północy.
Żądam tych zamków.
– Oddałem ci Nocny Fort – przypomniał Jon Snow.
– To tylko szczury i ruiny. Dar skąpca, nic niekosztujący dającego. Twój człowiek, Yarwyck, przyznał, że minie pół roku, nim uda się uczynić zamek zdatnym do zamieszkania.
– Pozostałe forty są w podobnym stanie.
– Wiem o tym. Nieważne. To wszystko, co mamy. Wzdłuż Muru zbudowano dziewiętnaście fortów, a tobie starczy ludzi do obsadzenia trzech. Chcę, by przed końcem roku w każdym był garnizon.
– Przeciwko temu nic nie mam, panie, ale ludzie powiadają, że zamierzasz przyznać te zamki swym rycerzom i lordom, jako wasalom Waszej Miłości.
– Królowie winni być szczodrzy dla swych ludzi. Czy lord Eddard niczego nie nauczył swego bękarta? Wielu moich rycerzy porzuciło na południu bogate ziemie i warowne zamki. Czy ich wierność ma pozostać bez nagrody?
– Jeśli Wasza Miłość pragnie utracić wszystkich chorążych mojego pana ojca, nie ma lepszego sposobu, niż oddawać północne zamki południowym lordom.
– Jak mogę utracić ludzi, których nie mam? Może sobie przypominasz, że miałem nadzieję oddać Winterfell człowiekowi z północy. Synowi Eddarda Starka. Ale on cisnął mi moją ofertę prosto w twarz.
Stannis Baratheon traktował każdą urazę jak mastif kość. Nie przestawał gryźć, aż przeżuł ją na kawałeczki.
– Zgodnie z prawem Winterfell powinno przypaść mojej siostrze Sansie.
– Masz na myśli lady Lannister? Czy pragniesz, by Krasnal zasiadł na miejscu twego ojca?
– Nie – odparł Jon.
– To dobrze. Zapewniam, że póki żyję, tak się nie stanie, lordzie Snow.
Jon wiedział, że nie ma sensu się spierać.
– Panie, niektórzy mówią, że zamierzasz przyznać ziemie i zamki Grzechoczącej Koszuli oraz magnarowi Thennu.
Oczy króla przybrały wygląd twardych, niebieskich kamieni. Stannis zazgrzytał zębami.
– Kto ci to powiedział?
– Czy to ważne? – Mówili o tym wszyscy w Czarnym Zamku. – Jeśli koniecznie chcesz wiedzieć, to Goździk.
– Kto to jest Goździk? – zapytał król.
– Mamka – wyjaśniła lady Melisandre. – Wasza Miłość przyznał jej wolność w granicach zamku.
– Nie po to, by powtarzała plotki. Potrzebuję jej cycków, nie języka. Niech daje więcej mleka, a powtarza mniej wieści.
– Nie potrzebujemy w Czarnym Zamku bezużytecznych gąb – zgodził się Jon. –
Odeślę Goździk na południe najbliższym statkiem odpływającym ze Wschodniej Strażnicy.
– Goździk karmi również syna Dalii – zauważyła Melisandre, dotykając rubinu na swej szyi. – Byłoby okrucieństwem odebrać młodemu księciu mlecznego brata.
Tylko ostrożnie, ostrożnie.