Выбрать главу

— Jeden człowiek nie żyje, trzech zaginęło.

— Padło sześć koni, w tym jeden mój.

— Nie żyje dwóch ludzi. Jeden z nich był rycerzem. Padły cztery konie. Jednego zdołaliśmy podnieść. Resztę straciliśmy. Dwa rumaki i jedną klaczkę.

Asha słyszała, że ludzie zwą te meldunki „rejestrem zimna”. Najbardziej ucierpiały tabory.

Martwe konie, zaginieni ludzie, przewrócone i rozbite wozy.

— Konie grzęzną w śniegu — poinformował króla Justin Massey. — Ludzie się oddalają albo po prostu siadają i czekają na śmierć.

— Niech sobie czekają — warknął Stannis. — Musimy maszerować naprzód.

Ludzie z północy radzili sobie znacznie lepiej dzięki swym włochatym konikom i niedźwiedzim łapom. Czarny Donnel Flint i jego przyrodni brat Artos stracili razem tylko jednego człowieka, a Liddle’owie, Wullowie i Norreyowie w ogóle uniknęli strat. Jeden z mułów Morgana Liddle’a zaginął, ale właściciel był przekonany, że ukradli go Flintowie.

Trzysta mil drogi z Deepwood Motte do Winterfel . W lini lotu kruka. Piętnaście dni. Minął piętnasty dzień marszu, a oni nie pokonali nawet połowy tego dystansu. Zostawiali za sobą ślad z trupów i rozbitych wozów, pokrytych warstwą śniegu. Słońca, księżyca i gwiazd nie widzieli od tak dawna, że Asha zaczęła się zastanawiać, czy nie były tylko snem.

Dwudziestego dnia marszu wreszcie uwolniła się od łańcuchów na nogach. Jeden z ciągnących jej wóz koni padł w zaprzęgu i nie udało się znaleźć nowego. Wszystkie pociągowe konie ciągnęły wozy z prowiantem i paszą. Ser Justin Massey rozkazał poćwiartować konia na mięso i porąbać wóz na opał. Potem zdjął kajdany z nóg Ashy i rozmasował jej łydki, by usunąć sztywność z mięśni.

— Nie mogę ci dać wierzchowca, pani — oznajmił. — A gdybyśmy spróbowali jechać we dwoje na moim, wkrótce również by padł. Będziesz musiała iść.

Przy każdym kroku kostkę Ashy przeszywał ból. Zimno wkrótce ją znieczuli — powtarzała sobie. Za godzinę w ogóle już nie będę czuła nóg. Myliła się tylko pod jednym względem.

Potrwało to krócej. Gdy ciemność zmusiła kolumnę do zatrzymania się, Asha potykała się już co chwila, tęskniąc za wygodnym, kołyszącym się więzieniem. Osłabłam w okowach. Była tak wyczerpana, że zasnęła przy stole podczas kolacji.

Dwudziestego szóstego dnia piętnastodniowego marszu zjedli ostatnie jarzyny.

Trzydziestego drugiego dnia skończyły się zapasy zboża i paszy. Asha zastanawiała się, jak długo można przeżyć na surowej, na wpół zamarzniętej koninie.

— Branch przysięga, że od Winterfel dzielą nas tylko trzy dni drogi — oznajmił królowi ser Richard Horpe, gdy już zakończono rejestr zimna.

— Pod warunkiem że zostawimy najsłabszych ludzi z tyłu — zauważył Corliss Penny.

— Ich i tak nic już nie uratuje — upierał się Horpe. — Ci, którzy jeszcze mają siły, muszą dotrzeć do Winterfel , bo inaczej również zginą.

— Pan Światła odda nam zamek — zapewnił ser Godry Farring. — Gdyby była z nami lady Melisandre...

Wreszcie, po koszmarnym dniu, podczas którego pokonali zaledwie milę i stracili dwanaście koni oraz czterech ludzi, lord Peasebury zwrócił się przeciwko ludziom z północy.

— Ten marsz to szaleństwo. Z dnia na dzień umiera więcej ludzi. I po co? Dla jakiejś dziewczynki?

— Dziewczynki Neda — odparł Morgan Liddle. Był drugim z trzech synów, dlatego inne wilki zwały go „Średnim Liddle’em”, choć raczej wtedy, gdy ich nie słyszał. To on o mało nie zabił Ashy podczas bitwy pod Deepwood Motte. Podczas marszu przyszedł błagać ją o wybaczenie... za to, że w bojowym szale nazwał ją „pizdą”, a nie za to, że próbował jej rozwalić głowę toporem.

— Dziewczynki Neda — powtórzył Wiadrowy Wul . — Już byśmy mieli i ją, i zamek, gdybyście nie zeszczali się w atłasowe portki na widok odrobiny śniegu, głupie południowe błazny.

— Odrobiny śniegu? — Peasebury wykrzywił miękkie dziewczęce usta w grymasie furi . — To twoje złe rady skłoniły nas do tego marszu, Wull. Zaczynam podejrzewać, że od początku służyłeś Boltonowi. Czy tak to wygląda? Kazał ci sączyć truciznę do królewskiego ucha?

Wiadrowy roześmiał mu się prosto w oczy.

— Gdybyś był mężczyzną, zabiłbym cię za to, groszkowy lordzie, ale mój miecz zrobiono ze zbyt dobrej stali, bym miał go plamić krwią tchórza. — Pociągnął łyk ale i otarł usta. — To prawda, ludzie umierają. Stracimy jeszcze wielu, nim ujrzymy Winterfel . I co z tego? To jest wojna, a na wojnie ludzie giną. Tak właśnie powinno być. Zawsze tak było.

Ser Corliss Penny obrzucił klanowego wodza pełnym niedowierzania spojrzeniem.

— Pragniesz śmierci, Wul ?

To pytanie rozśmieszyło człowieka z północy.

— Pragnę żyć wiecznie w krainie, gdzie lato trwa tysiąc lat. I mieć zamek w chmurach, by móc spoglądać z góry na świat. I chcę znowu mieć dwadzieścia sześć lat. W tym wieku mogłem walczyć przez cały dzień i pierdolić się przez całą noc. Nie ma znaczenia, czego ludzie chcą. Zima już prawie nadeszła, chłopcze. A zima to śmierć. Wolę, by moi ludzie zginęli, walcząc za dziewczynkę Neda, a nie skonali z głodu, sami pośród śniegu, roniąc łzy zamarzające na policzkach. O tych, których spotkała taka śmierć, nikt nie układa pieśni. A jeśli chodzi o mnie, jestem stary. To będzie moja ostatnia zima. Pragnę przed śmiercią wykąpać się we krwi Boltonów. Pragnę poczuć, jak zbryzguje mi twarz, gdy mój topór wbije się w czaszkę jednego z nich. Pragnę zlizać ją z warg i zginąć z jej smakiem na języku.

— Tak jest! — zawołał Morgan Liddle. — Krew i bitwa!

Wszyscy ludzie ze wzgórz zaczęli krzyczeć i walić w stół kuflami albo rogami do picia, wypełniając zgiełkiem królewski namiot.

Asha Greyjoy również ucieszyłaby się z walki. Jedna bitwa, by położyć kres temu cierpieniu.

Stal szczękająca o stal, różowy śnieg, rozbite tarcze i odcięte kończyny, a potem będzie po wszystkim.

Następnego dnia królewscy zwiadowcy przypadkiem natrafili na opuszczony przez zagrodników przysiółek między dwoma jeziorami. Był mały i ubogi, zaledwie kilka chat, długi dom i wieża strażnicza. Richard Horpe zarządził postój, mimo że armia pokonała zaledwie pół mili, a do zmierzchu zostało jeszcze kilka godzin. Było już dobrze po wschodzie księżyca, gdy dogoniły ich tabory i straż tylna, a wraz z nimi Asha.

— W tutejszych jeziorach są ryby — oznajmił królowi Horpe. — Wytniemy przeręble w lodzie.

Ludzie z północy umieją to robić.

Nawet w grubym futrze i ciężkiej zbroi Stannis wyglądał jak człowiek stojący nad grobem.

Już w Deepwood Motte na wysokim chudym królu nie było zbyt wiele ciała, a podczas marszu stracił i to. Spod skóry prześwitywały zarysy czaszki, a szczęki zaciskał tak mocno, że Asha się bała, iż zęby mu popękają.

— Spróbujcie to zrobić — zgodził się. Każde słowo brzmiało jak odrębne warknięcie. — Ale wymaszerujemy o świcie.

Gdy jednak zrobiło się jasno, budzących się ludzi przywitały śnieg i cisza. Niebo zmieniło kolor z czarnego na biały, ale wcale nie wydawało się jaśniejsze. Asha Greyjoy obudziła się, zmarznięta i obolała, pod stertą futer, słuchając chrapania Niedźwiedzicy. Nigdy dotąd nie spotkała kobiety, która chrapałaby tak głośno, ale przyzwyczaiła się już do tego dźwięku i nawet zaczął on ją uspokajać. To cisza ją zaniepokoiła. Nie słyszała trąb każących ludziom dosiadać koni, formować szyki i przygotowywać się do wymarszu. Nie Odezwały się też rogi ludzi z północy. Coś tu nie gra.