Daario potarł kciukami rękojeści, uśmiechając się groźnie.
Skahaz skrzywił się, tak jak tylko on potrafił to robić.
— Chłopak może być odpowiedni w Dorne, ale Meereen potrzebuje króla ghiscarskiej krwi.
— Słyszałem o tym Dorne — wtrącił Reznak mo Reznak. — Dorne to piasek, skorpiony i ponure czerwone góry prażone słońcem.
— Dorne to pięćdziesiąt tysięcy włóczni i mieczy zaprzysiężonych służbie naszej królowej — odparł Quentyn Martel .
— Pięćdziesiąt tysięcy? — zadrwił Daario. — Ja widzę tylko trzy.
— Dość tego — uciszyła ich Daenerys. — Książę Quentyn przemierzył pół świata, by ofiarować mi swój dar, i nie pozwolę, by traktowano go nieuprzejmie. — Zwróciła się ku Dornijczykom: -
Szkoda, że nie przybyliście przed rokiem. Poprzysięgłam poślubić szlachetnego Hizdahra zo Loraqa.
— Jeszcze nie jest za późno... — zaczął ser Gerris.
— O tym ja będę decydowała — przerwała mu Daenerys. — Reznaku, dopilnuj, by księciu i jego towarzyszom przydzielono komnaty odpowiednie dla ich szlachetnego pochodzenia i by spełniano ich wszelkie potrzeby.
— Jak każesz, Wasza Promienność.
Królowa wstała.
— A więc na dziś skończyliśmy.
Daario i ser Barristan podążyli za nią do jej komnat.
— To wszystko zmienia — stwierdził stary rycerz.
— To nie zmienia niczego — sprzeciwiła się Dany, gdy Irri zdjęła jej koronę. — Co za pożytek z trzech ludzi?
— Trzech rycerzy — dodał Selmy.
— Trzech kłamców — mruknął ze złością Daario. — Oszukali mnie.
— Nie wątpię, że również cię przekupili.
Nawet nie próbował temu przeczyć. Dany rozwinęła pergamin i przeczytała go raz jeszcze.
Braavos. Spisano to w Braavos, gdy mieszkaliśmy w domu z czerwonymi drzwiami. Dlaczego tak dziwnie się czuła na tę myśl?
Przypomniała sobie swój koszmar. Czasami sny mówią prawdę. Czyżby Hizdahr zo Loraq pracował dla czarnoksiężników? Czy to właśnie znaczył sen? Czy ktoś mógł go zesłać? Czy bogowie chcieli jej powiedzieć, by zapomniała o Hizdahrze i poślubiła dornijskiego księcia?
Próbowała coś sobie przypomnieć.
— Ser Barristanie, jak wygląda herb rodu Martel ów?
— Słońce przeszyte włócznią.
Syn słońca. Przeszył ją nagły dreszcz.
„Szepty i cienie”. Co jeszcze powiedziała Quaithe? Biała klacz i syn słońca. Był tam też lew i smok. A może to ja jestem smokiem? „Strzeż się perfumowanego seneszala”. Tyle pamiętała.
Sny i proroctwa. Dlaczego zawsze muszą być zagadkami? Nienawidzę tego. Och, zostaw mnie, ser. Jutro mój ślub.
Nocą Daario brał ją na wszystkie sposoby, na jakie mężczyzna może mieć kobietę, a ona oddawała mu się z chęcią. Ostatnim razem, gdy słońce już wschodziło, posłużyła się ustami, by znowu mu stanął, jak uczyła ją kiedyś Doreah, a potem ujeżdżała go tak szaleńczo, że z rany znowu zaczęło mu krwawić. Przez jedno słodkie uderzenie serca nie była pewna, czy on jest w niej, czy ona w nim.
Potem jednak wstało słońce dnia jej ślubu i wraz z nim wstał również Daario Naharis. Wdział szaty i przypiął miecze ze złotymi nierządnicami.
— Dokąd idziesz? — zapytała. — Zabroniłam ci dzisiaj wycieczek za mury.
— Królowa jest okrutna — odparł jej kapitan. — Jeśli nie mogę zabijać twych wrogów, gdzie znajdę rozrywkę, gdy będziesz brała ślub?
— O zmierzchu nie będę już miała wrogów.
— Dopiero wstaje świt, słodka królowo. Dzień jest długi. Wystarczy czasu na ostatnią wycieczkę. Przyniosę ci w ślubnym darze głowę Brązowego Bena Plumma.
— Nie chcę głów — sprzeciwiła się Dany. — Kiedyś przynosiłeś mi kwiaty.
— Niech Hizdahr ci je przynosi. Wiem, że nie będzie się schylał, by zerwać mlecz, ale ma służących, którzy chętnie zrobią to za niego. Czy pozwalasz mi odejść?
— Nie.
Pragnęła, by został i ją przytulił. Pewnego dnia odejdzie i już nie wróci — pomyślała.
Pewnego dnia jakiś łucznik przebije mu pierś strzałą albo dziesięciu ludzi zaatakuje go z włóczniami, mieczami i toporami w rękach, dziesięciu kandydatów na bohaterów. Pięciu z nich zginie, ale to nie zmniejszy jej żałoby. Pewnego dnia go stracę, tak samo, jak straciłam swe słońce i gwiazdy. Ale błagam bogów, by to nie było dzisiaj. — Wracaj do łóżka i pocałuj mnie. -
Nikt nigdy nie całował jej tak jak Daario Naharis. — Jestem twoją królową i rozkazuję ci, żebyś się ze mną pierdolił.
Powiedziała to żartem, ale w oczach Daaria nagle pojawił się twardy wyraz.
— Pierdolenie się z królową to robota dla króla. Twój szlachetny Hizdahr będzie się mógł tym zająć, gdy już weźmiecie ślub. A jeśli się okaże, że jest zbyt wysoko urodzony na tak męczącą pracę, słudzy chętnie zrobią za niego również i to. Albo możesz wziąć sobie do łoża dornijskiego chłopca i jego ładnego przyjaciela. Czemu by nie?
Wyszedł z sypialni.
Wyruszy na wycieczkę — uświadomiła sobie Dany. A jeśli zdoła ściąć głowę Benowi Plummowi, przyjdzie na weselną ucztę i rzuci mi ją do nóg. Siedmiu miejcie mnie w swej opiece.
Dlaczego nie mógł być szlachetniej urodzony?
Po odejściu Daaria Missandei przyniosła królowej prosty posiłek złożony z koziego sera i oliwek, a także słodkich rodzynków.
— Wasza Miłość musi dziś spożyć coś więcej niż wino. Jesteś bardzo drobna, a z pewnością będziesz potrzebowała siły.
Daenerys roześmiała się, słysząc takie słowa z ust małej dziewczynki. Polegała na swej skrybie tak bardzo, że często zapominała, iż Missandei ma dopiero jedenaście lat. Zjadły razem śniadanie na tarasie. Gdy Dany skubała oliwkę, Naathanka wlepiła w nią spojrzenie oczu barwy stopionego złota.
— Jeszcze nie jest za późno, by im powiedzieć, że postanowiłaś nie brać ślubu — oznajmiła.
Jest — pomyślała ze smutkiem królowa.
— W żyłach Hizdahra płynie szlachetna starożytna krew. Nasz ślub połączy moich wyzwoleńców z jego ludem. Gdy my staniemy się jednym, miasto podąży za naszym przykładem.
— Wasza Miłość nie kocha Hizdahra. Ta osoba sądzi, że wolałabyś za męża kogoś innego.
Nie mogę dziś myśleć o Daariu.
— Królowa kocha, kogo musi, nie kogo chce. — Opuścił ją apetyt. — Zabierz jedzenie — poleciła dziewczynce. — Pora na kąpiel.
Potem, gdy Jhiqui ją wycierała, Irri przyniosła tokar. Daenerys zazdrościła młodym Dothraczkom ich luźnych spodni z piaskowego jedwabiu oraz malowanych kamizelek. Nie będzie im tak gorąco, jak jej w tokarze o obrąbku gęsto obszytym perełkami.
— Proszę, pomóżcie mi się w to owinąć. Sama sobie nie poradzę z tymi wszystkimi perłami.
Wiedziała, że powinna płonąć z niecierpliwości na myśl o ślubie i nocy, która nastąpi później.
Przypomniała sobie noc swego pierwszego ślubu, gdy khal Drogo pozbawił ją dziewictwa pod obcymi gwiazdami. Pamiętała, jak bardzo się wtedy bała i jak mocno była podekscytowana. Czy z Hizdahrem będzie tak samo? Nie. Ja nie jestem już tą dziewczyną, co kiedyś, a on nie jest moim słońcem i gwiazdami.
Missandei wróciła z wnętrza piramidy.
— Reznak i Skahaz błagają o zaszczyt eskortowania Waszej Miłości do Świątyni Gracji. Reznak rozkazał już przygotować palankin.
W obrębie miasta Meereeńczycy rzadko jeździli konno. Woleli palankiny albo lektyki, noszone przez niewolników.