Выбрать главу

Była jednak za duża, stanowczo za duża. Jest prawie w moim wieku.

— Zjadła coś? — zapytał Mully’ego.

— Tylko chleb i rosół, wasza lordowska mość. — Clydas wstał z krzesła. — Maester Aemon zawsze mówił, że lepiej się nie śpieszyć. Gdyby zjadła coś więcej, mogłaby tego nie strawić.

Mul y pokiwał głową.

— Dannel miał kiełbasę od Hobba. Zaproponował dziewczynie kęs, ale ona nie chciała jej tknąć.

Jon nie miał do niej pretensji. Kiełbasy Hobba składały się z tłuszczu, soli oraz innych składników, o których lepiej było nie myśleć.

— Może powinniśmy po prostu pozwolić jej odpocząć.

Dziewczyna usiadła nagle, przyciskając płaszcz do małych, bladych piersi. Sprawiała wrażenie zdezorientowanej.

— Gdzie...?

— W Czarnym Zamku, pani.

— Na Murze. — Miała w oczach łzy. — Udało się.

Clydas podszedł bliżej.

— Biedne dziecko. Ile masz lat?

— W najbliższy dzień imienia będę miała szesnaście. I nie jestem już dzieckiem, tylko dorosłą kobietą, która zakwitła. — Ziewnęła, zasłaniając usta płaszczem. Wysunęło się spod niego gołe kolano. — Nie nosisz łańcucha — zauważyła. — Jesteś maesterem?

— Nie — przyznał Clydas. — Ale służyłem maesterowi.

Trochę przypomina Aryę — pomyślał Jon. Jest chuda i wygłodzona, ale ma włosy tego samego koloru i oczy też.

— Powiedziano mi, że pytałaś o mnie. Jestem...

— Jon Snow. — Odrzuciła warkocz do tyłu. — Nasze rody połączyły więzy krwi i honoru.

Wysłuchaj mnie, kuzynie. Mój stryj Cregan podąża moim tropem. Nie możesz pozwolić, by zabrał mnie z powrotem do Karholdu.

Jon wlepił w nią spojrzenie. Znam tę dziewczynę. W jej oczach, postawie i w tym, jak mówiła, było coś znajomego. Przez chwilę wspomnienie mu się wymykało, aż wreszcie wróciło.

— Alys Karstark.

Na jej ustach pojawił się cień uśmiechu.

— Nie byłam pewna, czy mnie poznasz. Kiedy się ostatnio widzieliśmy, miałam sześć lat.

— Przyjechałaś do Winterfel z ojcem. — Tym samym, któremu Robb ściął głowę. — Nie pamiętam po co.

Zaczerwieniła się.

— Żeby spotkać twojego brata. Och, był jakiś inny pretekst, ale tak właśnie wyglądał prawdziwy powód. Byliśmy z Robbem prawie w tym samym wieku i ojciec pomyślał, że może z nas być para. Wydano ucztę. Tańczyłam z tobą i z twoim bratem. On był bardzo uprzejmy i powiedział, że pięknie tańczę. Ty byłeś naburmuszony. Ojciec powiedział, że tego należy się spodziewać po bękartach.

— Pamiętam.

To było tylko w połowie kłamstwem.

— Nadal nie sprawiasz wrażenia zbyt wesołego, ale wybaczę ci to, jeśli uratujesz mnie przed stryjem.

— Stryjem... masz na myśli lorda Amolfa?

— On nie jest żadnym lordem — oznajmiła z pogardą Alys. — Prawowitym dziedzicem jest mój brat Harry, a zgodnie z prawem, ja jestem po nim. Córka ma pierwszeństwo przed stryjem. Stryj Amolf jest tylko kasztelanem. Tak naprawdę, to stryj mojego ojca, brat dziadka. Cregan jest jego synem. To pewnie znaczy, że jest moim kuzynem, ale zawsze nazywaliśmy go stryjem. A teraz chcą go zrobić moim mężem. — Zacisnęła pięść. — Przed wojną byłam zaręczona z Darynem Hornwoodem. Czekaliśmy ze ślubem, aż zakwitnę, ale Królobójca zabił Daryna w Szepczącym Lesie. Ojciec pisał, że znajdzie mi jakiegoś południowego lorda na męża, ale nie zdążył tego zrobić. Twój brat Robb ściął mu głowę za zabójstwo Lannisterów. — Wykrzywiła usta. — Myślałam, że pomaszerowali na południe tylko po to, by ich zabijać.

— To nie... nie było takie proste. Lord Karstark zamordował dwóch jeńców, pani.

Bezbronnych chłopaków, giermków zamkniętych w celi.

To wcale nie zdziwiło dziewczyny.

— Ojciec nigdy nie ryczał jak Greatjon, ale w gniewie był równie groźny. Ale teraz nie żyje, i twój brat też. A my nadal tu jesteśmy. Czy wciąż dzieli nas dług krwi, lordzie Snow?

— Gdy człowiek przywdziewa czerń, zapomina o zemście. Nocna Straż nie toczy sporu z Karholdem ani z tobą.

— To dobrze. Bałam się... Błagałam ojca, żeby zostawił jednego z moich braci jako kasztelana, ale żaden nie chciał, by minęła go chwała i okupy, które mieli nadzieję zdobyć na południu. A teraz Torr i Edd nie żyją a Harry był więźniem w Stawie Dziewic, kiedy ostatnio o nim słyszałam.

To było prawie rok temu. Niewykluczone, że również zginął. Nie miałam nikogo, do kogo mogłabym się zwrócić, poza ostatnim synem Eddarda Starka.

— Czemu nie do króla? Karhold poparł Stannisa.

— Mój stryj opowiedział się za Stannisem w nadziei, że sprowokuje w ten sposób Lannisterów do ścięcia głowy biednemu Harry’emu. Gdyby mój brat postradał życie, Karhold powinien przypaść mnie, ale stryjowie chcą mnie pozbawić dziedzictwa. Gdy tylko urodzę Creganowi dziecko, nie będą mnie więcej potrzebować. Pochował już dwie żony. — Otarła gniewnie łzę, tak samo, jak mogłaby to zrobić Arya. — Pomożesz mi?

— Małżeństwa i dziedziczenie to sprawa króla, pani. Napiszę do Stannisa, by wstawić się za tobą, ale...

Alys Karstark roześmiała się, ale był to śmiech rozpaczy.

— Pisz, ale nie czekaj na odpowiedź. Stannis zginie, nim otrzyma twój list. Mój stryj już się o to postara.

— Nie rozumiem.

— Arnolf śpieszy do Winterfel , to prawda, ale tylko po to, by wbić sztylet w plecy twojemu królowi. Już dawno postawił na Roose’a Boltona w zamian za złoto, obietnicę ułaskawienia i głowę biednego Harry’ego. Lord Stannis maszeruje na rzeź. Dlatego nie może mi pomóc. Zresztą nawet gdyby mógł i tak by tego nie zrobił. — Alys uklękła przed Jonem, ściskając czarny płaszcz. -

Jesteś moją jedyną nadzieją, lordzie Snow. Uratuj mnie, błagam w imię twojego ojca.

ŚLEPA DZIEWCZYNKA

Noce rozjaśniały jej odległe gwiazdy i blask księżyca odbijający się w śniegu, ale gdy budziła się co rano, otaczała ją ciemność.

Otworzyła oczy i wpatrzyła się w spowijający ją mrok. Echo snu już zanikało. Był taki piękny.

Oblizała wargi, wspominając go. Beczenie owiec, przerażenie w oczach pasterza, skomlenie psów, gdy zabijała je jednego po drugim, warczenie jej watahy. Odkąd zaczął padać śnieg, o zwierzynę było coraz trudniej, ale ostatniej nocy nasycili się mięsem jagniąt i psów, owiec i ludzi. Niektórzy z jej małych szarych kuzynów bali się ludzi, nawet martwych, ale nie ona. Mięso to mięso, a ludzie to zwierzyna. Była nocną wilczycą.

Ale tylko w snach.

Ślepa dziewczynka przetoczyła się na bok, usiadła, zerwała się na nogi i przeciągnęła. Jej łóżko było wypchanym szmatami materacem leżącym na zimnej kamiennej półce. Po przebudzeniu zawsze była sztywna i obolała. Podeszła do miski na małych, bosych stopach o stwardniałych podeszwach, cicha jak cień, opłukała twarz zimną wodą i wytarła się do sucha.

Ser Gregor — pomyślała. Dunsen, Rajf Słodyczek, ser Ilyn, ser Meryn, królowa Cersei. Jej poranna modlitwa. Czy naprawdę jej? Nie. Nie moja. Ja jestem nikim. To modlitwa nocnej wilczycy.

Któregoś dnia odnajdzie ich, upoluje, poczuje zapach ich strachu, smak ich krwi. Któregoś dnia.

Znalazła stos bielizny, powąchała ją, by się upewnić, czy jest wystarczająco świeża, by ją włożyć, a potem ubrała się po omacku. Strój służącej był tam, gdzie go powiesiła — długa tunika z niefarbowanego, drapiącego samodziału. Zdjęła go z kołka i wciągnęła przez głowę gładkim, wprawnym ruchem. Na koniec wciągnęła skarpetki. Jedną czarną i jedną białą. Czarna miała szew na górze, a biała nie. Mogła je odróżnić dotykiem i upewnić się, że każda z nich trafi na właściwą nogę. Nogi miała chude, ale silne i sprężyste, a z każdym dniem stawały się dłuższe.