Выбрать главу

Cregan Karstark odsłonił zęby w gniewnym grymasie.

— Alys obiecano mnie. — Choć przekroczył już pięćdziesiątkę, gdy zamykano go w celi, był silnym mężczyzną. Zimno ograbiło go z tej siły. Stał się słaby i zesztywniały. — Mój pan ojciec...

— Twój ojciec jest kasztelanem, nie lordem. A kasztelan nie ma prawa zawierać paktów małżeńskich.

— Mój ojciec, Amolf, jest lordem Karholdu.

— Według wszystkich praw, jakie znam, syn ma pierwszeństwo przed stryjem.

Cregan wstał i odkopnął na bok futra przylegające mu do kostek.

— Harrion nie żyje.

Albo wkrótce zginie.

— Córka również ma pierwszeństwo przed stryjem. Jeśli brat lady Alys nie żyje, Karhold należy do niej. A ona oddała swą rękę Sigomowi, magnarowi Thennu.

— Dzikiemu. Brudnemu, krwiożerczemu barbarzyńcy.

Cregan zacisnął pięści. Miał na rękach skórzane rękawice, pokryte futrem takim samym jak to, które zwisało z jego szerokich barów, zmierzwione i sztywne. Czarną wełnianą opończę zdobiło białe słońce, herb jego rodu.

— Wiem, kim jesteś, Snow. Pół wilkiem, a pół dzikim, nieprawo urodzonym pomiotem zdrajcy i kurwy. Oddałeś szlachetnie urodzoną dziewczynę do łoża śmierdzącemu dzikusowi. Czy sam skosztowałeś jej najpierw? — Roześmiał się. — Jeśli chcesz pozbawić mnie życia, zrób to i bądź przeklęty jako zabójca krewnych. W żyłach Starków i Karstarków płynie ta sama krew.

— Ja się nazywam Snow.

— Bękart.

— Przyznaję się. Przynajmniej do tego.

— Niech no tylko ten magnar zjawi się w Karholdzie. Utniemy mu głowę i wrzucimy ją do wychodka, żeby szczać mu do ust.

— Sigom prowadzi ze sobą dwustu Thennów — poinformował go Jon — a lady Alys jest przekonana, że Karhold otworzy przed nią bramy. Dwaj twoi ludzie już poprzysięgli jej służbę i potwierdzili wszystko, co powiedziała na temat spisków uknutych przez twego ojca razem z Ramsayem Snow. Słyszałem, że masz w Karholdzie bliskich kuzynów. Jedno twoje słowo mogłoby ocalić im życie. Poddaj zamek, a lady Alys ułaskawi kobiety, które ją zdradziły, mężczyznom zaś pozwoli przywdziać czerń.

Cregan potrząsnął głową. Bryłki lodu w jego skłębionych włosach uderzały o siebie z cichym stukiem.

— Nigdy — odparł. — Nigdy, nigdy, nigdy.

Mógłbym ofiarować jego głowę w ślubnym darze lady Alys i jej magnarowi — pomyślał Jon, nie odważył się jednak podjąć takiego ryzyka. Nocna Straż nie opowiadała się po niczyjej stronie w sporach królestwa. Niektórzy powiedzieliby, że i tak już udzielił Stannisowi zbyt wielkiej pomocy. Gdybym ściął tego głupca, oskarżyliby mnie, że zabijam ludzi z północy, by oddać ich ziemie dzikim. A jeśli go uwolnię, będzie próbował zniszczyć wszystko, co udało mi się osiągnąć dzięki ślubowi lady Alys z magnarem. Jon zastanawiał się, co zrobiłby jego ojciec, jak poradziłby sobie z tym problemem jego stryj. Ale Eddard Stark nie żył, a Benjen Stark zaginął na skutych lodem pustkowiach za Murem. Nic nie wiesz, Jonie Snow.

— Nigdy nie mów nigdy — odrzekł Jon. — Jutro możesz zmienić zdanie. Albo za rok. Prędzej czy później na Mur wróci jednak król Stannis. A gdy to zrobi, skaże cię na śmierć... chyba że będziesz nosił czarny płaszcz. Gdy człowiek przywdziewa czerń, wszystkie jego zbrodnie ulegają zatarciu. — Nawet taki człowiek jak ty. — A teraz muszę cię przeprosić. Idę na ucztę weselną.

Po przeraźliwym chłodzie lodowych cel, w zatłoczonej piwnicy było tak gorąco, że Jonowi zrobiło się duszno, gdy tylko zszedł na dół. Pachniało tu dymem, pieczonym mięsem i grzanym winem. Gdy Jon wszedł na podwyższenie, Axel Florent wznosił właśnie toast.

— Za króla Stannisa i jego żonę, królową Selyse, Światło Północy! — ryknął. — Za R’hl ora, Pana Światła, niech ma w opiece nas wszystkich! Jeden kraj, jeden bóg, jeden król!

— Jeden kraj, jeden bóg, jeden król! — powtórzyli chórem ludzie królowej.

Jon wypił razem ze wszystkimi. Nie potrafił powiedzieć, czy Alys Karstark znajdzie w małżeństwie choć odrobinę radości, ale przynajmniej tej jednej nocy wszyscy powinni się weselić.

Zarządcy zaczęli podawać pierwsze danie, zupę cebulową z kawałkami koziny oraz marchewki. Potrawa nie była może królewska, ale za to sycąca. Smakowała nieźle i wypełniała brzuch ciepłem. Owen Przygłup złapał za skrzypce, a kilku wolnych ludzi dołączyło do niego z fletami i bębenkami. To te same instrumenty, które dały Mance’owi Rayderowi sygnał do ataku na Mur. Jon uważał jednak, że teraz ich brzmienie jest słodsze. Razem z zupą podano jeszcze ciepłe bochny razowego chleba. Sól i masło czekały na stołach. Ten widok przygnębił Jona.

Bowen Marsh zapewniał, że soli mają pod dostatkiem, ale zapasy masła skończą się przed upływem księżyca.

Stary Flint i Norrey otrzymali honorowe miejsca, tuż poniżej podwyższenia. Obaj mężczyźni byli już zbyt wiekowi, by wyruszyć ze Stannisem, wysłali więc synów i wnuki. Mimo to szybko się zjawili w Czarnym Zamku na wieść o weselu. Obaj sprowadzili też na Mur mamki. Kobieta Norreyów miała czterdzieści lat i największe cycki, jakie Jon Snow w życiu widział. Dziewczyna Flintów była czternastolatką o piersi płaskiej jak u chłopca, lecz mimo to nie brakowało jej mleka. Dzięki nim obu chłopczyk zwany przez Val Potworem miał się znakomicie.

Z tego przynajmniej Jon się cieszył... ale nawet przez chwilę nie wierzył, że dwóch starych wojowników przybyło tu ze swych wzgórz wyłącznie z tego powodu. Obaj przyprowadzili orszak zbrojnych — Stary Flint pięciu, a Norrey dwunastu — odzianych w wystrzępione, nabijane ćwiekami skóry. Wszyscy wyglądali groźnie jak sama twarz zimy. Niektórzy mieli długie brody, inni blizny, a jeszcze inni i jedno, i drugie. Wszyscy czcili starych bogów północy, tych samych, których wyznawali wolni ludzie za Murem. A mimo to siedzieli teraz w sali i pili za małżeństwo uświęcone przez jakiegoś dziwacznego czerwonego boga zza morza.

Lepsze to, niż gdyby odmówili picia. Ani Flint, ani Norrey nie odwrócili kielicha do góry dnem, by wylać trunek na podłogę. To mogło oznaczać pewien stopień akceptacji. Albo po prostu nie chcą marnować dobrego południowego wina. Wśród tych swoich kamienistych wzgórz z pewnością nie kosztowali go zbyt często.

W przerwie między daniami ser Axel Florent poprosił królową Selyse do tańca. Inni podążyli za ich przykładem — najpierw rycerze i damy królowej. Ser Brus poprowadził księżniczkę Shireen do jej pierwszego tańca, a potem zajął się jej matką. Ser Narbert zatańczył kolejno ze wszystkimi damami do towarzystwa Selyse.

Ludzie królowej byli jednak trzykrotnie liczniejsi od jej dam i wkrótce nawet najskromniejsze dziewki służebne poproszono do tańca. Po kilku piosenkach niektórzy czarni bracia przypomnieli sobie umiejętności nabyte w młodych latach na dworach i w zamkach, nim wysłano ich na Mur, i oni również wzięli się do pląsów. Ten stary łotrzyk, Ulmer z Królewskiego Lasu, okazał się w nich równie biegły jak w łucznictwie. Z pewnością też czarował partnerki opowieściami o Bractwie z Królewskiego Lasu, mówił im o tym, jak ruszał do boju u boku Simona Toyne’a i Brzuchatego Bena albo pomagał Wendzie Białej Łani wypalać piętno na tyłkach szlachetnie urodzonych jeńców. Atłas wykazał się wielką subtelnością, tańcząc z trzema służącymi po kolei, ale nie zbliżając się do żadnej ze szlachetnie urodzonych dam. Jon uważał, że to rozsądne. Nie podobały mu się spojrzenia, jakimi obrzucali zarządcę niektórzy rycerze, zwłaszcza ser Patrek z Królewskiej Góry. Chce przelać czyjąś krew — pomyślał Jon. Czeka tylko na pretekst.