Выбрать главу

— Jesteś uparty, ser Axel u, muszę to przyznać.

— Masz do mnie pretensję, panie? Taką nagrodę niełatwo jest zdobyć. Słyszałem, że to dorosła dziewczyna całkiem niebrzydka dla oka. Dobre biodra i piersi, świetnie się nadaje do wydawania na świat dzieci?

— A kto miałby być ich ojcem? Ser Patrek? Ty?

— A któż byłby lepszy? W żyłach Florentów płynie krew dawnych królów, Gardenerów. Lady Melisandre mogłaby odprawić obrządki, jak zrobiła to w przypadku lady Alys i magnara.

— Brak ci tylko panny młodej.

— Łatwo temu zaradzić. — Uśmiech Florenta był tak fałszywy, że wyglądało to boleśnie. — Gdzie ona jest, lordzie Snow? Czy przeniosłeś ją do któregoś ze swoich zamków? Do Szarej Warty albo do Wieży Cieni? A może jest w Kurewskiej Jamie, razem z innymi dziewkami? — Pochylił się ku niemu.

— Niektórzy mówią, że ukrywasz ją, by samemu zażywać z nią przyjemności. To nie ma dla mnie znaczenia, pod warunkiem że nie spodziewa się dziecka. Spłodzę z nią własnych synów.

Jeśli już ją ujeździłeś, no cóż... obaj jesteśmy światowymi mężczyznami, nieprawdaż?

Jon usłyszał już wystarczająco wiele.

— Ser Axel u, jeśli rzeczywiście jesteś namiestnikiem królowej, żal mi Jej Miłości.

Twarz Florenta poczerwieniała z gniewu.

— A więc to prawda. Zamierzasz ją zatrzymać dla siebie. Teraz to rozumiem. Bękart pragnie zawładnąć siedzibą ojca.

Bękart odmówił jej przyjęcia. A gdyby pragnął Val, wystarczyłoby, żeby poprosił.

— Wybacz, ser — rzekł. — Muszę odetchnąć świeżym powietrzem. — Tutaj śmierdzi. Nagle odwrócił głowę. — To był róg.

Inni również go usłyszeli. Muzyka i śmiechy natychmiast ucichły. Tancerze zamarli w bezruchu, wytężając słuch. Nawet Duch postawił uszy.

— Słyszeliście? — zapytała swych rycerzy królowa Selyse.

— To wojenny róg, Wasza Miłość — wyjaśnił ser Narbert.

Królowa uniosła drżącą dłoń do szyi.

— Czy nas zaatakowano?

— Nie, Wasza Miłość — uspokoił ją Ulmer z Królewskiego Lasu. — To tylko obserwatorzy na Murze.

Jeden sygnał — pomyślał Jon Snow. Wracają zwiadowcy.

Dźwięk zabrzmiał znowu. Wydawało się, że wypełnia całą piwnicę.

— Dwa sygnały — stwierdził Mully.

Czarni bracia, ludzie z północy, wolni ludzie, Thennowie, ludzie królowej, wszyscy umilkli, słuchając z uwagą. Minęło pięć uderzeń serca. Dziesięć. Dwadzieścia. Potem Owen Przygłup zachichotał, a Jon Snow znowu mógł odetchnąć.

— Dwa sygnały — oznajmił. — Dzicy.

Val.

Wreszcie przybył Tormund Zabójca Olbrzyma.

DAENERYS

Komnatę wypełniały dźwięki yunkijskiego śmiechu, yunkijskich pieśni i yunkijskich modlitw.

Tancerze tańczyli, muzycy grali dziwaczne melodie na dzwonkach, piszczałkach i pęcherzach, a minstrele śpiewali starożytne pieśni miłosne w niezrozumiałym języku Starego Ghis. Wino lało się szerokim strumieniem — nie słaby biały sikacz z Zatoki Niewolniczej, lecz mocne słodkie trunki z Arbor i senne wino z Qarthu, przyprawione niezwykłymi korzeniami. Yunkai’i przybyli tu na zaproszenie króla Hizdahra, by podpisać pokój i być świadkami ponownych narodzin sławetnych aren Meereen. Jej mąż otworzył Wielką Piramidę, by ich przywitać.

Nienawidzę tego — pomyślała Daenerys Targaryen. Jak to się stało, że piję z ludźmi, których najchętniej obdarłabym ze skóry, i uśmiecham się do nich?

Podano kilkanaście rozmaitych rodzajów mięsa i ryb: wielbłąd, krokodyl, śpiewająca kałamarnica, lakierowana kaczka i kolczaste czerwie, a także kozina, szynka i konina dla gości o mniej egzotycznych upodobaniach. A także psy. Żadna ghiscarska uczta nie byłaby kompletna bez psiego mięsa. Kucharze Hizdahra przyrządzili je na cztery różne sposoby.

— Ghiscarczycy jedzą wszystko, co pływa, lata i pełza, poza człowiekiem i smokiem — ostrzegł ją Daario. — A idę o zakład, że smoka też by zjedli, gdyby tylko mieli szansę.

Uczta nie mogła się jednak składać z samego mięsa. Podano również owoce, ziarna i jarzyny.

W powietrzu unosiła się woń cynamonu, goździków, pieprzu oraz innych kosztownych przypraw.

Dany nie jadła prawie nic. To jest pokój — powtarzała sobie. Tego właśnie chciałam, do tego dążyłam, po to wyszłam za Hizdahra. Dlaczego więc czuję tak silny smak porażki?

— Jeszcze tylko chwila, ukochana — zapewnił Hizdahr.

— Yunkai’i wkrótce nas opuszczą, a ich sojusznicy i najemnicy razem z nimi. Będziemy mieli wszystko, czego pragnęliśmy. Pokój, żywność, handel. Nasz port znowu jest otwarty i statkom pozwolono do niego zawijać.

— Tak jest, Yunkai’i na to pozwalają — zgodziła się Dany — ale ich okręty nadal pozostają w zatoce. Gdy tylko zapragną, będą mogli znowu zacisnąć palce na naszym gardle. Zorganizowali targ niewolników tuż pod moimi murami!

— Poza obrębem naszych murów, słodka królowo. To był warunek zawarcia pokoju. Mogą bez przeszkód handlować niewolnikami, tak jak poprzednio.

— W swoim mieście. Nie tam, gdzie muszę to oglądać. — Mądrzy Panowie ulokowali zagrody i targ tuż na południe od Skahazadhanu, tam, gdzie szeroka brązowa rzeka wpadała do Zatoki Niewolniczej. — Drwią ze mnie jawnie, demonstrując mi moją bezsilność.

— To tylko pyszałkowate przechwałki — uspokajał ją szlachetny mąż. — Demonstracja, jak to określiłaś. Pozwólmy im na tę komediancką farsę. Gdy już odejdą, urządzimy w tym miejscu targ owoców.

— Gdy już odejdą — powtórzyła Dany. — A kiedy to się stanie? Za Skahazadhanem widziano jeźdźców. Rakharo mówi, że to dothraccy zwiadowcy, a za nimi podąża khalasar. Przyprowadzą jeńców. Mężczyzn, kobiety i dzieci jako dar dla handlarzy niewolników. — Dothrakowie nie kupowali ani nie sprzedawali, ale wręczali dary i przyjmowali je. — To dlatego Yunkai’i umieścili tu targ. Dostaną tysiące nowych niewolników.

Hizdahr zo Loraq wzruszył ramionami.

— Ale potem odejdą. To jest najważniejsze, ukochana. Yunkai będzie handlowało niewolnikami, a Meereen nie. Taką ugodę zawarliśmy. Wytrzymaj jeszcze trochę. To minie.

Daenerys przesiedziała cierpliwie resztę posiłku. Milczała, spowita w cynobrowy tokar i pogrążona w czarnych myślach.

Nie odzywała się niepytana, myśląc o ludziach kupowanych i sprzedawanych poza jej murami, podczas gdy oni ucztowali. Niech jej szlachetny mąż sam wygłasza mowy i śmieje się z marnych yunkijskich żartów. To było prawem i obowiązkiem króla.

Znaczna część prowadzonych za stołem rozmów dotyczyła jutrzejszych walk. Barsena Czarnowłosa miała się zmierzyć z odyńcem, jego kły przeciwko jej sztyletowi. Khrazz również wystąpi, podobnie jak Cętkowany Kot. A w ostatniej walce dnia Goghor Gigant stawi czoło Belaquowi Łamignatowi. Przed zachodem słońca jeden z nich zginie. Żadna królowa nie ma czystych rąk— powtarzała sobie Dany. Pomyślała o Doreah, o Quaro i Eroeh... o dziewczynce imieniem Hazzea, której nigdy nie spotkała. Lepsza garstka ofiar na arenach niż tysiące zabitych u bram. To cena pokoju. Zapłacę ją dobrowolnie. Jeśli spojrzę za siebie, zginę.

Sądząc po jego wyglądzie, yunkijski naczelny wódz, Yurkhaz zo Yunzak, mógł pamiętać czasy podboju Aegona. Zgarbionego, pomarszczonego i bezzębnego starca przyniosło na ucztę dwóch rosłych niewolników. Inni yunkijscy wielmoże nie robili lepszego wrażenia. Jeden był karłowaty, a otaczali go groteskowo wysocy i chudzi żołnierze-niewolnicy. Inny był młody, zdrowy i przystojny, ale tak pijany, że Dany nie rozumiała prawie nic z tego, co mówił. Jak to możliwe, że tacy jak oni, doprowadzili mnie dopodobnego upadku?