Выбрать главу

Brązowy Ben roześmiał się w głos.

— Byłem tylko głupim chłopakiem. Opowiedziałem o nim człowiekowi, którego uważałem za przyjaciela, a on powtórzył wszystko sierżantowi. Potem towarzysze broni uwolnili mnie od tego brzemienia. Sierżant powiedział, że jestem za młody i tylko zmarnotrawiłbym wszystko na kurwy i tak dalej. Ale kamizelkę mi zostawili. — Splunął. — Najemnikom nie wolno ufać, pani.

— Tego już się nauczyłam. Muszę któregoś dnia podziękować ci za tę lekcję.

W kącikach oczu Brązowego Bena pojawiły się zmarszczki.

— Nie ma potrzeby. Wiem, jakiego rodzaju podziękowania masz na myśli.

Pokłonił się po raz drugi i odszedł.

Dany odwróciła się, by spojrzeć na swoje miasto. Między murami a morzem stały w równych szeregach żółte namioty Yunkai’i, osłonięte wykopanymi przez niewolników okopami. Na północ od rzeki obozowały dwa żelazne legiony z Nowego Ghis, wyszkolone i uzbrojone w taki sam sposób jak Nieskalani. Dwa kolejne ghiscarskie legiony obozowały na wschodzie, odcinając drogę do przełęczy Khyzai. Na południu widziała konie i ogniska wolnych kompanii. Za dnia na niebie rysowały się cienkie smużki dymu, przypominające szare wystrzępione wstęgi. W nocy można było zauważyć blask odległych ognisk. Nad samą zatoką znajdował się obmierzły targ niewolników, ulokowany tuż pod jej drzwiami. Słońce zaszło i teraz go nie widziała, ale wiedziała, że tam jest. To tylko podsyciło jej gniew.

— Ser Barristanie? — zapytała cicho.

Biały rycerz natychmiast pojawił się u jej boku.

— Wasza Miłość?

— Ile usłyszałeś?

— Wystarczająco wiele. Nie mylił się. Najemnikom nie wolno ufać.

Królowym też nie — pomyślała Dany.

— Czy w Drugich Synach jest jakiś człowiek, który dałby się przekonać do... usunięcia...

Brązowego Bena?

— Tak, jak Daario Naharis usunął innych kapitanów Wron Burzy? — Stary rycerz miał zakłopotaną minę. — Być może. Nie potrafię tego ocenić, Wasza Miłość.

To prawda — pomyślała. Jesteś zbyt uczciwy i honorowy.

— Jeśli nie tam, Yunkai’i wynajęli też trzy inne kompanie.

— To zbiry i rzezimieszki, szumowina ze stu pól bitew — ostrzegł ją ser Barristan. — Ich kapitanowie są równie zdradzieccy jak Plumm.

— Jestem tylko młodą dziewczyną i niewiele wiem o takich sprawach, ale wydaje mi się, że chcemy, by okazali się zdradzieccy. Jak pamiętasz, kiedyś udało mi się przekonać Drugich Synów i Wrony Burzy do przejścia na naszą stronę.

— Jeśli Wasza Miłość chce porozmawiać na osobności z Gylo Rheganem albo Obdartym Księciem, mogę ich przyprowadzić do twoich komnat.

— To nie jest odpowiednia chwila. Za dużo oczu, zbyt wiele uszu. Nawet gdybyś zdołał oddzielić ich dyskretnie od Yunkai’i, zauważono by ich nieobecność. Musimy znaleźć jakiś dyskretniejszy sposób dotarcia do nich... nie dzisiaj, ale wkrótce.

— Wedle rozkazu. Obawiam się jednak, że to zadanie nie jest odpowiednie dla mnie. W Królewskiej Przystani podobne misje zlecano lordowi Littenfingerowi albo Pająkowi. My, starzy rycerze, jesteśmy prostymi ludźmi, i umiemy tylko walczyć.

Poklepał rękojeść miecza.

— Nasi więźniowie — zasugerowała Dany. — Westerosianie, którzy opuścili szeregi Plew na Wietrze razem z trzema Dornijczykami. Nadal siedzą w naszych celach, prawda? Zróbmy z nich użytek.

— Chcesz ich uwolnić? Czy to rozsądne? Rozkazano im zdobyć zaufanie Waszej Miłości, by mogli przy pierwszej okazji cię zdradzić.

— Tego zadania nie zdołali wykonać. Nie ufam im. Nigdy im nie zaufam. — Prawdę mówiąc, Dany zaczynała zapominać, co to zaufanie. — Ale i tak możemy ich wykorzystać. Była wśród nich jedna kobieta. Meris. Odeślij ją jako... dowód mojego uznania. Jeśli ich kapitan jest bystrym człowiekiem, zrozumie.

— Ta kobieta jest najgorsza z nich wszystkich.

— To świetnie. — Dany zastanawiała się przez chwilę. — Powinniśmy wybadać też Długie Kopie.

I Kompanię Kota.

— Krwawobrody. — Ser Barristan zasępił się jeszcze bardziej. — Jeśli Wasza Miłość raczy, od niego lepiej się trzymać z daleka. Jesteś za młoda, by pamiętać dziewięciogroszowych królów, ale tego Krwawobrodego uszyto z takiego samego okrutnego materiału. Nie ma w nim honoru, tylko głód... żądza złota, chwały i krwi.

— Wiesz o takich ludziach więcej ode mnie, ser. — Jeśli Krwawobrody rzeczywiście był najbardziej niehonorowy i chciwy ze wszystkich kapitanów najemników, mogło się okazać, że najłatwiej go będzie przekabacić, Dany nie chciała jednak sprzeciwiać się radom ser Barristana w podobnych sprawach. — Zrób, co uznasz za stosowne. Ale pośpiesz się. Jeśli pokój Hizdahra się załamie, chcę być gotowa. Nie ufam handlarzom niewolników. — Nie ufam mężowi. — Gdy tylko okażemy słabość, zwrócą się przeciwko nam.

— Yunkai’i również słabną. Wśród Tolosów szaleje ponoć krwawa dyzenteria. Mówią, że choroba przeniosła się też na drugi brzeg rzeki, do trzeciego legionu ghiscarskiego.

Biała klacz. Dany westchnęła. Quaithe ostrzegała mnie, że przybędzie. Mówiła też o dornijskim księciu, synu słońca. Powiedziała mi bardzo wiele, ale tylko zagadkami.

— Nie mogę polegać na tym, że zaraza uratuje mnie przed wrogami. Uwolnij Ładną Meris.

Natychmiast.

— Wedle rozkazu. Ale... Wasza Miłość, jeśli mogę być tak śmiały, jest też inne wyjście.

— Dornijskie? — Dany westchnęła. Trzech Dornijczyków zaproszono na ucztę, jak przystało randze księcia Quentyna, ale Reznak uważał, by trzymali się jak najdalej od jej męża. Hizdahr nie sprawiał wrażenia zazdrosnego z natury, ale żaden mężczyzna nie ucieszyłby się z obecności zalotnika, który rywalizował z nim o rękę świeżo poślubionej żony. — Chłopak jest sympatyczny i uprzejmy, ale...

— Ród Martelów jest starożytny i szlachetny. Przez z górą stulecie był też wiernym przyjacielem rodu Targaryenów, Wasza Miłość. Miałem zaszczyt służyć ze stryjecznym dziadkiem księcia Quentyna w siódemce twego ojca. Nikt nie mógłby pragnąć dzielniejszego towarzysza broni niż książę Lewyn. W żyłach Quentyna Martel a płynie ta sama krew, Wasza Miłość.

— Wolałabym, żeby przyprowadził ze sobą pięćdziesiąt tysięcy mieczy, o których mówił. On jednak miał tylko dwóch rycerzy i dokument. Czy pergamin obroni mój lud przed Yunkai’i?

Gdyby przywiódł tu flotę...

— Słoneczna Włócznia nigdy nie była morską potęgą, Wasza Miłość.

— To prawda. — Dany poznała historię Westeros wystarczająco dobrze, by o tym wiedzieć.

Nymeria przybyła do piaszczystych brzegów Dorne z dziesięcioma tysiącami okrętów, ale, poślubiwszy dornijskiego księcia, spaliła wszystkie i na zawsze odwróciła się plecami do morza. -

Dorne jest za daleko. By zadowolić tego księcia, musiałabym porzucić wszystkich swych ludzi.

Powinieneś odesłać go do domu.

— Dornijczycy słyną z uporu, Wasza Miłość. Przodkowie księcia Quentyna walczyli z twoimi przez prawie dwieście lat. Nie odpłynie bez ciebie.

W takim razie zginie tutaj — pomyślała Daenerys. Chyba że ma w sobie więcej, niż potrafię dostrzec.

— Czy nadal tu jest?

— Pije ze swymi rycerzami.

— Przyprowadź go do mnie. Pora, by poznał moje dzieci.

Przez poważną, pociągłą twarz Barristana Selmy’ego przemknął błysk niepewności.

— Wedle rozkazu.

Jej król śmiał się z Yurkhazem zo Yunzakiem oraz innymi yunkijskimi możnowładcami. Dany nie sądziła, by miał zauważyć jej nieobecność, ale na wszelki wypadek rzekła służkom, że jeśli będzie o nią pytał, mają mu odpowiedzieć, że poszła posłuchać zewu natury.