Выбрать главу

Z ust Jeyne Poole wyrwał się przenikliwy krzyk.

— Niech to szlag — warknęła Ostrokrzew. — To na pewno ściągnie nam na głowę klękaczy. W nogi!Theon jedną ręką zakrył usta Jeyne, drugą złapał ją za talię i pociągnął za sobą, omijając leżących na ziemi mężczyzn. Wybiegł z bramy, zmierzając ku pokrytej lodem fosie. Być może starzy bogowie nadal nad nimi czuwali, ponieważ mostu zwodzonego nie podniesiono, by ułatwić obrońcom Winterfel szybki dostęp na szczyt zewnętrznego muru. Z tyłu dobiegły go podnoszące alarm głosy i tupot biegnących. Potem na szczycie wewnętrznego muru zabrzmiała trąba.

Na moście zwodzonym Frenya zatrzymała się nagle i odwróciła.

— Idźcie. Ja tu zatrzymam klękaczy.

W wielkich dłoniach nadal ściskała zakrwawioną włócznię.

Gdy dobiegli do podstawy schodów, Theon chwiał się już na nogach. Przerzucił sobie dziewczynę przez ramię i ruszył w górę. Jeyne przestała się już opierać, a poza tym była drobniutka... ale pod cienką warstewką sypkiego śniegu stopnie pokrywał śliski lód. W połowie drogi pośliznął się i opadł na jedno kolano. Bał się, że nie zajdzie już dalej, ale Ostrokrzew go podniosła i we dwoje zdołali wciągnąć Jeyne na szczyt.

Theon wsparł się o blankę, dysząc ciężko. Słyszał dobiegające z dołu krzyki. Frenya walczyła w śniegu z kilkunastoma strażnikami.

— Którędy? — krzyknął do Ostrokrzew. — Dokąd teraz? Jak mamy się stąd wydostać?

Wściekłość na twarzy kobiety ustąpiła miejsca przerażeniu.

— O w dupę. Lina. — Parsknęła histerycznym śmiechem.

— Frenya ma linę. — Stęknęła nagle, łapiąc się za brzuch. Sterczał z niego bełt. — Klękacze na wewnętrznym murze... — wydyszała, nim drugi pocisk trafił ją między piersiami. Spróbowała się złapać za najbliższą blankę, a potem spadła w dół, pogrążając się w zaspie z głuchym łoskotem.

Z lewej dobiegły krzyki. Jeyne Poole gapiła się w dół. Śnieżna narzuta pokrywająca Ostrokrzew zmieniała kolor z białego na czerwony. Theon wiedział, że strzelec stojący na wewnętrznym murze znowu ładuje kuszę. Ruszył w prawą, ale stamtąd również zbliżali się ludzie, gnający ku nim z mieczami w rękach. Daleko na północy zabrzmiał róg. Stannis — pomyślał jak szaleniec. Jest naszą jedyną nadzieją, jeśli zdołamy do niego dotrzeć. Wiatr zawodził przeraźliwie. Theon i dziewczyna byli w pułapce.

Usłyszał trzask kuszy. Bełt przeleciał stopę od niego, rozbijając skorupę zamarzniętego śniegu, zamykającą najbliższy otwór strzelniczy. Theon nigdzie nie widział ani śladu Abla, Jarzębiny, Wiewiórki czy pozostałych kobiet. On i dziewczyna zostali sami. Jeśli wezmą nas żywcem, oddadzą nas Ramsayowi.

Objął Jeyne w tali i skoczył.

DAENERYS

Niebo było bezlitośnie błękitne, bez śladu chmurki. Wkrótce cegły zaczną się piec w słońcu — pomyślała Dany. Walczący na piasku areny poczują żar przez podeszwy sandałów.

Jhiqui zsunęła z ramion Dany jedwabną szatę, a Irri pomogła jej wejść do basenu. Woda lśniła w blasku wschodzącego słońca, przerwanego jedynie cieniem hebanowca.

— Nawet jeśli nie da się uniknąć otworzenia aren, czy Wasza Miłość musi tam iść osobiście? — zapytała Missandei, myjąc jej włosy.

— Połowa Meereen przyjdzie mnie zobaczyć, słodkie serce.

— Wasza Miłość — odparła dziewczynka — ta osoba prosi o pozwolenie powiedzenia, że połowa Meereen przyjdzie zobaczyć, jak ludzie krwawią i umierają.

Nie myli się — pomyślała królowa. Ale to nic nie zmienia.

Wkrótce Dany była już tak czysta, jak to tylko możliwe. Wstała z cichym pluskiem. Woda spływała jej po nogach, zbierała się też w kropelki na piersiach. Słońce wspinało się coraz wyżej.

Wkrótce zbiorą się jej ludzie. Wolałaby cały dzień unosić się w wodzie, jedząc mrożone owoce ze srebrnych tac i marząc o domu z czerwonymi drzwiami, ale królowa należy do swego ludu, nie do siebie.

Jhiqui przyniosła miękki ręcznik, żeby ją wytrzeć.

Khaleesi, który tokar dzisiaj włożysz? — zapytała Irri.

— Ten z żółtego jedwabiu. — Królowa królików nie mogła pozwolić, by zobaczono ją bez długich uszu. Żółty jedwab był cienki i przewiewny, a na arenie będzie panował straszliwy żar.

Czerwony piasek poparzy stopy tych, którzy mają umrzeć. — A do tego długie czerwone woalki.

Dzięki nim przynajmniej wiatr nie będzie jej dmuchał piaskiem w usta. A czerwień ukryje ślady krwi.

Gdy Jhiqui czesała włosy Dany, a Irri malowała jej paznokcie, dziewczęta gadały radośnie o dzisiejszych pojedynkach. Po chwili wróciła Missandei.

— Wasza Miłość, król prosi, byś do niego dołączyła, gdy tylko się ubierzesz. Przyszedł też książę Quentyn ze swoimi Dornijczykami. Błagają o krótką rozmowę, jeśli raczysz.

Nie mam dziś nastroju na pogawędki.

— Innym razem.

U podstawy Wielkiej Piramidy czekał ser Barristan, stojący obok zdobnego otwartego palankinu, otoczonego przez Mosiężne Bestie. Ser Dziadek — pomyślała Dany. Pomimo wieku trzymał się prosto i wyglądał przystojnie w zbroi, którą mu podarowała.

— Czułbym się szczęśliwszy, gdyby strzegli cię dziś Nieskalani, Wasza Miłość — rzekł stary rycerz, gdy Hizdahr poszedł przywitać kuzyna. — Połowa Mosiężnych Besti to niedoświadczeni wyzwoleńcy.

A druga połowa to Meereeńczycy o niepewnej lojalności. Tego jednak nie powiedział na głos.

Selmy nie ufał nikomu z tubylców, nawet golonym łbom.

— I takimi pozostaną, jeśli nie pozwolimy im zdobyć doświadczenia.

— Pod maską może się ukrywać bardzo wiele, Wasza Miłość. Czy człowiek w masce sowy jest tą samą sową, która strzegła cię wczoraj i przedwczoraj? Skąd mamy to wiedzieć?

— Jak Meereeńczycy będą mogli zaufać Mosiężnym Bestiom, jeśli sama nie okażę im zaufania? Pod tymi maskami kryją się dobrzy, odważni ludzie. Powierzam im własne życie.

— Uśmiechnęła się do niego. — Za dużo się martwisz, ser. Będziesz u mego boku. Jakich innych obrońców mogłabym potrzebować?

— Jestem tylko jednym starym człowiekiem, Wasza Miłość.

— Będzie też ze mną Silny Belwas.

— Skoro tak mówisz. — Ser Barristan ściszył głos: — Wasza Miłość, uwolniliśmy tę Meris, zgodnie z twoim rozkazem. Przed odejściem chciała porozmawiać z tobą. Spotkałem się z nią w twoim imieniu. Twierdzi, że Obdarty Książę od początku zamierzał przejść z Plewami na Wietrze na twoją stronę. Że wysłał ją tu po to, by negocjowała z tobą potajemnie, ale Dornijczycy zdemaskowali ich i zdradzili, nim zdążyła do ciebie dotrzeć.

Zdrady wewnątrz zdrad — pomyślała ze znużeniem królowa. Czy nigdy nie będzie temu końca?

— W jak wiele z tego uwierzyłeś, ser?

— W bardzo niewiele, Wasza Miłość. Niemniej tak właśnie powiedziała.

— Czy przejdą na naszą stronę, jeśli będzie trzeba?

— Powiedziała, że tak. Ale nie za darmo.

— Zapłać im.

Meereen potrzebowało żelaza, nie złota.

— Obdarty Książę nie zadowoli się pieniędzmi, Wasza Miłość. Meris powiedziała, że będzie chciał dostać Pentos.