Выбрать главу

Jedynym strażnikiem, jakiego potrzebował, był Duch. Wilkor potrafił wywęszyć wrogów, nawet tych, którzy skrywali nieprzyjaźń za zasłoną uśmiechów.

Teraz jednak gdzieś polazł. Jon zdjął czarną rękawicę, wsadził dwa palce do ust i gwizdnął.

— Duch! Do mnie.

Wtem usłyszał nad sobą łopot skrzydeł. Kruk Mormonta sfrunął z konara starego dębu i usiadł na siodle wierzchowca należącego do Jona.

Ziarno — wrzasnął. — Ziarno, ziarno, ziarno.

— Poleciałeś za mną?

Jon wyciągnął rękę, by przegonić ptaka, ale ostatecznie pogłaskał go po piórach. Kruk przekrzywił głowę, kierując nań jedno oko.

Snow — wymamrotał, kiwając z powagą głową. Nagle spomiędzy dwóch drzew wyłonił się Duch, a za nim Val.

Pasują do siebie. Dziewczyna była cała obleczona w bieclass="underline" białe wełniane spodnie zatknięte w wysokie skórzane buty tego samego koloru, futro z białego niedźwiedzia spięte na ramieniu broszą wyrzeźbioną na podobieństwo twarzy czardrzewa, biała bluza z kościanymi zapinkami.

Jej oddech również był biały... ale oczy niebieskie, długi warkocz barwy ciemnego miodu, a policzki rumiane od zimna. Jon Snow już od dawna nie oglądał równie pięknego widoku.

— Czyżbyś próbowała ukraść mojego wilka? — zapytał.

— Czemu by nie? Gdyby każda kobieta miała wilkora, mężczyźni byliby znacznie słodsi. Nawet wrony.

— Ha! — Tormund Zabójca Olbrzyma ryknął śmiechem.

— Nie przerzucaj się z nią słówkami, lordzie Snow. Jest za bystra dla takich, jak my dwaj.

Lepiej szybko ją ukradnij, nim Toregg otworzy oczy i zabierze ją dla siebie.

Co powiedział o Val ten głupiec Axel Florent? „Dorosła dziewczyna całkiem niebrzydka dla oka. Dobre biodra i piersi, świetnie się nadaje do wydawania na świat dzieci”. Wszystko to było prawdą, ale dzika kobieta miała w sobie znacznie więcej. Dowiodła tego, znajdując Tormunda, podczas gdy doświadczeni zwiadowcy ze Straży nie potrafili tego dokonać. Może i nie jest księżniczką, ale byłaby odpowiednią żoną dla każdego lorda. Ten most dawno już jednak spalono i to sam Jon przystawił do niego pochodnię.

— Toregg może ją sobie wziąć — oznajmił. — Ja złożyłem śluby.

— To jej nie przeszkadza. Prawda, dziewczyno?

Val poklepała długi kościany nóż, który miała u pasa.

— Lord wrona może spróbować się zakraść do mojego łoża, jeśli się ośmieli. Jak już go wykastruję, będzie mu znacznie łatwiej dotrzymać tych ślubów.

— Ha! — Tormund znowu parsknął śmiechem. — Słyszałeś, Toregg? Trzymaj się od niej z daleka.

Mam już jedną córkę. Drugiej nie potrzebuję.

Wódz dzikich potrząsnął głową i zniknął w namiocie.

Jon zaczął drapać wilkora za uchem, a Toregg przyprowadził wierzchowca Val. Nadal jeździła na siwym koniku, którego dostała od Mul y’ego tego dnia, gdy wyruszała za Mur. Karłowata kudłata szkapina była ślepa na jedno oko.

— Jak się ma mały Potwór? — zapytała dziewczyna, zawracając konia w stronę Muru.

— Jest dwa razy większy niż w chwili, gdy nas opuszczałaś, i trzy razy głośniejszy. Kiedy chce cycka, jego wrzaski słychać aż we Wschodniej Strażnicy.

Jon dosiadł konia.

Val ruszyła obok niego.

— Przyprowadziłam Tormunda, tak jak obiecałam. I co teraz? Mam wrócić do dawnej celi?

— Twoja dawna cela jest zajęta. Królowa Selyse zagarnęła Wieżę Królewską dla siebie.

Pamiętasz Wieżę Hardina?

— To ta, która wygląda, jakby zaraz miała się zawalić?

— Wygląda tak już od stu lat. Kazałem przygotować dla ciebie najwyższe piętro, pani. Jest tam więcej miejsca niż w Wieży Królewskiej, choć może ci być mniej wygodnie. Nikt nigdy nie zwał tej wieży Pałacem Hardina.

— Jeśli będę miała wybór, zawsze wybiorę wolność, nie wygodę.

— Wolność w obrębie zamku możesz otrzymać. Mówię to z żalem, ale musisz nadal pozostać więźniem. Mogę jednak obiecać, że nie będą cię niepokoić niepożądani goście. Wieży Hardina strzegą moi bracia, nie ludzie królowej. A w sieni śpi Wun Wun.

— Będę miała olbrzyma za obrońcę? Nawet Dalia nie mogła się tym pochwalić.

Dzicy Tormunda odprowadzali ich wzrokiem, wyglądając z namiotów i szałasów ustawionych pod bezlistnymi drzewami. Na każdego zdatnego do walki mężczyznę przypadały trzy kobiety i tyle samo wychudłych dzieci o zapadniętych policzkach i wielkich oczach. Gdy Mance Rayder prowadził wolnych ludzi na Mur, jego zwolennicy gnali przed sobą stada owiec, kóz i świń, teraz jednak Jon nie widział tu żadnych zwierząt poza mamutami. Nie wątpił, że je również by zarżnięto, gdyby nie broniły ich wojownicze olbrzymy. Z mamuta było mnóstwo mięsa.

Lord dowódca zauważył też oznaki choroby. To zaniepokoiło go bardziej, niż potrafiłby to wyrazić. Jeśli ludzie Tormunda byli chorzy i wygłodzeni, jak wyglądały tysiące tych, którzy podążyli za Matką Kret do Hardhome? Cotter Pyke powinien wkrótce do nichdotrzeć. Jeśli wiatry były łaskawe, jego flota może już nawet wracać do WschodniejStrażnicy, wioząc tylu wolnych ludzi, ile dało się wepchnąć na pokład.

— Jak się udały rokowania z Tormundem? — zainteresowała się Val.

— Zapytaj mnie za rok. Najtrudniejsze jeszcze przede mną. Będę musiał przekonać swoich ludzi, by zjedli posiłek, który dla nich przyrządziłem. Obawiam się, że jego smak nie przypadnie do gustu żadnemu z nich.

— Pozwól mi pomóc.

— Już to zrobiłaś. Przyprowadziłaś Tormunda.

— Mogę zrobić więcej.

Czemu by nie? — pomyślał Jon. Wszyscy oni uważają ją za księżniczkę. Val rzeczywiście na nią wyglądała, a do tego jeździła konno, jakby urodziła się w siodle. To wojownicza księżniczka — zdecydował — a nie wątła panienka, która siedzi w wieży i czesze włosy, czekając, aż jakiś rycerz ją uratuje.

— Muszę zawiadomić królową o zawartej umowie — oznajmił. — Możesz pójść ze mną, jeśli potrafisz się zdobyć na to, by ugiąć kolan.

Nie byłoby dobrze, gdyby obraził Jej Miłość, nim jeszcze otworzy usta.

— A czy mogę się śmiać, kiedy będę klękała?

— Nie możesz. To nie jest zabawa. Nasze ludy dzieli od siebie rzeka krwi, stara, czerwona i głęboka. Stannis Baratheon jest jednym z nielicznych zwolenników wpuszczenia dzikich na obszar królestwa. Potrzebuję poparcia jego królowej dla tego, co uczyniłem.

Z twarzy Val zniknął figlarny uśmieszek.

— Masz moje słowo, lordzie Snow. Będę prawdziwą księżniczką dzikich dla twojej królowej.

To nie jest moja królowa — mógłby powiedzieć Jon. — Prawdę mówiąc, moim zdaniem im prędzej stąd odjedzie, tym lepiej. A jeśli bogowie będą łaskawi, zabierze ze sobą Melisandrę.

Resztę drogi pokonali w milczeniu. Duch biegł za nimi. Kruk Mormonta towarzyszył im do bramy, a gdy zsunęli się z siodeł, pofrunął w górę. Hareth zwany Koniem ruszył przodem z pochodnią w ręce, by oświetlić im drogę przez tunel pod lodem.

Gdy Jon i jego towarzysze dotarli na południową stronę Muru, czekała na nich grupka czarnych braci. Był wśród nich Ulmer z Królewskiego Lasu i to właśnie stary łucznik podszedł bliżej, by przemówić w imieniu wszystkich.

— Jeśli łaska, panie, chłopaki się zastanawiają. Czy będzie pokój, panie, czy krew i żelazo?

— Pokój — odparł Jon Snow. — Za trzy dni Tormund Zabójca Olbrzyma przeprowadzi swych ludzi przez Mur. Jako przyjaciół, nie wrogów. Niektórzy mogą nawet powiększyć nasze szeregi jako bracia. Trzeba będzie ich godnie przywitać. A teraz wracajcie do obowiązków. — Podał wodze Atłasowi. — Muszę teraz iść do królowej Selyse. — Jej Miłość uznałaby to za zniewagę, gdyby jej natychmiast nie zawiadomił. — Później będę miał do napisania kilka listów. Przynieś mi na kwaterę pergamin, gęsie pióra i kałamarz z maesterskim inkaustem. A potem wezwij Marsha, Yarwycka, septona Cel adora i Clydasa. — Cel ador będzie podpity, a Clydas był marną imitacją prawdziwego maestera, nie miał jednak nikogo innego. Dopóki nie wróci Sam. — Ludzi z północy też. Flinta i Norreya. Skóra, ty również powinieneś tam być.