Выбрать главу

— Z bronią w ręku.

Królowa zacisnęła usta. Jej broda zadrżała lekko.

— Jesteś bezczelna. Zapewne u dzikich to nic dziwnego. Musimy znaleźć ci męża, który nauczy cię uprzejmości. — Selyse przeszyła Jona wściekłym spojrzeniem. — Nie jestem zadowolona, lordzie dowódco. Mój mąż również się nie ucieszy. Oboje świetnie wiemy, że nie mogę ci przeszkodzić w otwarciu bramy, ale zapewniam, że odpowiesz za to, gdy król wróci z wojny. Być może zechcesz zmienić zdanie?

— Wasza Miłość. — Jon znowu uklęknął. Tym razem Val tego nie uczyniła. — Przykro mi, że moje poczynania wzbudziły twe niezadowolenie. Zrobiłem to, co uważałem za najlepsze. Czy pozwalasz nam odejść?

— Tak. Natychmiast.

Gdy byli już na dworze, daleko od ludzi królowej, Val dała upust swemu gniewowi.

— Kłamałeś z tą brodą. Ma więcej włosów na podbródku niż ja między nogami. A córka... jej twarz...

— Szara łuszczyca.

— My zwiemy ją szarą śmiercią.

— U dzieci nie zawsze jest śmiertelna.

— Na północ od Muru tak. Najlepszym lekarstwem jest cykuta, ale poduszka lub nóż są równie skuteczne. Gdybym to ja wydała na świat to biedne dziecko, już dawno przyznałabym mu dar łaski.

Takiej Val Jon nigdy dotąd nie widział.

— Księżniczka Shireen to jedyne dziecko królowej.

— Żal mi ich obu. Dziewczynka jest nieczysta.

— Jeśli Stannis wygra wojnę, Shireen będzie dziedziczką Żelaznego Tronu.

— W takim razie żal mi waszych Siedmiu Królestw.

— Maesterzy mówią, że szara łuszczyca nie zawsze...

— Maesterzy mogą sobie wierzyć, w co chcą. Jeśli chcesz poznać prawdę, zapytaj leśnej wiedźmy. Szara łuszczyca śpi, ale prędzej czy później się przebudzi. Dziewczynka jest nieczysta!

— To słodkie dziecko. Nie możesz być pewna...

— Mogę. Nic nie wiesz, Jonie Snow. — Złapała go za ramię. — Chcę, żebyś zabrał stamtąd Potwora. I jego mamki też. Nie możesz go zostawić w wieży z martwą dziewczynką.

Jon strzepnął jej dłoń.

— Ona nie jest martwa.

— Jest. Jej matka tego nie widzi. Ty najwyraźniej również nie. Ale śmierć jest w niej. — Oddaliła się pod niego, zatrzymała i odwróciła. — Przyprowadziłam ci Tormunda Zabójcę Olbrzyma. Ty daj mi mojego Potwora.

— Postaram się.

— Zrób to. Masz wobec mnie dług, Jonie Snow.

Jon odprowadzał ją wzrokiem. Myli się. Musi się mylić. Szara łuszczyca nie zawsze jest śmiertelna. Nie u dzieci.

Duch znowu gdzieś zniknął. Słońce wisiało już nisko na zachodzie. Dobrze by mi zrobił kubek grzanego wina. A dwa kubki jeszcze lepiej. To jednak będzie musiało zaczekać. Musiał stawić czoło wrogom. Najgorszemu rodzajowi wrogów — braciom.

Skóra czekał na niego w windzie. Obaj wjechali na górę razem. Im wyżej się znajdowali, tym silniej dął wiatr. Pięćdziesiąt stóp nad ziemią ciężka klatka zaczęła się kołysać przy każdym powiewie. Od czasu do czasu drapała o Mur i na ziemię sypały się małe ulewy lśniących w blasku słońca kryształków lodu. Wznieśli się ponad najwyższe wieże zamku. Na wysokości czterystu stóp wiatrowi wyrosły zęby, gwałtownie szarpiące czarnym płaszczem Jona, gdy ten uderzał hałaśliwie o żelazne kraty. Na wysokości siedmiuset stóp wiatr przenikał przez niego na wskroś. Mur należy do mnie — powtarzał sobie Jon, gdy dotarli na górę. Przynajmniej jeszcze przez dwa dni.

Zeskoczył na lód, podziękował ludziom kręcącym kołowrotem i skinął głową do stojących na warcie włóczników. Obaj postawili wełniane kaptury i nie było widać ich twarzy, a jedynie oczy, poznał jednak Ty’a po splątanym sznurze przetłuszczonych czarnych włosów wystającym spod kaptura, a Owena po kiełbasie wepchniętej do pochwy u pasa. Niewykluczone, że nawet bez tego poznałby ich po postawie. Dobry lord powinien znać swych ludzi — mawiał Robbowi i Jonowi ich ojciec w Winterfel .

Jon podszedł do krawędzi Muru i spojrzał w dół, na pole bitwy, na którym zginęła armia Mance’a Raydera. Zastanawiał się, gdzie jest teraz Mance. Czy w ogóle cię znalazł, siostrzyczko? A może tylko wykorzystał cię jako podstęp, mający dać mu wolność?

Minęło już bardzo wiele czasu, odkąd ostatnio widział Aryę. Jak teraz wyglądała? Czy w ogóle by ją poznał? Arya wszędobylska. Zawsze miała brudną buzię. Czy nadal będzie miała ten mały miecz, który kazał wykuć dla niej Mikkenowi? Zadajesz cios ostrym końcem. Tak jej wtedy powiedział. Przydatna mądrość na noc poślubną, jeśli choć połowa z tego, co słyszał o Ramsayu Snow, była prawdą. Przyprowadź ją do domu, Mance. Uratowałem twojego syna przed Melisandre, a teraz uratuję cztery tysiące dzikich. Jesteś mi winien tę jedną dziewczynkę.

W nawiedzanym lesie na północy pośród drzew pojawiły się popołudniowe cienie. Niebo na zachodzie płonęło czerwienią, ale na wschodzie błyszczały już pierwsze gwiazdy. Jon Snow poruszył palcami prawej ręki, przypominając sobie wszystko, co utracił. Sam, ty słodki, gruby głupcze, zadrwiłeś ze mnie okrutnie, kiedy uczyniłeś mnie lordem dowódcą. Lord dowódca nie ma przyjaciół. — Lordzie Snow — odezwał się Skóra. — Winda jedzie w górę.

— Słyszę.

Jon odsunął się od brzegu.

Najpierw na szczyt wjechali wodzowie klanów, Flint i Norrey, odziani w futra i żelazo. Norrey przypominał starego lisa, był chudy i pokryty zmarszczkami, ale dziarski, a w jego oczach błyszczał spryt. Torghen Flint był pół głowy niższy od niego, ale z pewnością ważył dwa razy więcej — tęgi, małomówny mężczyzna o sękatych, zaczerwienionych dłoniach wielkich jak szynki.

Kuśtykał po lodzie, wspierając się ciężko na tarninowej lasce. Potem zjawił się Bowen Marsh, okutany w niedźwiedzie futro. Za nim podążał Othel Yarwyck. Grupę zamykał podpity septon Cel ador.

— Chodźcie ze mną — przywitał ich Jon. Ruszyli szczytem Muru. Wysypana żwirem ścieżka wiodła ku zachodzącemu słońcu.

— Wiecie, dlaczego was wezwałem — odezwał się Jon, gdy oddalili się pięćdziesiąt jardów od ogrzewanej szopy. Za trzy dni o świcie brama się otworzy, by przepuścić przez Mur Tormunda i jego ludzi. Czeka nas mnóstwo roboty. Musimy wszystko przygotować.

Jego słowa przywitano milczeniem. Po chwili ciszę przerwał Othel Yarwyck.

— Lordzie dowódco, to są tysiące...

— ...wychudzonych dzikich, głodnych, zmęczonych i wygnanych z domów. — Jon wskazał na światła ich ognisk. — Tam są. Tormund twierdzi, że przyprowadził cztery tysiące.

— Powiedziałbym, że trzy, sądząc po ogniskach. — Liczby i miary były życiem Bowena Marsha. -

Słyszeliśmy, że w Hardhome, z leśną wiedźmą, jest ich ponad dwa razy więcej. A ser Denys pisze o wielkich obozach w górach za Wieżą Cieni.

Jon temu nie przeczył.

— Tormund mówi, że Płaczka zamierza ponowić próbę przejścia przez Most Czaszek.

Stary Granat dotknął swej blizny. Zdobył ją, broniąc Mostu Czaszek, gdy Płaczka ostatnio starał się sforsować Rozpadlinę.

— Z pewnością lord dowódca nie zamierza przepuścić również tego... tego demona?

— Z niechęcią. — Jon nie zapomniał o głowach, które zostawił dla niego Płaczka. Zamiast oczu miały krwawiące dziury. Czarny Jack Bulwer, Kudłaty Hal, Garth Szare Pióro. Nie mogę ich pomścić, ale nie zapomnę o nich. — Ale, tak, jego również, panie. Nie możemy wybierać, kogo z wolnych ludzi przepuścić, a kogo nie. Pokój znaczy pokój dla wszystkich.

Norrey kaszlnął i odplunął.

— Równie dobrze można zawrzeć pokój z wilkami i wronami.