Выбрать главу

Kiedy wokół jego jasnoniebieskich oczu pojawiły się pierwsze zmarszczki? Jak dawno temu jego włosy utraciły barwę słonecznego blasku, przybierając w zamian kolor śniegu? Od tej chwili minęło wiele lat, starcze. Dziesięciolecia.

Miał jednak wrażenie, że nie dalej jak wczoraj pasowano go na rycerza po turnieju w Królewskiej Przystani. Nadal pamiętał dotyk miecza króla Aegona na ramieniu, delikatny jak pocałunek młodej dziewczyny. Gdy składał przysięgę, słowa uwięzły mu w gardle. Na wieczornej uczcie jadł dzicze żeberka, przyrządzone po dornijsku ze smoczą papryką, tak ostre, że paliły mu usta. Minęło czterdzieści siedem lat, a smak nadal utrzymywał się w pamięci, choć nie potrafiłby powiedzieć, co podano na kolację przed dziesięcioma dniami, nawet gdyby zależał od tego los całych Siedmiu Królestw. Najpewniej gotowaną psiną. Albo jakieś inne paskudztwo o równie odrażającym smaku.

Nie po raz pierwszy Selmy zastanawiał się nad dziwnymi kaprysami losu, które go tu zaprowadziły. Był westeroskim rycerzem, człowiekiem z krain burzy i Dornijskiego Pogranicza, jego miejsce było w Siedmiu Królestwach, nie na upalnych brzegach Zatoki Niewolniczej.

Przybyłem tu, by zaprowadzić Daenerys do domu. Utracił ją jednak, tak samo jak jej ojca i brata.

A nawet Roberta. Jego również zawiodłem.

Być może Hizdahr był mądrzejszy, niż mu się zdawało. Przed dziesięciu laty wyczułbym zamiary Daenerys. Przed dziesięciu laty byłbym wystarczająco szybki, by ją powstrzymać. A teraz stał tylko i gapił się w oszołomieniu, gdy skoczyła na arenę, a potem zawołał ją po imieniu i popędził za nią bezradnie po szkarłatnym piasku. Jestem już za stary i zbyt powolny. Nic dziwnego, że Naharis przezwał go drwiąco ser Dziadkiem. Czy Daario zareagowałby szybciej, gdyby to on towarzyszył owego dnia królowej? Selmy był przekonany, że zna odpowiedź na to pytanie, nie podobała się mu ona jednak.

Ostatniej nocy znowu mu się to śniło: Belwas klęczał, wymiotując żółcią i krwią, Hizdahr zachęcał krzykiem do smokobójstwa, przerażeni ludzie przepychali się na schodach, włazili na siebie nawzajem, darli się i wrzeszczeli. A Daenerys...

Jej włosy płonęły. Trzymała w dłoni bicz, krzycząc głośno, a potem wskoczyła na smoczy grzbiet i odleciała. Ser Barristana szczypały oczy od piasku wzbitego w górę przez skrzydła Drogona, zdołał jednak dostrzec przez zasłonę łez, jak bestia uleciała z areny, uderzając wielkimi czarnymi skrzydłami o ramiona zdobiących bramę wojowników z brązu.

Reszty dowiedział się później. Za bramami ludzie tłoczyli się gęsto. Przerażone zapachem smoka konie stawały dęba, uderzając podkutymi kopytami. Na ziemi leżały obok siebie poprzewracane stragany z żywnością i palankiny, przy nich zaś ciała tratowanych ludzi. Rzucano włóczniami i strzelano z kusz. Niektóre pociski trafiły w cel. Smok miotał się gwałtownie w powietrzu, z jego ran buchał dym, a dziewczyna musiała kurczowo trzymać się grzbietu. Potem zionął ogniem.

Mosiężne Bestie potrzebowały reszty dnia i większej części nocy, by zebrać trupy.

Ostatecznie naliczono dwustu czternastu zabitych i mniej więcej trzy razy tyle rannych oraz poparzonych. Drogon odleciał tymczasem z miasta. Ostatnio widziano go wysoko nad Skahazadhanem. Mknął na północ. Nie znaleziono żadnego śladu Daenerys Targaryen.

Niektórzy przysięgali, że widzieli, jak spadała. Inni zapewniali, że smok zabrał gdzieś królową, by ją pożreć. Mylą się.

Ser Barristan wiedział o smokach tylko tyle, ile usłyszał w znanych wszystkim dzieciom opowieściach, Targaryenów znał jednak lepiej. Daenerys dosiadła swego smoka, jak w dawnych czasach Aegon Baleriona.

— Mogła polecieć do domu — powiedział do siebie na głos.

— Nie — dobiegł go z tyłu cichy szept. — Nie zrobiłaby tego, ser. Nie wróciłaby do domu bez nas.

Ser Barristan się odwrócił.

— Missandei. Dziecko. Jak długo tu stałaś?

— Niedługo. Tej osobie jest przykro, jeśli cię przestraszyła. — Zawahała się. — Skahaz mo Kandaq chce z tobą porozmawiać.

— Golony Łeb? Mówiłaś z nim? — To było bardzo nieostrożne. Między Skahazem a królem panowała głęboka wrogość. Dziewczynka była wystarczająco bystra, by wiedzieć, że Skahaz głośno sprzeciwiał się małżeństwu królowej i Hizdahr nie zapomniał o tym fakcie. — Czy on tu jest? W piramidzie?

— Może przyjść, kiedy zechce, ser.

Tak. Tego się należało spodziewać.

— Kto ci powiedział, że Skahaz chce się ze mną spotkać?

— Mosiężna Bestia. Mężczyzna w masce sowy.

Nosił maskę sowy, gdy z tobą rozmawiał. W tej chwili może już być szakalem, tygrysem albo leniwcem. Ser Barristan od samego początku nie znosił tych masek, a teraz jego niechęć pogłębiła się jeszcze. Uczciwi ludzie nigdy nie powinni ukrywać twarzy. A Golony Łeb...

Co może planować? Po tym, jak Hizdahr przekazał dowództwo nad Mosiężnymi Bestiami swemu kuzynowi, Marghazowi zo Loraqowi, Skahaza mianowano strażnikiem rzeki. Podlegałyby mu wszystkie promy, bagrownice i rowy irygacyjne na odcinku długości stu pięćdziesięciu mil.

Golony Łeb odmówił jednak przyjęcia tej starożytnej i zaszczytnej funkcji, jak zwał ją Hizdahr, woląc przenieść się do skromnej piramidy Kandaqów. Królowa już go nie chroni. Podejmuje wielkie ryzyko, przychodząc tutaj. A jeśli ktoś zobaczy, że ser Barristan z nim rozmawia, podejrzenia mogą paść również na rycerza.

To nie przypadło mu do gustu. Cuchnęło podstępem i szeptami, kłamstwami i spiskami knutymi w mroku, wszystkim, co miał nadzieję zostawić za sobą, gdy porzucił Pająka, lorda Littenfingera i ich kompanów. Barristan Selmy nie zaliczał się do moli książkowych, ale często przerzucał karty Białej Księgi, w której opisano czyny jego poprzedników. Niektórzy byli bohaterami, inni słabeuszami, łotrami albo tchórzami. Większość jednak była po prostu ludźmi — szybszymi i silniejszymi, lepiej władającymi mieczem i tarczą, lecz również znającymi dumę, ambicję, pożądanie, miłość, gniew, zazdrość, żądzę złota i władzy, a także wszelkie inne słabości pomniejszych śmiertelników. Najlepsi z nich przezwyciężyli swe wady, spełnili obowiązek i zginęli z mieczami w rękach. Najgorsi...

Najgorsi byli ci, którzy brali udział w grze o tron.

— Potrafisz odnaleźć tę sowę? — zapytał dziewczynkę.

— Ta osoba może spróbować, ser.

— Powiedz, że porozmawiam z... z naszym przyjacielem... po zmierzchu przy stajniach. -

Główne drzwi piramidy zamykano i ryglowano o zachodzie słońca. Późniejszą porą w stajniach będzie spokojnie. — Upewnij się, czy to ta sama sowa.

Nie byłoby dobrze, gdyby niewłaściwa Mosiężna Bestia dowiedziała się o wszystkim.

— Ta osoba rozumie — Missandei odwróciła się ku wyjściu, lecz zatrzymała się jeszcze na chwilę. — Powiadają, że Yunkai’i otoczyli miasto skorpionami, gotowymi strzelać żelaznymi bełtami, gdyby Drogon powrócił.

Ser Barristan również o tym słyszał.

— Nie tak łatwo jest zabić smoka w locie. W Westeros wielu próbowało strącić Aegona i jego siostry. Nikomu się nie udało.

Missandei pokiwała głową, ale trudno było określić, czy te słowa ją uspokoiły.

— Myślisz, że ją znajdą, ser? Stepy są bardzo rozległe, a smoki nie zostawiają śladów na niebie.

— Aggo i Rakharo to krew jej krwi... i któż zna Morze Dothraków lepiej niż sami Dothrakowie?