Выбрать главу

Tyle okrętów wypłynęło ze Stopni w trzech dumnych flotach. Rozkazano im spotkać się ponownie u południowego cypla Wyspy Cedrów. Na drugi koniec świata przybyło dotąd tylko czterdzieści pięć. Dwadzieścia dwa okręty z floty samego Victariona dowlokły się na miejsca trójkami i czwórkami, a czasami pojedynczo; z floty Ralfa Chromego czternaście; z tych, które pożeglowały z Rudym Ralfem Stonehouse’em zaledwie dziewięć. Rudy Ralf również był pośród zaginionych. Flota zdobyła na morzu dziewięć nowych statków i w sumie mieli ich teraz pięćdziesiąt cztery... ale wszystkie były kogami i łodziami rybackimi, statkami kupieckimi i niewolniczymi, a nie okrętami wojennymi. Podczas bitwy będą znacznie mniej użyteczne niż zaginione okręty Żelaznej Floty.

Jako ostatnia zjawiła się „Zguba Dziewicy”, trzy dni temu. Dzień przed nią z południa przypłynęły razem trzy statki — zdobyczna „Szlachetna Dama” wlokła się między „Żerem dla Kruków” i „Żelaznym Pocałunkiem”. Ale poprzedniego dnia i jeszcze poprzedniego nie przybył nikt, a trzy dni przedtem tylko „Bezgłowa Jeyne” i „Strach”. Wcześniej były dwa dni pustego morza i bezchmurnego nieba, które nastały po tym, jak Ralf Chromy zjawił się z resztkami swej eskadry — „Lordem Quel onem”, „Białą Wdową”, „Lamentem”, „Niedolą”, „Lewiatanem”, „Żelazną Damą”, „Wichrem Łupieżcy” i „Młotem Bojowym”. Sześć dalszych okrętów wlokło się za nimi. Dwa z nich były tak uszkodzone, że trzeba je było wziąć na hol.

— Sztormy — mruknął Ralf Chromy, gdy już dotarł do Victariona. — Trzy wielkie sztormy i paskudne wiatry w przerwach między nimi. Czerwone wichry dmące od Valyri , cuchnące popiołem i siarką, oraz czarne wietrzyska, spychające nas ku owemu spustoszonemu brzegowi.

Ten rejs był przeklęty od samego początku. Wronie Oko boi się ciebie, panie. W przeciwnym razie po co wysyłałby cię tak daleko? Nie chce, żebyśmy wrócili.

Victarionowi nasunęła się ta sama myśl, gdy po raz pierwszy natknął się na sztorm, dzień drogi od Starego Volantis. Bogowie nienawidzą zabójców krewnych — pomyślał z przygnębieniem. Gdyby nie to, Euron Wronie Oko już tuzin razy zginąłby z mojej ręki. W pewnej chwili, gdy morze szalało wokół niego, a pokład unosił się i opadał gwałtownie pod jego nogami, zauważył, że „Uczta Dagona” i „Czerwony Przypływ” zderzyły się burtami tak gwałtownie, że oba okręty rozpadły się na drobne kawałeczki. To wina mojego brata — pomyślał wtedy. To były dwa pierwsze okręty, które straciła jego część floty. Ale nie ostatnie.

Dlatego walnął Chromego dwa razy po gębie i oznajmił.

— Pierwszy raz za okręty, które straciłeś, a drugi za gadanie o klątwach. Jeśli jeszcze raz o nich wspomnisz, każę przybić twój ozór do masztu. Wronie Oko potrafi robić z ludzi niemowów, a ja nie jestem od niego gorszy. — Pulsujący ból w lewej dłoni sprawił, że jego słowa zabrzmiały ostrzej, niż zamierzał, mówił jednak poważnie. — Przypłyną kolejne okręty. Sztormy na razie się skończyły. Będę miał flotę. — Małpa siedząca na maszcie zawyła pogardliwie, jakby czuła jego frustrację. Brudny, hałaśliwy zwierzak. Mógłby kazać komuś wejść na górę i ją złapać, ale małpy najwyraźniej lubiły tę zabawę, a do tego okazały się zręczniejsze od ludzi z jego załogi. Wycie niosło się mu echem w uszach, dodatkowo nasilając ból ręki.

— Pięćdziesiąt cztery — poskarżył się. Trudno byłoby liczyć na to, że po tak długim rejsie Żelazna Flota pozostanie nieuszczuplona... ale siedemdziesiąt okrętów, może nawet osiemdziesiąt, z pewnością Utopiony Bóg mógłby mu tyle przyznać. Gdybyśmy tylko mieli Mokrą Czuprynę albo jakiegoś innego kapłana. Victarion złożył ofiary przed wypłynięciem, a potem znowu, na Stopniach, gdy podzielił flotę na trzy części, ale być może odmówił niewłaściwe modlitwy. Albo moc Utopionego Boga tu nie sięga. Coraz częściej obawiał się, że pożeglował za daleko, na obce morza, gdzie nawet bogowie byli dziwaczni... ale tymi wątpliwościami dzielił się jedynie ze smagłą kobietą, która nie miała języka i nie mogła nic nikomu wygadać.

Gdy pojawiła się „Żałoba”, Victarion wezwał Wulfe’a Jednouchego.

— Chcę pogadać z Nornikiem. Zawiadom też Ralfa Chromego, Bezkrwistego Toma i Czarnego Pasterza. Niech przywołają z powrotem wszystkie grupy myśliwych i zwiną do świtu obozy na brzegu. Załadujcie tyle owoców, ile tylko zdołacie, i wpędźcie świnie na statki. Będziemy je zarzynać w miarę potrzeby. „Rekin” tu zostanie, by kierować spóźnialskich w ślad za nami. -

Okręt ten potrzebował długich napraw. Sztormy zamieniły go w ledwie trzymającą się na falach łupinę. To znaczy, że zostanie mu tylko pięćdziesiąt trzy, ale na to nic nie można było poradzić. -

Flota wyruszy jutro, z wieczornym odpływem.

— Wedle rozkazu — odparł Wulfe — ale kolejny dzień zwłoki może oznaczać jeszcze jeden okręt, lordzie kapitanie.

— Tak. A dziesięć dni może oznaczać dziesięć okrętów albo ani jednego. Zbyt wiele już czasu zmarnotrawiliśmy, czekając na widok kolejnych żagli. Zwycięstwo będzie jeszcze słodsze, jeśli osiągniemy je z mniejszą flotą.

Co więcej, muszę dotrzeć do smoczej królowej przed Volanteńczykami.

W Volantis widział galery ładujące na pokład zapasy. Całe miasto było pijane. Marynarze, żołnierze i rzemieślnicy tańczyli na ulicach ze szlachetnie urodzonymi i grubymi kupcami, a w każdej gospodzie i winnym szynku wznoszono toasty na cześć nowych triarchów. Mówiono tylko o złocie, klejnotach i niewolnikach, które zaleją Volantis po śmierci smoczej królowej.

Victarion Greyjoy zdołał wytrzymać tylko jeden dzień takiego gadania. Zapłacił złotem za żywność i wodę, choć wstydził się tego, a potem wrócił na morze.

Sztormy z pewnością rozproszyły i spowolniły Volanteńczyków, tak samo jak jego floty. Jeśli fortuna się do niego uśmiechnęła, wiele ich okrętów zatonęło albo osiadło na mieliźnie. Ale nie wszystkie. Żaden bóg nie był aż tak dobry. Te zielone galery, które ocalały, mogły już okrążyć Valyrię. Popłyną na północ, ku Meereen i Yunkai. Wielkie dromony pełne żołnierzy-

niewolników. Jeśli Bóg Sztormów je oszczędził, mogą już być w Zatoce Żałoby. Trzysta okrętów, może nawet pięćset. Ich sojusznicy stali już pod Meereen: Yunkijczycy i Astaporczycy, ludzie z Nowego Ghis, Qarthu, Tolos i Bóg Sztormów wiedział, skąd jeszcze, a nawet okręty samych Meereeńczyków, te, które uciekły z miasta przed jego upadkiem. A przeciwko temu wszystkiemu Victarion miał tylko pięćdziesiąt cztery okręty. Pięćdziesiąt trzy, po odliczeniu „Rekina”.

Wronie Oko przemierzył połowę świata, łupiąc i plądrując od Qarthu aż po Miasto Wysokich Drzew, zawijał do przeklętych portów, za które zapuszczali się jedynie szaleńcy. Odważył się nawet wypłynąć na Dymiące Morze i przeżył. A wszystko to tylko z jednym okrętem. Jeśli on może drwić z bogów, to ja też.

— Tak jest, kapitanie — odparł Wulfe Jednouchy. Nie był nawet w połowie takim mężczyzną jak Nute Balwierz, ale Nute’a ukradł mu Wronie Oko. Mianował najlepszego człowieka Victariona lordem Dębowej Tarczy i odebrał mu go w ten sposób. — Czy nadal płyniemy do Meereen?

— A dokąd mielibyśmy płynąć? Tam czeka na mnie smocza królowa.

Najpiękniejsza kobieta na świecie, jeśli wierzyć mojemu bratu. Włosy ma srebrno-złote, a oczy jak ametysty.