Krzyki siostry.
– Jesteś pewien, że Daenerys dotrzyma obietnic złożonych przez brata?
– Dotrzyma albo nie dotrzyma. – Illyrio odgryzł pół jajka. – Już ci mówiłem, mój mały przyjacielu, że nie wszystko, co robi człowiek, robi dla zysku. Wierz sobie, w co chcesz, ale nawet grubi starzy głupcy, tacy jak ja, mają przyjaciół i długi, które pragną im spłacić.
Kłamiesz – pomyślał Tyrion. Spodziewasz się po tym przedsięwzięciu czegoś, co jest dla ciebie cenniejsze od monet i zamków.
– W dzisiejszych czasach bardzo rzadko spotyka się ludzi ceniących przyjaźń wyżej od złota.
– To smutna prawda – zgodził się grubas, głuchy na ironię.
– Jak to się stało, że Pająk jest ci tak bliski?
– Spędziliśmy razem dzieciństwo. Dwóch zielonych chłopaków w Pentos.
– Varys pochodzi z Myr.
– To prawda. Poznałem go niedługo po tym, jak przybył do Pentos, o krok przed łowcami niewolników. Za dnia spał w rynsztokach, a nocą łaził po dachach jak kot. Ja byłem prawie tak samo biedny, zbir w brudnych jedwabiach żyjący z miecza. Być może zauważyłeś posąg przy moim basenie? Pytho Malanon wyrzeźbił go, kiedy miałem szesnaście lat. Jest piękny, choć teraz łzy płyną mi z oczu na jego widok.
– Wiek wszystkich doprowadza do ruiny. Nadal opłakuję swój nos. Ale Varys...
– W Myr był księciem złodziei, ale rywal na niego doniósł. W Pentos akcent przyciągał do niego uwagę, a gdy się wydało, że jest eunuchem, spotkał się z pogardą i biciem. Być może nigdy się nie dowiem, dlaczego wybrał mnie na swego strażnika. Tak czy inaczej, zawarliśmy porozumienie. Varys szpiegował drobnych złodziei i kradł ich łupy. Ja proponowałem pomoc ich ofiarom, obiecując odzyskać za opłatą utracone kosztowności. Wkrótce każdy, komu coś zginęło, wiedział, że należy zwrócić się do mnie, a wszyscy rabusie i rzezimieszki w mieście próbowali odszukać Varysa... połowa chciała poderżnąć mu gardło, a druga połowa sprzedać ukradzione przedmioty. Obaj stawaliśmy się coraz bogatsi i Varys zaczął szkolić swe myszy.
– W Królewskiej Przystani miał ptaszki.
– Wtedy zwaliśmy je myszami. Starsi złodzieje byli głupcami, nie obchodziło ich nic poza zamianą zdobytych w nocy łupów na wino. Varys wolał młode sieroty obojga płci.
Wybierał najmniejsze, szybkie i ciche. Uczył je wspinać się na mury i wchodzić do kominów. A także czytać. Złoto i klejnoty zostawialiśmy pospolitym złodziejom. Nasze myszy kradły listy, księgi i mapy... a po przeczytaniu kładły je z powrotem na miejsce.
Varys zapewniał, że tajemnice są warte więcej niż srebro i szafiry. Właśnie. Stałem się tak szacownym człowiekiem, że kuzyn księcia Pentos pozwolił mi poślubić swą dziewiczą córkę. Tymczasem szepty o talentach pewnego eunucha przedostały się na drugi brzeg wąskiego morza i dotarły do uszu pewnego króla. Bardzo niespokojnego króla, nieufającego w pełni synowi, żonie ani namiestnikowi, przyjacielowi z lat młodości, który zrobił się arogancki i przesadnie dumny. Jestem przekonany, że znasz resztę tej opowieści. Czyż nie tak?
– Większą część znam – przyznał Tyrion. – Widzę, że jednak jesteś kimś więcej niż tylko handlarzem sera.
Illyrio skłonił głowę.
– To bardzo uprzejme słowa, mój mały przyjacielu. Ze swojej strony muszę zauważyć, że rzeczywiście jesteś tak bystry, jak twierdził lord Varys. – Uśmiechnął się, odsłaniając wszystkie żółte krzywe zęby, i zażądał krzykiem kolejnego dzbanka myrijskiego wina ognistego.
Gdy magister zasnął, obejmując dzbanek ramieniem, Tyrion przysunął się ku niemu, by uwolnić naczynie z tłustego więzienia i nalać sobie kielich. Wypił go, ziewnął i nalał sobie następny. Jeśli upiję się winem ognistym, może przyśnią mi się smoki – powiedział sobie.
Gdy był jeszcze samotnym dzieckiem krążącym po podziemiach Casterly Rock, często marzył o tym, że leci przez noc na smoku, wyobrażając sobie, że jest jakimś zaginionym książątkiem z rodu Targaryenów albo valyriańskim smoczym lordem, mknącym wysoko nad polami i górami. Kiedyś, gdy stryjowie go zapytali, co chciałby dostać na dzień imienia, błagał ich o smoka.
– Nie musi być duży. Niechby był mały, taki jak ja. – Stryj Gerion uważał, że to najzabawniejsza rzecz, jaką w życiu słyszał, ale stryj Tygett rzekł Tyrionowi: – Ostatni smok umarł przed stuleciem, chłopcze.
To było tak niesprawiedliwe, że Tyrion popłakał się w łóżku przed zaśnięciem.
Jeśli jednak wierzyć serowemu lordowi, córka Obłąkanego Króla zdołała wykluć trzy żywe smoki. To o dwa więcej, niż ktokolwiek mógłby potrzebować. Nawet Targaryenówna. Tyrion niemal żałował, że zabił ojca. Miło by było zobaczyć minę lorda Tywina w chwili, gdy usłyszałby, że do Westeros zmierza królowa z rodu Targaryenów z trzema smokami, wspierana przez podstępnego eunucha i handlarza sera wielkości połowy Casterly Rock.
Karzeł przejadł się tak bardzo, że musiał rozpiąć pas i rozwiązać górne tasiemki spodni. W dziecinnych ubraniach otrzymanych od swego gospodarza czuł się jak dziesięciofuntowa kiełbasa w kiszce przeznaczonej dla pięciofuntowej. Jeśli będziemy tak jedli codziennie, zrobię się gruby jak Illyrio, nim dotrę do smoczej królowej. Na dworze zapadła noc. W lektyce było zupełnie ciemno. Tyrion słuchał chrapania grubasa, poskrzypywania skórzanych pasów i powolnego stukotu podkutych kopyt o twardą valyriańską drogę, ale serce wypełniał mu łopot skórzanych skrzydeł.
Kiedy się obudził, nadszedł już świt. Konie wlokły się przed siebie, a lektyka kołysała się i poskrzypywała między nimi. Tyrion odsunął kotarę na cal, by spojrzeć na zewnątrz, ale nie zobaczył tam nic poza polami barwy ochry, wiązami o nagich brązowych konarach i samą drogą, szerokim traktem o kamiennej nawierzchni, ciągnącym się prosto jak strzelił aż po horyzont. Czytał o valyriańskich drogach, ale po raz pierwszy ujrzał jedną z nich na własne oczy. Panowanie Włości rozciągało się aż po Smoczą Skałę, ale nigdy nie sięgnęło na sam kontynent Westeros. To dziwne. Smocza Skała to tylko kamienista wyspa. Bogactwa leżały dalej na zachód. Z pewnością o nich wiedzieli i mieli smoki.
Wypił wczoraj za dużo. Głowa go bolała i nawet łagodne kołysanie się lektyki wystarczało, by zbierało mu się na wymioty. Choć nie poskarżył się ani słowem, Illyrio Mopatis najwyraźniej dostrzegł jego cierpienia.
– Chodź, napij się ze mną – zaproponował grubas. – Łuska smoka, który cię poparzył, jak powiadają.
Nalał im z dzbanka porzeczkowego wina, tak słodkiego, że przyciągało więcej much niż miód. Tyrion odegnał insekty grzbietem dłoni i pociągnął długi łyk. Trunek był tak mdły, że ledwie zdołał utrzymać go w żołądku. Drugi kielich wszedł mu jednak łatwiej.
Mimo to nie miał apetytu i gdy Illyrio zaproponował mu miseczkę czarnych porzeczek ze śmietaną, zbył go machnięciem dłoni.
– Śniła mi się królowa – oznajmił. – Klęknąłem przed nią, by przysiąc jej wierność, ale ona wzięła mnie za mojego brata Jaime’a i rzuciła na pożarcie smokom.
– Miejmy nadzieję, że to nie był proroczy sen. Jesteś bystrym krasnalem, jak mówił Varys, a Daenerys będzie potrzebowała ludzi obdarzonych rozumem. Ser Barristan to dzielny i wierny rycerz, ale nikt chyba nigdy nie zwał go sprytnym.
– Rycerze znają tylko jeden sposób rozwiązywania problemów. Chwytają mocno kopię i ruszają do szarży. Karły inaczej patrzą na świat. Ale co z tobą? Ty również jesteś bystry.
– Schlebiasz mi. – Illyrio machnął ręką. – Niestety, nie jestem stworzony do podróży. Dlatego wyślę cię do Daenerys w swym zastępstwie. Wyświadczyłeś Jej Miłości wielką przysługę, zabijając ojca. Mam nadzieję, że wyświadczysz jej też wiele innych.