Handlarz niewolników w rdzawobrązowym tokarze wydobył dokument.
— Mam zaszczyt przynieść ci tę wiadomość od rady panów. — Rozwinął zwój. — Napisano tu:
„Siedmiu przybyło do Meereen, by podpisać ugodę pokojową i być świadkami igrzysk na Arenie Daznaka, zorganizowanych dla jej uczczenia. Dla zapewnienia im bezpieczeństwa, przekazano nam siedmiu zakładników. Żółte Miasto opłakuje swego szlachetnego syna Yurkhaza zo Yunzaka, który zginął okrutną śmiercią, gdy był gościem w Meereen. Za krew trzeba zapłacić krwią”.
Groleo miał w Pentos żonę. Dzieci i wnuki. Dlaczego wybrali akurat jego? Jhogo, Bohater i Daario Naharis dowodzili wojownikami, ale Groleo był admirałem bez floty. Czy ciągnęli słomki, czy też uznali, że Groleo jest dla nas najmniej wartościowy i najprawdopodobniej nie sprowokuje odwetu? — zastanawiał się rycerz... łatwiej jednak było sformułować to pytanie, niż na nie odpowiedzieć. Nie mam talentu do rozsupływania takich węzłów.
— Wasza Miłość — zawołał ser Barristan. — Jeśli łaska, przypomnij sobie, że śmierć szlachetnego Yurkhaza była wypadkiem. Potknął się na schodach, próbując uciekać przed smokiem, i stratowali go właśni niewolnicy oraz towarzysze. Albo serce mu pękło ze strachu. Był stary.
— Kto to odzywa się bez królewskiego pozwolenia? — zapytał yunkijski możnowładca w tokarze w paski, niski mężczyzna o cofniętym podbródku i zębach niemieszczących się w ustach.
Przypominał Selmy’emu królika. — Czy władcy Yunkai muszą słuchać gadania strażników?
Potrząsnął perłami na obrąbku tokaru.
Hizdahr zo Loraq nie mógł oderwać spojrzenia od głowy. Ocknął się dopiero wtedy, gdy Reznak wyszeptał mu coś do ucha.
— Yurkhaz zo Yunzak był waszym naczelnym wodzem — rzekł. — Który z was przemawia teraz w imieniu Yunkai?
— Wszyscy — odparł królik. — Rada panów.
Król Hizdahr wreszcie odnalazł w sobie odrobinę stali.
— W takim razie wszyscy jesteście odpowiedzialni za złamanie naszego pokoju.
— Naszego pokoju nie złamano — odparł Yunkijczyk w napierśniku. — Zapłaciliśmy krwią za krew, życiem za życie. Na dowód swej dobrej woli zwracamy ci troje zakładników.
Żelazne szeregi zbrojnych za jego plecami się rozstąpiły. Przyprowadzono troje Meereeńczyków podtrzymujących swoje tokary — dwie kobiety i mężczyznę.
— Siostro — odezwał się Hizdahr pozbawionym wyrazu tonem. — Kuzyni — Wskazał na krwawiącą głowę. — Zabierzcie nam to z oczu.
— Admirał był żeglarzem — przypomniał mu ser Barristan. — Czy Wasza Wspaniałość mógłby poprosić Yunkai’i o zwrot ciała, byśmy mogli pochować go w morzu?
Wielmoża o króliczych zębach skinął dłonią.
— Zrobimy to, jeśli Wasza Promienność pragnie. Na znak szacunku.
Reznak mo Reznak odchrząknął donośnie.
— Bez obrazy, ale mam wrażenie, że Jej Czcigodność królowa Daenerys dała wam... hm... siedmiu zakładników. Trzech pozostałych...
— Pozostanie naszymi gośćmi, dopóki nie uśmiercicie smoków — oznajmił Yunkijczyk w napierśniku.
W komnacie zapadła cisza. Potem rozległy się szepty i mamrotania, powtarzane pod nosem przekleństwa i modlitwy. Szerszenie poruszyły się w swym gnieździe.
— Smoków... — powtórzył król Hizdahr.
— To potwory. Wszyscy ujrzeli to na Arenie Daznaka. Dopóki pozostają przy życiu, prawdziwy pokój nie będzie możliwy.
— Matką Smoków jest Jej Wspaniałość królowa Daenerys — odparł Reznak. — Tylko ona może...
— Jej już nie ma — przerwał mu Krwawobrody ze wzgardą w głosie. — Smok ją spalił i pożarł. Z jej rozbitej czaszki wyrastają chwasty.
Na jego słowa odpowiedział ryk. Niektórzy krzyczeli i przeklinali. Inni tupali nogami i gwizdali na znak aprobaty. Dopiero gdy Mosiężne Bestie uderzyły tępymi końcami włóczni o posadzkę, zapadła cisza.
Ser Barristan ani na chwilę nie odrywał spojrzenia od Krwawobrodego. Przybył tu po to, by złupić miasto, a pokój Hizdahra pozbawił go szansy na łupy. Zrobi wszystko, co będzie mógł, by znowu popłynęła krew.
Hizdahr zo Loraq podniósł się powoli ze smoczego tronu.
— Muszę to przedyskutować ze swą radą. Audiencja skończona.
— Wszyscy klękają przed Jego Wspaniałością Hizdahrem zo Loraqiem, Czternastym Tego Szlachetnego Imienia, królem Meereen, latoroślą Ghis, oktarchą Starego Imperium, panem Skahazadhanu. Małżonkiem Smoków i Krwią Harpii — zawołał herold. Mosiężne Bestie wyszły spomiędzy kolumn, ustawiając się w szereg, a potem pomaszerowały powoli naprzód paradnym krokiem, wypychając błagalników z komnaty, Dornijczycy nie mieli do pokonania tak długiej drogi, jak większość pozostałych. Jak przystało jego randze i pozycji, księciu Quentynowi Martel owi przyznano kwaterę wewnątrz Wielkiej Piramidy, dwa piętra niżej. To był piękny apartament z własnym wychodkiem i otoczonym murem tarasem. Być może właśnie dlatego on i jego towarzysze nie śpieszyli się do wyjścia, czekając, aż tłum się przerzedzi, nim ruszyli ku schodom.
Ser Barristan przyglądał się im w zamyśleniu. Czego chciałaby Daenerys? - zadał sobie pytanie. Był przekonany, że zna odpowiedź. Ruszył przed siebie, powiewając długim białym płaszczem. Dogonił Dornijczyków na szczycie schodów.
— Audiencje u twojego ojca nigdy nie były nawet w połowie tak interesujące — usłyszał żart Drinkwatera.
— Książę Quentynie — zawołał Selmy. — Czy mogę prosić na słówko?
Quentyn Martel odwrócił się ku niemu.
— Oczywiście, ser Barristanie. Moje komnaty są piętro niżej.
Nie.
— Nie mam prawa ci doradzać, książę Quentynie... ale na twoim miejscu bym tam nie wracał.
Ty i twoi przyjaciele powinniście zejść na dół i opuścić to miejsce.
Książę Quentyn przeszył go zdziwionym spojrzeniem.
— Opuścić piramidę?
— Opuścić to miasto. Wrócić do Dorne.
Dornijczycy wymienili spojrzenia.
— W komnatach jest nasza broń i zbroje — wyjaśnił Gerris Drinkwater. — Nie wspominając już o większości pieniędzy, jakie nam zostały.
— Możecie kupić nowe miecze — odparł ser Barristan.
— Byłbym też w stanie dać wam tyle pieniędzy, że wystarczy na powrót do Dorne. Książę Quentynie, król cię dzisiaj zauważył. Zmarszczył brwi.
Gerris Drinkwater ryknął śmiechem.
— Mamy się bać Hizdahra zo Loraqa? Sam go przed chwilą widziałeś. Przestraszył się Yunkijczyków. Przysłali mu głowę, a on nic nie zrobił.
Quentyn Martel skinął głową na znak zgody.
— Książę zawsze powinien się zastanowić, zanim zacznie działać. Ten król... nie wiem, co o nim myśleć. To prawda, że królowa mnie przed nim ostrzegała, ale...
— Ostrzegała cię? — Selmy się zasępił. — Czemu więc nadal tu jesteś?
Książę Quentyn poczerwieniał na twarzy.
— Pakt małżeński...
— ...zawarli go dawno temu dwaj nieżyjący już ludzie i nie wspomina się w nim ani słowem o królowej ani o tobie. Obiecywał rękę twojej siostry bratu królowej, który również już nie żyje.
Ten pakt utracił ważność. Przed twoim przybyciem Jej Miłość nawet nie wiedziała o jego istnieniu. Twój ojciec dobrze ukrywał swe tajemnice, książę Quentynie. Obawiam się, że za dobrze. Gdyby królowa wiedziała o tym pakcie w Qarthu, mogłaby nie pożeglować do Zatoki Niewolniczej. Przybyłeś za późno. Nie chcę sypać soli na twoje rany, ale Jej Miłość ma nowego męża i dawnego faworyta, wydaje się też, że woli ich obu od ciebie.