Выбрать главу

– Panna? Wiem, jak to jest. – Illyrio wsadził prawą dłoń w lewy rękaw i wyciągnął stamtąd srebrny medalion. Wewnątrz znajdowało się malowidło kobiety o dużych niebieskich oczach i jasnozłotych włosach usianych srebrnymi smużkami. – Serra.

Znalazłem ją w lyseńskim domu rozkoszy i sprowadziłem do domu, żeby grzała mi łoże, ale w końcu ją poślubiłem, mimo że moja pierwsza żona była kuzynką księcia Pentos. Od tej chwili bramy pałacu zamknęły się przede mną, ale nie dbałem o to. Cena nie była wygórowana, nie za Serrę.

– Jak umarła?

Tyrion wiedział, że Serra nie żyje. Żaden mężczyzna nie mówiłby z taką czułością o kobiecie, która go porzuciła.

– Do Pentos zawinęła braavoska galera handlowa, wracająca z Morza Nefrytowego.

„Skarbiec” wiózł goździki i szafran, gagat i nefryt, szkarłatny brokat, zielony jedwab... i szarą śmierć. Zabiliśmy wioślarzy, gdy tylko wyszli na brzeg, i spaliliśmy stojący na kotwicy statek, ale szczury zeszły z pokładu po wiosłach i dopłynęły do nabrzeża, poruszając zimnymi skamieniałymi łapkami. Zaraza pochłonęła dwa tysiące ofiar, zanim wygasła. – Magister Illyrio zamknął medalion. – Trzymam jej ręce w sypialni. Kiedyś były takie miękkie...

Tyrion pomyślał o Tyshy. Spojrzał na zewnątrz, na pola, po których chodzili kiedyś bogowie.

– Jacy bogowie stworzyliby szczury, zarazy i karłów? – Przypomniał mu się kolejny ustęp z Siedmioramiennej gwiazdy.

– Dziewica przyprowadziła mu dziewczynę gibką jak wierzba, o oczach niby głębokie niebieskie jeziorka, i Hugor ogłosił, że weźmie ją za żonę. Matka uczyniła ją płodną, a Starucha przepowiedziała, że urodzi królowi czterdziestu czterech mocarnych synów.

Wojownik dał siłę ich ramionom, a Kowal wykuł dla każdego zbroję z żelaznych płyt.

– Wasz Kowal na pewno był Rhoynarem – zażartował Illyrio. – Andalowie nauczyli się sztuki obróbki żelaza od Rhoynarów, którzy mieszkali nad rzeką. Wszyscy to wiedzą.

– Ale nie nasi septonowie. – Tyrion wskazał na pola. – Kto teraz mieszka na tych waszych Równinach?

– Oracze i robotnicy, przywiązani do ziemi. Są tu sady, gospodarstwa rolne i kopalnie... niektóre z nich należą do mnie, ale rzadko je odwiedzam. Czemu miałbym spędzać tu czas, mając na wyciągnięcie ręki niezliczone rozkosze Pentos?

– Niezliczone rozkosze. – I potężne grube mury. Tyrion zakręcił winem w kielichu.

– Od Pentos nie mijaliśmy żadnego miasta.

– Są tu ruiny. – Illyrio wskazał nogą kurczaka na zasłony.

– Władcy koni przechodzą tędy, gdy tylko któryś khal poczuje ochotę popatrzeć na morze. Dothrakowie nie lubią miast. Z pewnością wiecie o tym nawet w Westeros.

– Zaatakujcie jeden z ich khalasarów i zniszczcie go, a może się okaże, że Dothrakowie przestaną się tak palić do przechodzenia Rhoyne.

– Taniej wychodzi przekupienie wrogów żywnością i darami.

Gdybym wpadł na to, by zabrać na bitwę nad Czarnym Nurtem trochę dobrego sera, mógłbym nadal mieć nos. Lord Tywin zawsze gardził Wolnymi Miastami. Walczą pieniędzmi, nie mieczami – mawiał. Złoto nieraz się przydaje, ale wojny wygrywa się żelazem.

– Jeśli dasz wrogowi złoto, z pewnością wróci po więcej. Tak zawsze mawiał mój ojciec.

– Ten sam, którego zamordowałeś? – Illyrio wyrzucił z lektyki ogryzioną kość. –

Najemnicy nie oprą się dothrackim wyjcom. Udowodniono to pod Qohorem.

– Nawet twój dzielny Gryf? – zadrwił Tyrion.

– Gryf to co innego. Ma syna, którego uwielbia. Chłopaka zwą Młodym Gryfem.

Nigdy nie było szlachetniejszego młodzieńca.

Wino, jedzenie, słońce, kołysanie się lektyki, brzęczenie much, wszystko to przyprawiało Tyriona o senność. Spał, budził się i pił. Illyrio dotrzymywał mu kroku.

Gdy niebo przybrało ciemnofioletową barwę, grubas zaczął chrapać.

Nocą Tyrionowi Lannisterowi śniła się bitwa, która zabarwiła wzgórza Westeros na kolor czerwony jak krew. Był w samym jej środku, zadając śmierć toporem wielkim jak on sam. Walczył u boku Barristana Śmiałego i Bittersteela, a na niebie nad nimi krążyły smoki. W tym śnie miał dwie głowy, obie beznose. Siłami wroga dowodził jego ojciec, Tyrion zabił więc go jeszcze raz. Potem uśmiercił brata, Jaime’a, rąbiąc jego twarz, aż zamieniła się w krwawą miazgę. Śmiał się przy każdym uderzeniu. Dopiero gdy walka się skończyła, uświadomił sobie, że jego druga głowa płacze.

Kiedy się obudził, jego karłowate nogi były sztywne jak żelazo. Illyrio jadł oliwki.

– Gdzie jesteśmy? – zapytał go Tyrion.

– Jeszcze nie opuściliśmy Równin, mój niecierpliwy przyjacielu. Wkrótce droga dotrze do Aksamitnych Wzgórz. Potem rozpoczniemy wspinaczkę ku Ghoyan Drohe nad Małą Rhoyne.

Ghoyan Drohe było ongiś rhoynarskim miastem, ale smoki Valyrii obróciły je w tlące się ruiny. Mijam nie tylko mile, lecz również lata – pomyślał Tyrion. Wędruję przez historię, wracając do czasów, gdy światem władały smoki.

Spał, budził się i znowu zasypiał. Dzień i noc utraciły dla niego znaczenie. Aksamitne Wzgórza okazały się rozczarowaniem.

– Połowa kurew w Lannisporcie ma piersi większe niż te pagórki – oznajmił Illyriowi. – Trzeba je było nazwać Aksamitnymi Cyckami. – Minęli krąg stojących monolitów, według Illyria ustawionych przez olbrzymów, a potem głębokie jezioro.

– Mieszkała nad nim kiedyś banda zbójców napadających na wszystkich wędrowców – poinformował go Illyrio. – Ponoć nadal żyją w wodach jeziora i każdego, kto próbuje łowić w nim ryby, wciągają w topiel i pożerają.

Następnego wieczoru ujrzeli wielkiego valyriańskiego sfinksa przycupniętego przy drodze. Miał ciało smoka i twarz kobiety.

– Smocza królowa – zauważył Tyrion. – Przyjemny omen.

– Brakuje króla. – Illyrio wskazał na gładki kamienny cokół. Kiedyś stał na nim drugi sfinks, ale teraz porastał go mech i kwitnące pnącza. – Władcy koni wsadzili go na drewniane koła i zaciągnęli do Vaes Dothrak.

To również jest omen – pomyślał Tyrion. Ale już nie tak dobry. Nocą, bardziej pijany niż zwykle, nagle zaczął śpiewać.

Jechał przez miejskie ulice ze wzgórza na wysokości. Po bruku, przez kręte zaułki jechał do kobiecej czułości. Była jego skarbem sekretnym jego wstydem i nadzieją ratunku. A twierdza i łańcuch były niczym wobec jej pocałunków.

Nie znał więcej słów poza refrenem. Bo od złotych dłoni zawsze chłodem wionie, a dotyk kobiety jest ciepły. Shae okładała go swymi dłońmi, gdy te złote zaciskały się na jej gardle. Tyrion nie pamiętał, czy ich dotyk był ciepły. W miarę jak siły ją opuszczały, dłonie przeradzały się w ćmy muskające lekko jego twarz. Za każdym pociągnięciem łańcucha złote ręce wbijały się coraz głębiej. A twierdza i łańcuch były niczym wobec jej pocałunków. Czy pocałował ją po raz ostatni, gdy już skonała? Nie pamiętał... choć nadal przypominał sobie ich pierwszy pocałunek, w jego namiocie nad Zielonymi Widłami.

Jakże słodkie były wtedy jej usta.

Pamiętał też pierwszy raz z Tyshą. Nie wiedziała, jak to się robi, podobnie jak ja.

Ciągle zderzaliśmy się nosami, ale kiedy dotknąłem jej języka swoim, zadrżała.