Выбрать главу

Grosik usiadła, pocierając zaspane oczy.

— A co ze mną? Czy też mogę się podpisać?

— Nie sądzę. Niektóre wolne kompanie przyjmują kobiety, ale... no cóż, w końcu nie zwą się Drugimi Córkami.

— Nie zwiemy się — poprawiła go. — Jeśli jesteś teraz jednym z nich, powinieneś mówić „my”, nie „oni”. Czy ktoś widział Śliczną Świnię? Kałamarz mówił, że o nią zapyta. Albo Zgryza?

Słyszałeś coś o Zgryzie?

Tylko jeśli wierzyć Kasporiowi. Nie taki znowu sprytny zastępca Plumma zapewniał, że po obozie krąży dwóch yunkijskich łowców niewolników wypytujących o parę zbiegłych karłów.

Jeden z nich miał według Kaspa długą włócznię, na którą nadział głowę psa. Podobne wieści z pewnością jednak nie skłonią Grosik do wstania z siennika.

— Nic nie słyszałem — skłamał. — Chodź. Musimy znaleźć dla ciebie jakąś zbroję.

Obrzuciła go nieufnym spojrzeniem.

— Zbroję? A po co?

— Mój stary nauczyciel walki rzekł mi kiedyś: „Nigdy nie stawaj do bitwy nagi, chłopcze”.

Uwierzyłem mu na słowo. Poza tym jestem teraz najemnikiem, a najemnik powinien mieć miecz. — Nadal nie chciała się ruszyć. Tyrion złapał ją za nadgarstek, pociągnął na nogi i rzucił jej w twarz naręcze strojów. — Ubierz się. Włóż płaszcz z kapturem i trzymaj głowę nisko. Mamy udawać parę chłopców, na wypadek gdyby łowcy niewolników patrzyli.

Gdy dwoje karłów w płaszczach z kapturami dotarło do namiotu kucharza, Chwytak czekał już na nich, żując kwaśny liść.

— Słyszałem, że macie dla nas walczyć — odezwał się sierżant. — W Meereen zleją się z wrażenia. Któreś z was zabiło kiedyś człowieka?

— Ja tak — odparł Tyrion. — Załatwiam ich jak muchy.

— Czym?

— Toporem, sztyletem, celną ripostą. Ale najgroźniejszy jestem z kuszą.

Chwytak podrapał się końcem haka po porośniętej szczeciną twarzy.

— Paskudna rzecz, kusza. Ilu ludzi z niej zabiłeś?

— Dziewięciu.

Lord Tywin z pewnością był co najmniej tyloma. Lord Casterly Rock, namiestnik zachodu, Tarcza Lanni sportu, królewski namiestnik, mąż, brat, ojciec, ojciec i ojciec.

— Dziewięciu. — Chwytak prychnął i splunął czerwoną flegmą. Być może celował w stopy Tyriona, ale trafił we własne kolano. Najwyraźniej chciał w ten sposób wyrazić swe zdanie o podanej liczbie. Włożył w usta palce, pełne czerwonych plam od kwaśnego liścia, i zagwizdał. -

Kem! Chodź tu, ty pierdolony szczylu. — Kem zjawił się biegiem. — Zaprowadź lorda i lady Krasnalów do wozów. Niech Młotek da im jakąś kompanijną stal.

— Może być zalany w sztok — ostrzegł Kem.

— To naszczaj mu na gębę. Wtedy się obudzi. — Chwytak zwrócił się ku Tyrionowi i Grosik. -

Nigdy jeszcze nie mieliśmy tu cholernych karłów, ale chłopców nigdy nam nie brakuje. Synowie tej czy tamtej kurwy, mali durnie, którzy uciekli z domu w poszukiwaniu przygód, cioty, giermkowie i tak dalej. Część tego gówna, które nosili, może być dla was wystarczająco mała.

Najpewniej będzie to gówno, które mieli na sobie, gdy ich zabito, ale wiem, że to nie przestraszy takich wojowniczych skurwieli jak wy? Dziewięciu, tak?

Potrząsnął głową i poszedł sobie.

Drudzy Synowie przechowywali broń w sześciu wozach stojących w pobliżu środka obozu.

Kem poprowadził ich tam, wywijając włócznią jak laską.

— Jak to się stało, że chłopak z Królewskiej Przystani trafił do wolnej kompanii? — zapytał Tyrion.

Młodzieniec obrzucił go podejrzliwym spojrzeniem.

— Kto ci powiedział, że jestem z Królewskiej Przystani?

— Nikt. — Każde słowo płynące z twoich ust cuchnie Zapchlonym Tyłkiem. — Zdradził cię bystry umysł. Mówią, że ludzie z Królewskiej Przystani są najsprytniejsi.

To go wyraźnie zaskoczyło.

— Kto tak mówi?

— Wszyscy.

Ja.

— Od kiedy?

Od chwili, gdy to wymyśliłem.

— Od wieków — skłamał. — Mój ojciec zawsze tak mawiał. Znałeś lorda Tywina, Kem?

— Był namiestnikiem. Kiedyś widziałem, jak wjeżdżał na wzgórze. Jego ludzie mieli czerwone płaszcze i małe lwy na hełmach. Podobały mi się te hełmy. — Zacisnął usta. — Ale namiestnika nie lubiłem. On złupił miasto. A potem rozbił nas nad Czarnym Nurtem.

— Byłeś tam?

— Ze Stannisem. Lord Tywin nadciągnął z duchem Renly’ego i uderzył na nas z flanki.

Rzuciłem włócznię i uciekłem, ale gdy dotarłem do statku, cholerny rycerz zapytał: „Gdzie twoja włócznia, chłopcze? Nie potrzebujemy tu tchórzy.”. Odpłynęli w dupę i zostawili mnie, razem z tysiącami innych. Potem usłyszałem, że twój ojciec wysyła tych, którzy walczyli po stronie Stannisa, na Mur. Dlatego zwiałem na drugi brzeg wąskiego morza i zaciągnąłem się do Drugich Synów.

— Tęsknisz za Królewską Przystanią?

— Trochę. Za tym chłopakiem, który był... był moim przyjacielem. I za moim bratem, Kennetem, ale on zginął na moście z okrętów.

— Zbyt wielu dobrych ludzi straciło owego dnia życie.

Tyrion poczuł, że blizna swędzi go straszliwie. Podrapał ją paznokciem.

— I za jedzeniem — dodał smętnym głosem Kem.

— Za matczyną kuchnią?

— Tego, co gotowała moja matka, nie zjadłyby nawet szczury. Ale była taka garkuchnia. Nikt nie robił lepszej michy gulaszu. Był taki gęsty, że można w nim było postawić łyżkę, i pływały w nim kawałki tego i owego. Jadłeś kiedyś michę gulaszu, Półmężczyzno?

— Parę razy. Zawsze mówiłem, że to minstrelski gulasz.

— A dlaczego?

— Był taki smaczny, że aż chciało mi się śpiewać.

To spodobało się Kemowi.

— Minstrelski gulasz. Zażyczę go sobie, kiedy wrócę do Królewskiej Przystani. A za czym ty tęsknisz, Półmężczyzno?

Za Jaimem — pomyślał Tyrion. Za Shae. Za Tyshą. Za moją żoną, tęsknięza żoną, której prawie nie znałem.

— Za winem, kurwami i bogactwem — odparł. — Zwłaszcza za tym ostatnim. Za złoto można kupić wino i kurwy.

A także miecze i Kemów, którzy nimi władają.

— Czy to prawda, że nocniki w Casterly Rock są zrobione ze szczerego złota? — zainteresował się młodzieniec.

— Nie powinieneś wierzyć we wszystko, co słyszysz. Zwłaszcza gdy chodzi o Lannisterów.

— Mówią, że wszyscy Lannisterowie to podstępne węże.

— Węże? — Tyrion roześmiał się. — Właśnie słyszałeś odgłos mojego ojca pełzającego w grobie.

— Jesteśmy lwami. Tak przynajmniej lubimy zapewniać. Ale to nie ma znaczenia, Kem. Czy nadepniesz na węża, czy na lwi ogon, i tak będziesz trupem.

Dotarli już do kompanijnej zbrojowni. Kowal zwany Młotkiem okazał się zbudowanym jak odmieniec wielkoludem, o lewym ramieniu dwukrotnie grubszym od prawego.

— Prawie cały czas jest pijany — poinformował karła Kem. — Brązowy Ben to toleruje, ale pewnego dnia znajdziemy sobie prawdziwego płatnerza. — Uczniem Młotka był żylasty rudowłosy młodzieniec zwany Gwoździem. Oczywiście. Jakżeby inaczej? — pomyślał Tyrion.

Zgodnie z przewidywaniami Kema okazało się, że Młotek odsypia pijaństwo, ale Gwóźdź nie miał nic przeciwko temu, by dwoje karłów przerzuciło zawartość wozów.

— Prawie wszystko to gówniane żelazo — ostrzegł ich. — Ale możecie sobie wybrać, co chcecie.

Kryte dachami z wygiętych desek połączonych usztywnianą skórą wozy były załadowane starą bronią i zbrojami. Tyrion spojrzał na to wszystko z westchnieniem, wspominając lśniące szeregi mieczy, włóczni i halabard w zbrojowni Lannisterów ulokowanej w podziemiach Casterly Rock.