Выбрать главу

Tyrion Lannister nie uważał się za wyjątek. Z początku niewyparzony język kosztował go kilka pręg na plecach, szybko jednak opanował sztukę schlebiania Piastunowi i szlachetnemu Yezzanowi. Jorah Mormont opierał się dłużej i bardziej zawzięcie, ale z czasem postąpiłby tak samo.

A Grosik, no cóż...

Grosik szukała sobie nowego pana od dnia, gdy jej bratu Miedziakowi ucięto głowę. Chce, żeby ktoś się nią opiekował i mówił jej, co ma robić.

Postąpiłby jednak bardzo okrutnie, gdyby jej to powiedział.

— Specjalni niewolnicy Yezzana nie uciekli przed białą klaczą — rzekł więc. — Wszyscy nie żyją.

Słodycz umarła pierwsza. — Brązowy Ben Plumm poinformował karła, że ich kolosalny pan dokonał żywota tego samego dnia, gdy od niego uciekli. Ani on, ani Kasporio i inni najemnicy, nie wiedzieli, co się stało z dziwolągami z jego menażeri , ale jeśli Śliczna Grosik potrzebowała kłamstw, by zapomnieć o swych tęsknotach, będzie ją okłamywał. — Jeśli pragniesz znowu zostać niewolnicą, po wojnie znajdę ci dobrego pana i sprzedam cię mu za tyle złota, że wystarczy mi na powrót do domu — obiecał. — Jakiegoś miłego Yunkijczyka, który da ci nowy ładny kołnierz ze złota, z małymi dzwoneczkami, które będą pobrzękiwały w rytm twoich kroków. Ale najpierw musimy przetrwać to, co się wydarzy. Nikt nie kupuje martwych komediantów.

— Ani martwych karłów — dodał Jorah Mormont. — Kiedy bitwa się skończy, wszyscy najpewniej będziemy karmić robaki. Yunkai’i przegrali tę wojnę, choć może minąć jeszcze trochę czasu, nim to sobie uświadomią. Meereen ma armię Nieskalanych, najlepszą piechotę na świecie. I Meereen ma smoki. Trzy, kiedy wróci królowa. A ona wróci. Musi wrócić. Natomiast po naszej stronie walczy czterdzieści yunkijskich paniątek, każde z własnym stadem kiepsko wytresowanych małp. Niewolnicy na szczudłach, niewolnicy w łańcuchach... może mają też oddziały ślepców i paralitycznych dzieci. Wcale bym się nie zdziwił.

— Och, wiem o tym — odparł Tyrion. — Drudzy Synowie znaleźli się po przegrywającej stronie.

Muszę znowu przejść na drugą i to szybko. — Uśmiechnął się. — Zostaw to mnie.

NISZCZYCIEL KRÓLÓW

Dwaj spiskowcy, cień blady i ciemny, spotkali się w cichej zbrojowni na pierwszym piętrze Wielkiej Piramidy, pośród półek z włóczniami, kołczanów z bełtami i trofeów z zapomnianych bitew wiszących na ścianach.

— Dziś w nocy — oznajmił Skahaz mo Kandaq. Miał na sobie zszyty z kawałków płaszcz. Spod jego kaptura wyglądała mosiężna maska nietoperza wampira. — Wszyscy moi ludzie będą na miejscu. Hasło brzmi Groleo.

— Groleo. — To odpowiednie hasło. — Tak. To, co z nim uczyniono... byłeś na audiencji?

— Jako jeden z czterdziestu strażników. Wszyscy czekaliśmy, aż ten pusty tabard siedzący na tronie rozkaże powalić Krwawobrodego i całą resztę. Sądzisz, że Yunkai’i odważyliby się podarować Daenerys głowę jednego z jej zakładników?

Z pewnością nie — pomyślał Selmy.

— Hizdahr sprawiał wrażenie przygnębionego.

— Udawał. Jego krewnym, Loraqom, nic się nie stało. Widziałeś to. Yunkai’i odegrali przed nami komediancką farsę, a największym z komediantów był szlachetny Hizdahr. Nie chodziło im o Yurkhaza zo Yunzaka. Reszta handlarzy niewolników z chęcią sama by stratowała tego starego głupca. Chcieli dać Hizdahrowi pretekst do zabicia smoków.

Ser Barristan zastanawiał się nad tym przez chwilę.

— Myślisz, że by się ośmielił?

— Ośmielił się dokonać zamachu na własną królową. Czemu miałby oszczędzić jej pieszczoszki? Jeśli nie będziemy działać szybko, Hizdahr będzie się zastanawiał przez pewien czas, by udowodnić, że wcale się do tego nie śpieszy, a także dać Mądrym Panom szansę uwolnienia go od Wrony Burzy i brata krwi. Potem to zrobi. Chcą, by smoki zginęły przed przybyciem volanteńskiej floty.

Tak, to by się zgadzało. Barristanowi Selmy’emu nie spodobała się ta wizja.

— To się nie zdarzy. — Jego królowa była Matką Smoków. Nie pozwoli, by jej dzieciom stała się krzywda. — Godzina wilka. Najciemniejsza pora nocy, gdy cały świat śpi. — Pierwszy raz usłyszał te słowa od Tywina Lannistera pod murami Duskendale. Dał mi dzień na uwolnienie Aerysa.

Zapowiedział, że jeśli nie wrócę z królem o świcie, zdobędzie miasto stalą i ogniem. Wyruszyłem o godzinie wilka i o godzinie wilka wróciłem. — Z pierwszym brzaskiem Szary Robak i jego Nieskalani zamkną bramy.

— Lepiej zaatakować o tej porze — zasugerował Skahaz.

— Wyjdźmy z miasta, zalejmy szyki oblegających i rozbijmy Yunkai’i, nim wstaną z łóżek.

— Nie. — Obaj spierali się już o to. — Mamy pokój, podpisany i opatrzony pieczęcią przez Jej Miłość królową. Nie złamiemy go pierwsi. Po wyeliminowaniu Hizdahra utworzymy radę, która przejmie rządy i zażąda od Yunkai’i zwrotu zakładników oraz wycofania armi . Dopiero kiedy odmówią, będziemy mogli ich poinformować, że pokój złamano, i ruszyć na bitwę. Twój plan jest niehonorowy.

— A twój jest głupi — odparł Golony Łeb. — Nadeszła odpowiednia chwila. Nasi wyzwoleńcy są gotowi. I głodni.

Selmy wiedział, że to prawda. Symon Pręgowany Grzbiet z Wolnych Braci oraz Mol ono Yos Dob z Twardych Tarcz palili się do walki, pragnęli dowieść swej wartości i zmyć krwią Yunkijczyków wszystkie krzywdy, jakie im wyrządzono. Tylko Marselen z Ludzi Matki podzielał wątpliwości ser Barristana.

— Rozmawialiśmy już o tym. Zgodziliśmy się, że zrobimy to po mojemu.

— Przystałem na to — przyznał z niechęcią Golony Łeb — ale to było przed śmiercią Groleo.

Przed jego głową. Handlarze niewolników nie mają honoru.

— Ale my mamy — odparł ser Barristan.

Golony Łeb mruknął coś pod nosem po ghiscarsku.

— Jak sobie życzysz — rzekł na głos. — Ale obawiam się, że nim ta gra się skończy, pożałujemy twojego honoru, starcze. Co ze strażnikami Hizdahra?

— Podczas snu Jego Miłości strzeże dwóch ludzi. Jeden pod drzwiami sypialni, a drugi w środku, we wnęce sąsiadującej z komnatą. Dzisiaj będą to Khrazz i Stalowoskóry.

— Khrazz — poskarżył się Golony Łeb. — To mi się nie podoba.

— Nie musi dojść do rozlewu krwi — uspokajał go ser Barristan. — Chcę porozmawiać z Hizdahrem. Jeśli zrozumie, że nie zamierzamy go zabić, może rozkazać swym strażnikom się poddać.

— A jeśli tego nie zrobi? Hizdahr nie może uciec.

— Nie ucieknie.

Selmy nie bał się Khrazza, a tym bardziej Stalowoskórego. To byli tylko wojownicy z aren.

Dawni niewolnicy składający się na straszliwą kolekcję Hizdahra byli co najwyżej przeciętnymi strażnikami osobistymi. Nie brakowało im szybkości, siły i gwałtowności, zdobyli też pewne umiejętności we władaniu bronią, ale krwawe igrzyska kiepsko przygotowywały do strzeżenia królów. Na arenie nadejście przeciwników zwiastowały rogi i bębny, a po wygranej walce zwycięzcom bandażowano rany. Mogli też wypić trochę makowego mleka na ból, wiedząc, że groźba minęła i do następnej walki mogą spokojnie pić, ucztować i zabawiać się z kurwami. Ale dla rycerza Gwardi Królewskiej tak naprawdę walka nigdy się nie kończyła. Groźby nadchodziły zewsząd i znikąd, o każdej porze dnia i nocy. Pojawienia się nieprzyjaciela nie poprzedzały trąby: wasale, słudzy, przyjaciele, bracia, synowie, a nawet żony, wszyscy mogli ukrywać pod płaszczami noże, a w sercach żądzę mordu. Na każdą godzinę walki Królewski Gwardzista poświęcał dziesięć tysięcy godzin na obserwację, czekanie i stanie bez słowa w cieniu.