Выбрать главу

Gdy na zachodzie, za żaglami okrętów krążących po Zatoce Niewolniczej, zgasł ostatni blask zmierzchu, ser Barristan wrócił do środka, wezwał dwóch służących i kazał im zagrzać wodę na kąpiel. Po ćwiczeniach z giermkami w popołudniowym upale czuł się brudny i zbrukany.

Woda okazała się zaledwie letnia, ale Selmy siedział długo w kąpieli, aż zrobiła się zimna, i wyszorował sobie skórę do czerwoności. Gdy wreszcie poczuł się tak czysty, jak to tylko możliwe, wstał, wytarł się i odział w biel. Pończochy, bielizna, jedwabna tunika, wyściełana kamizelka, wszystko to czysto uprane i wybielone. Na wierzch włożył zbroję, którą królowa dała mu w dowód uznania. Pięknie wykonana kolczuga była pozłacana i elastyczna jak dobrze wyprawiona skóra, płyty zaś pokryto emalią, twardą jak lód i białą niczym świeżo spadły śnieg.

Po jednej stronie zawiesił u pasa sztylet, po drugiej zaś miecz w długiej pochwie z białej skóry ze złotymi sprzączkami. Na koniec zdjął z haka długi biały płaszcz i zapiął go na ramionach.

Hełm zostawił na miejscu. Wąska wizura ograniczała pole widzenia, a będzie musiał widzieć dobrze. Nocą w korytarzach piramidy panowała ciemność, a wrogowie mogli zaatakować ze wszystkich stron. Poza tym, choć zdobne smocze skrzydła na hełmie wyglądały pięknie, miecz albo topór zbyt łatwo mogłyby w nich ugrzęznąć. Zostawi hełm na następny turniej, jeśli Siedmiu pozwoli mu jeszcze w jakimś wystąpić.

Uzbrojony i zakuty w zbroję stary rycerz czekał w swym ciemnym pokoiku, sąsiadującym z apartamentami królowej.

Twarze wszystkich królów, którym służył i których zawiódł, unosiły się przed nim w ciemności, razem z twarzami braci, którzy służyli w Królewskiej Gwardii u jego boku.

Zastanawiał się, jak wielu z nich zdecydowałoby się na to, co zamierzał teraz uczynić. Niektórzy z pewnością. Ale nie wszyscy. Inni nie zawahaliby się powalić Golonego Łba jako zdrajcy. Na dworze zaczęło padać. Ser Barristan siedział sam w ciemności i nasłuchiwał. To brzmi jak łzy — pomyślał. Jak płacz umarłych królów.

Wreszcie nadeszła pora, by iść.

Wielką Piramidę w Meereen zbudowano jako echo Wielkiej Piramidy w Ghis, której kolosalne ruiny zwiedzał kiedyś Lomas Obieżyświat. Podobnie jak jej starożytna poprzedniczka, której komnaty z czerwonego marmuru stały się teraz domem dla nietoperzy i pająków, meereeńska piramida miała trzydzieści trzy kondygnacje, ponieważ ta liczba była święta dla bogów Ghis. Ser Barristan ruszył sam w długą drogę na dół. Biały płaszcz powiewał za nim.

Wybrał zejście dla służby, nie wspaniałe schody z żyłkowanego marmuru, lecz węższą, prostszą i bardziej stromą trasę ukrytą wewnątrz grubych ceglanych murów.

Dwanaście pięter niżej czekał na niego Golony Łeb. Grubo ciosaną twarz nadal skrywał za maską nietoperza wampira, którą nosił rano. Towarzyszyło mu sześć Mosiężnych Besti .

Wszystkie nosiły identyczne owadzie maski.

Szarańcze — uświadomił sobie Selmy.

— Groleo — powiedział.

— Groleo — odpowiedziała jedna z Mosiężnych Besti .

— Mam więcej szarańczy, jeśli ich potrzebujesz — oznajmił Skahaz.

— Sześć powinno wystarczyć. Co z ludźmi pod drzwiami?

— Należą do mnie. Nie będziesz miał z nimi kłopotów.

Ser Barristan złapał Skahaza za ramię.

— Unikajcie przelewu krwi, jeśli to tylko będzie możliwe. Jutro zwołamy radę i powiemy miastu, co i dlaczego uczyniliśmy.

— Skoro tak mówisz. Życzę ci szczęścia, starcze.

Golony Łeb poszedł swoją drogą. Ser Barristan znowu ruszył w dół, a Mosiężne Bestie podążyły za nim.

Komnaty króla kryły się w samym sercu piramidy, na szesnastym i siedemnastym poziomie.

Dotarłszy na tę wysokość, Selmy przekonał się, że drzwi prowadzące do wewnętrznej części piramidy zamknięto na łańcuch. Na straży stały dwie Mosiężne Bestie. Pod kapturami zszytych z kawałków materiału płaszczów ukrywały się maski szczura i byka.

— Groleo — rzekł ser Barristan.

— Groleo — odpowiedział byk. — Trzeci korytarz po prawej.

Szczur otworzył łańcuch. Ser Barristan i jego eskorta weszli do wąskiego, oświetlonego pochodniami, przeznaczonego dla służby korytarza z czerwonej i czarnej cegły. Ich kroki odbijały się echem od podłogi. Minęli dwa korytarze i skręcili w trzeci.

Pod rzeźbionymi drewnianymi drzwiami królewskich komnat stał Stalowoskóry, młody wojownik z aren, którego jeszcze nie zaliczano do najlepszych. Jego policzki i czoło pokrywały zdobne tatuaże barwy zielonej i czarnej — czarnoksięskie znaki z dawnej Valyri , mające ponoć czynić jego ciało i skórę twardymi jak stal. Podobne symbole miał na piersi i ramionach, jak dotąd jednak nie sprawdzono, czy rzeczywiście potrafią zatrzymać miecz albo topór.

Nawet bez tych znaków Stalowoskóry wyglądałby groźnie. Szczupły, żylasty młodzieniec przerastał ser Barristana o pół stopy.

— Kto idzie? — zawołał, unosząc w bok halabardę, by zagrodzić im drogę. Ujrzawszy ser Barristana i mosiężne szarańcze, opuścił broń.

— Witaj, stary rycerzu.

— Jeśli król raczy pozwolić, muszę z nim zamienić kilka słów.

— Godzina jest późna.

— Godzina jest późna, ale potrzeba pilna.

— Mogę zapytać. — Stalowoskóry uderzył tępym końcem halabardy o drzwi. Otworzył się wizjer. Pojawiło się oko dziecka. Zza drzwi dobiegł dziecinny głos. Stalowoskóry odpowiedział.

Ser Barristan usłyszał, że odsunięto ciężką antabę. Drzwi się otworzyły.

— Tylko ty — oznajmił Stalowoskóry. — Bestie zaczekają pod drzwiami.

— Jak sobie życzysz.

Ser Barristan skinął głową do szarańczy. Jeden z zamaskowanych mężczyzn odpowiedział takim samym gestem i Selmy wszedł do środka.

Ciemne, pozbawione okien komnaty, w których zamieszkał król, ze wszystkich stron otaczały grube na osiem stóp ceglane mury. Pomieszczenia były wielkie i luksusowo urządzone. Wysokie sufity podtrzymywały potężne belki z czarnej dębiny. Na podłogach leżały jedwabne dywany z Qarthu, na ścianach zaś wisiały bezcenne arrasy, starożytne i bardzo wyblakłe. Wyobrażono na nich chwałę Starego Imperium Ghis. Na największym przedstawiono niedobitki pokonanej valyriańskiej armi . Jeńców przeprowadzano pod jarzmem i zakładano im łańcuchy. Łuku prowadzącego do królewskiej sypialni strzegła para kochanków z drewna sandałowego, pięknie rzeźbionych, gładzonych i naoliwionych. Ser Barristan uważał, że rzeźby są wstrętne, choć zapewne miały wyglądać podniecająco. Im prędzej opuścimy to miejsce, tym lepiej.

Jedynym źródłem światła był tu żelazny piecyk koksowy. Obok niego stało dwoje podczaszych królowej, Draqaz i Qezza.

— Miklaz poszedł obudzić króla — oznajmiła dziewczynka. — Przynieść ci wina, ser?

— Nie, dziękuję.

— Możesz usiąść — odezwał się Draqaz, wskazując na ławę.

— Wolę stać.

Usłyszał głosy dobiegające z sypialni. Jeden z nich należał do króla.

Minęło parę długich chwil, nim wreszcie król Hizdahr zo Loraq, Czternasty Tego Szlachetnego Imienia, wyszedł z sypialni, ziewając i zawiązując szarfę szlafroka. Szatę z zielonego atłasu bogato obszyto perłami i srebrną nicią. Pod spodem król był zupełnie nagi. To dobrze. Nadzy ludzie czuli się bezbronni i w związku z tym byli mniej skłonni do aktów samobójczego heroizmu.