Выбрать главу

– Chcę wiedzieć tylko jedno – powiedział szorstko. – Gdzie jest Marianne?

Jill na chwilę głos uwiązł w gardle.

– Prawdę mówiąc… nie wiem.

– Nie rozumiem – żachnął się. – Niespodziewanie przywozi mi pani syna, o którego istnieniu nie miałem dotąd pojęcia i jeszcze ma pani czelność mówić, że nie wie nic o jego matce?

Jill bała się odezwać. On tymczasem patrzył na nią wyczekująco, ze zdenerwowania zaciskając usta.

– Wyjechała – wyjąkała wreszcie nieśmiało. – Wychodzi za mąż… Nie znam szczegółów.

Zdecydowanym ruchem ujął ją za podbródek, tak aby nie mogła unikać jego wzroku.

– To nie jest odpowiedź, pani Barton – wycedził.

– Zgadzam się i jest mi bardzo przykro – szepnęła drżącym głosem, sięgając po torebkę. – Proszę… – Podała mu list, który zostawiła jej Marianne. Znalazła go na kuchennej szafce, kiedy przyprowadziła chłopca z przedszkola. – Proszę to najpierw przeczytać, a potem powiem panu wszystko, co wiem.

Patrzył na nią z wściekłością, powoli przenosząc wzrok na kopertę. To była chyba najgorsza chwila w jej życiu. Widziała, jak bardzo jest rozdarty, jak bardzo bezradny. Ona sama czuła się podobnie. Marianne, jak mogłaś mu to zrobić?

– Jilly? Czy wy się całujecie? – Po chwili Kip był już z powrotem.

– Niezupełnie, kolego – odpowiedział Zane.

Jill nie była w stanie wydusić ani słowa.

Zane niechętnie zwolnił uścisk i wyjął kopertę z jej palców. Jill pomyślała, że nigdy nie zapomni dotyku jego silnej dłoni. Pomyślała też, że gdyby Kip nie zjawił się w porę, Zane pokazałby jej, co potrafi, kiedy wyprowadzi się go z równowagi.

Najwidoczniej sądził, że jest kobietą pokroju Marianne. Bała się, że będzie ją oskarżał o współudział w spisku, a ona nie będzie w stanie dowieść, że jest inaczej.

Boże! Co za ironia losu! I to właśnie teraz, kiedy Zane Doyle zaczynał znaczyć dla niej więcej niż Harris Walker czy jakikolwiek inny mężczyzna. A znała go przecież dopiero od dwóch godzin.

– Pomyślałem, że twoja nauczycielka miałaby ochotę odświeżyć się przed obiadem.

Kip nie miał pojęcia, co się właściwie dzieje, ale Jill domyśliła się, że Zane daje jej do zrozumienia, że nie ma ochoty jej oglądać. Poza tym chciał chyba zostać sam na sam z synem, przyzwyczaić się do zaistniałej sytuacji.

Rozumiała go doskonale i dlatego wyszła z łazienki dopiero wtedy, kiedy Kip zawołał, że obiad gotowy.

ROZDZIAŁ CZWARTY

– Pomóż Jilly pozmywać, a ja pójdę na górę się przebrać. Potem pójdziemy po drewno, zgoda?

– Zgoda! – zawołał chłopiec ochoczo. – Tylko się pospiesz.

Na szczęście podczas obiadu Kipowi nie zamykały się usta. Jill przez cały czas była spięta. Męczyła ją świadomość, że list Marianne wciąż tkwi w kieszeni Zane'a.

Od czasu kiedy zjawił się w oczekiwaniu na samolot, jego życie zostało przewrócone do góry nogami. W jednej chwili stał się ojcem wrażliwego, niezwykle absorbującego pięciolatka, który błyskawicznie zdobył jego serce. W jakiś tajemniczy sposób połączyła ich ta sama silna więź, która pojawiła się między chłopcem a nią samą, kiedy po raz pierwszy Kip zjawił się w przedszkolu.

Podświadomie wiedziała, że Zane Doyle nie należy do mężczyzn, którzy uchylają się od odpowiedzialności, nawet jeśli w ich życiu byłaby inna kobieta. Bez względu na to, w jak trudnej znalazł się sytuacji i w jaki sposób miała się ona odbić na jego relacjach z innymi ludźmi, jedno wydawało się pewne – los jego syna będzie dla niego najważniejszy.

Sądząc po jego stosunku do chłopca, wiedziała, że jest wspaniałym człowiekiem. Dlaczego więc Marianne nie zatrzymała go przy sobie?

Postanowiła nie zaprzątać sobie głowy pytaniami, na które nie mogła znać odpowiedzi i zabrała się do zmywania. W innych okolicznościach praca w tak nowoczesnej kuchni sprawiłaby jej prawdziwą przyjemność – jasne ściany i mnóstwo światła czyniło to pomieszczenie ciepłym i przestronnym nawet w długie, przygnębiające zimowe wieczory. Trudno by jednak było powiedzieć, że Jill znajduje przyjemność w przebywaniu w tym niewątpliwie atrakcyjnym wnętrzu. Musiałaby pozbyć się stresów, żeby rzeczywiście móc je docenić.

A jednak nie mogła sobie odmówić, myślenia o tym, jak też wyglądają pozostałe pomieszczenia tego dużego domu. Z rozmowy Zane'a z Kipem wywnioskowała, że prócz domu ten pierwszy ma również mieszkanie w Bellingham, gdzie mieści się zarząd firmy, oraz drugie, w Thorne Bay, około pięćdziesięciu kilometrów od Kaslit Bay. Czy one również urządzone są z takim smakiem? I czy Zane zamierza tu samotnie spędzić święta, od których dzieliły ich zaledwie dwa dni, czy też wybiera się do Beklingham? Wprawdzie kilka razy wspomniał o swojej matce, ale nie powiedział jasno, czy jego rodzice żyją i czy ma rodzeństwo.

– Jilly? Wychodzimy! – usłyszała z korytarza krzyk Kipa.

Podniosła wzrok znad szafki, w której ustawiała szklanki, i omal nie upuściła jednej, kiedy do kuchni wszedł Zane. W rozpiętej kurtce i z rozwianym włosem wyglądał stanowczo zbyt pociągająco. Omiótł wzrokiem jej sylwetkę, taksując przez chwilę ponętne krągłości rysujące się pod granatowym swetrem, zaraz jednak odwrócił twarz. Ta pozbawiona była jakiegokolwiek wyrazu, więc Jill nie mogła rozszyfrować, co Zane myśli o liście Marianne, nie mówiąc już o jej własnym udziale w całym spisku.

Czując, że serce bije jej jak szalone, zawołała w kierunku Kipa:

– Chodź do mnie, kochanie. Sprawdzę, czy dobrze się ubrałeś.

Po chwili drżącymi rękami nasunęła mu na głowę kaptur.

– Co będziesz robić, kiedy pójdziemy po drewno? – spytał chłopiec.

Jill cmoknęła go w czubek nosa.

– To tajemnica. – Uśmiechnęła się, ale natychmiast spoważniała, gdy tylko przelotnie spojrzała na Zane'a.

Ten zaś położył rękę na ramieniu Kipa gestem tak poufałym i tak naturalnym, że mogłoby się wydawać, iż Zane wykonuje go od lat.

– Jak już pani powiedziałem, kuchnia jest do pani dyspozycji, dopóki pani tu jest – rzucił, zanim wyszedł.

Dopóki pani tu jest…

Te słowa długo dźwięczały jej w głowie. Tak bardzo zależało jej na tym, aby Kip zbliżył się do ojca, że ani przez chwilę nie pomyślała o tym, że chłopiec może więcej nie pojawić się w przedszkolu. Jeśli tylko Marianne osiągnie swój cel i Zane zdecyduje się zatrzymać syna przy sobie, Jill prawdopodobnie już nigdy nie zobaczy swojego ulubionego wychowanka.

Od września była współlokatorką Marianne i w ciągu czterech miesięcy stała się dla Kipa drugą matką, co zresztą było Marianne na rękę. Jill kochała tego chłopca i sama myśl o rozstaniu z nim przerażała ją. Jej rodzice powiedzieli ostatnio:

– Harris nie będzie czekał na odpowiedź przez całe życie. Gdybyś tylko chciała, mogłabyś być mężatką i mieć własne dziecko, zamiast poświęcać się Kipowi.

Jednak w jej związku z Harrisem brakowało czegoś istotnego. Był przystojny, inteligentny i troskliwy, lecz mimo to czuła, że nie jest przygotowana na to, aby za niego wyjść i urodzić mu dziecko. Nie zrobiłaby tego zresztą dla żadnego mężczyzny. Aż do dzisiaj…

Mój Boże, co się ze mną dzieje, przeraziła się. Jej myśli zaczynały krążyć wokół mężczyzny, z którym Marianne miała kiedyś romans i który być może teraz związany jest z inną kobietą.

Podczas obiadu Kip zapytał go, czy ma nową żonę. Zane zaprzeczył. To jednak wcale nie znaczy, że nie spotyka się z kimś od czasu do czasu. Tak intrygujący mężczyzna nie może narzekać na brak damskiego towarzystwa. Bo też która kobieta mogłaby mu się oprzeć?