Выбрать главу

– Nie musi pan niczego wyjaśniać.

– Wiem, że nie muszę. – Założył ręce na piersi. – Myślę jednak, że powinienem. Tego, co nas łączyło, nie nazwałbym nawet romansem. Poznałem ją, kiedy wraz z kilkoma przyjaciółmi i ich żonami wybraliśmy się na połowy łososia. Wynajęliśmy ją jako kucharkę. Wieczorami, kiedy byłem zmęczony grą w karty, przychodziła do mnie i opowiadała o swoich kłopotach. Była pierwszą kobietą od śmierci mojej żony, na którą zwróciłem uwagę. Podobała mi się. A może ujął mnie jej szkocki akcent?

Jill rozumiała go doskonale. Sama uwielbiała sposób, w jaki mówiła Marianne.

– Pobyt na łódce nie sprzyja rozwojowi głębszych związków – ciągnął tymczasem Zane. – Spałem z nią jeden jedyny raz. Zabezpieczyliśmy się, ale jak widać środki antykoncepcyjne czasem zawodzą. W tym przypadku na szczęście, bo inaczej nie byłoby Kipa – dodał z uśmiechem. – Marianne mieszkała wtedy w Craig. Zamierzałem polecieć do niej w następnym tygodniu, bo chciałem przekonać się, jak silne są moje uczucia, i pobyć z nią sam na sam, bez towarzystwa.

Jill doskonale wiedziała, że akurat w towarzystwie Marianne czuje się jak ryba w wodzie, a bez niego usycha.

– Ku mojemu zaskoczeniu okazało się, że wyprowadziła się ze swojego mieszkania, nie zostawiając nowego adresu. Próbowałem ją odnaleźć, ale zniknęła bez śladu.

– Zupełnie tak samo jak wczoraj – szepnęła Jill. – Czy był pan już wtedy szefem swojej firmy?

– Nie. – Pokręcił głową. – Inaczej by nie zapomniała o mnie tak szybko. Teraz wiem, że szukała ustabilizowanego, bogatego faceta, który pomógłby jej wyrwać się z biedy. Nie byłem tym facetem. W każdym razie nie wtedy.

– Ale pan również o niej zapomniał…

– Odeszła niespodziewanie i bez jakiegokolwiek wyjaśnienia, więc moje uczucie umarło śmiercią naturalną. W sumie dobrze, że tak się stało, zanim zdążyłem poważnie się zaangażować. Właściwie nie pamiętałem o niej aż do dziś, kiedy Kip powiedział, że nazywa się Mongrief.

A zatem Zane nie kochał Marianne. Kamień spadł z serca Jill. Wreszcie zdobyła się na odwagę, aby zadać mu najważniejsze pytanie:

– Kiedy więc zamierza pan powiedzieć Kipowi, że jest jego ojcem?

Nie doczekała się odpowiedzi, bo nagle oboje usłyszeli skrzypnięcie podłogi. Jill odwróciła głowę i zobaczyła stojącego w progu Kipa. Obok chłopca stał pies niczym najwierniejszy obrońca i towarzysz.

Kip podszedł do Jill i z ufnością wsunął w jej dłoń swoją małą rączkę.

– Czy Zane naprawdę jest moim tatusiem? – spytał, patrząc jej w oczy.

ROZDZIAŁ SIÓDMY

Jill w panice poszukała wzroku Zane'a, który skinął głową w ledwo zauważalny sposób. Uklękła, kładąc dłonie na ramionach dziecka.

– Jak długo tu stałeś? – spytała łagodnie.

– Nie wiem. Wiatr mnie obudził. To jak w końcu, czy Zane jest moim tatą?

– Tak – odparła drżącym głosem. – Cieszysz się?

Zapadła cisza, którą przerywało jedynie wycie wiatru za oknem. Twarz Zane'a stała się biała jak papier.

– Ale… on mnie chyba nie lubi, Jilly – szepnął chłopiec i wbił wzrok w podłogę.

Nerwowym gestem odgarnęła włosy z czoła. Była przekonana, że Zane usłyszał odpowiedź syna.

– Dlaczego tak uważasz, kochanie?

– Bo wczoraj powiedział, że nie ma dzieci.

– A czy pamiętasz, jak mówił, że jego żona umarła, zanim mogłaby urodzić mu dziecko?

– Tak.

– Widzisz, długo, długo po tym poznał twoją mamę… – urwała, przez chwilę zastanawiając się, co wolno jej powiedzieć. – Pamiętasz opowieść o Kabloonie? Jak długo przebywał z dala od rodziny? To samo przydarzyło się tobie. Twoi rodzice znali się bardzo krótko. Było to jeszcze przed tym, jak twoja mama przeprowadziła się do innego miasta. Nie wiedziała wtedy, że wkrótce przyjdziesz na świat. Tatuś szukał jej, ale nie mógł odnaleźć, tak jak tata Kabloona nie mógł odnaleźć swojego małego synka. Twój tata nie wiedział, gdzie jest twoja mama, nie wiedział nawet, że ty się urodziłeś. A potem mama dowiedziała się, gdzie mieszka twój tato i postanowiła wysłać cię do niego na święta.

Przerwała i popatrzyła na Kipa z miłością. Miała nadzieję, że to drobne kłamstwo będzie jej kiedyś wybaczone.

– Najciekawsze jest to, że Zane dopiero dzisiaj dowiedział się, że jest twoim ojcem – dokończyła z uśmiechem. – Nie powiedział ci o tym, bo bał się, że go nie polubisz.

– Przecież ja go kocham! – wykrzyknęło dziecko z rozbrajającą szczerością.

– W takim razie pokaż, że tak jest naprawdę, synku – odezwał się wzruszony Zane, rozkładając ramiona.

– Uwierz mi, że zawsze chciałem mieć takiego chłopca, jak ty – powiedział, kiedy Kip mocno objął go za szyję.

– Ja też cię kocham i nigdy się z tobą nie rozstanę.

Jill dyskretnie wycofała się z kuchni. Uznała, że w takiej chwili ojciec i syn powinni zostać sami.

Wróciła do łóżka z przeświadczeniem, że Kip jest bezpieczny. Marianne nie sprawdziła się w roli matki, ale teraz przy chłopcu był jego ojciec, gotów zawsze o niego walczyć. Ulga, która ją ogarnęła, była tak wielka, że Jill rozluźniła się wreszcie i wkrótce powieki zaczęły jej ciążyć.

Odwróciła się na bok i ułożyła wygodniej pod kołdrą. Jej myśli zaczęły teraz krążyć wokół matki chłopca. Mam nadzieję, Marianne, że zdajesz sobie sprawę z tego, co zrobiłaś, westchnęła. Jeśli historia się powtórzy i obudzisz się z przekonaniem, że nie chcesz już być z Lylem, nie spodziewaj się, że będziesz mogła wrócić do syna. On nie jest już tym samym bezbronnym dzieckiem, które porzuciłaś…

– Jilly? Jilly? Śpisz?

– Cześć, maluchu – mruknęła zaspanym głosem, zerkając spod wpólprzymkniętych powiek na zegarek.

Było dopiero wpół do siódmej, a wiatr za oknem był tak samo gwałtowny, jak w nocy. Pognieciona pościel leżąca na drugim łóżku wskazywała na to, że Zane w końcu ułożył chłopca do snu.

– Gdzie Bestia? – Usiadła z westchnieniem, odgarniając włosy z oczu.

– Tatuś mówi, że teraz jesteśmy rodziną. Bestia jest w moim pokoju. Teraz będę musiał co rano go wyprowadzać.

Tatuś…

Z jaką łatwością przyszło Kipowi wymówić to słowo. Wspaniale, że obudził się w domu swojego ojca ze świadomością, że jest u siebie. I że już tu pozostanie.

Dopiero teraz uzmysłowiła sobie, że kiedy była dzieckiem, stała obecność jej wspaniałego ojca wydawała jej się zupełnie naturalna. A Kip? Kip dopiero miał się uczyć kontaktów z tatą. Do tej pory nie znał bliżej żadnego dorosłego mężczyzny. Dla chłopca musiało być to szczególnie bolesne.

Na razie był zachwycony, choć zapewne nie miał jeszcze pojęcia o tym, jak bardzo zmieni się odtąd jego życie. Pewnego dnia, kiedy będzie trochę starszy, zrozumie, jak niezwykłym człowiekiem jest jego ojciec i jak wielkie spotkało go szczęście, że los pozwolił im się odnaleźć.

– Przygotujesz śniadanie, Jilly? Tatuś powiedział, że też lubi naleśniki.

Podniosła się, przeciągnęła, a pięć minut później, odświeżona i przebrana w dżinsy oraz ciemnozielony sweter, weszła do kuchni.

– Śniadanie na stole – zakomunikowała po kolejnych pięciu minutach swojemu pomocnikowi, który właśnie rozlewał sok pomarańczowy do szklanek.

– Zawołam tatę! – krzyknął z zapałem i wybiegł z kuchni.

Zane zjawił się natychmiast, trzymając Kipa na rękach. Był już ubrany i świeżo ogolony. Jill nie mogła oprzeć się pokusie, aby na niego nie spojrzeć. Na tle kremowego swetra jego oczy wydawały się jeszcze bardziej błękitne.