— Znajdę ją, znajdę ją, kochanie — zapewniła czarownica. Ale zamiast pójść na leśną ścieżkę, żeby poszukać dziecka, czego spodziewała się po niej Tenar, Moss zaczęła związywać włosy w węzeł przygotowując się do rzucenia zaklęcia znajdowania.
Tenar pobiegła z powrotem do domu Ogiona, wciąż wołając. I tym razem spojrzała w dół na strome pola poniżej domu, mając nadzieję ujrzeć tam małą figurkę, skuloną i bawiącą się między otoczakami. Lecz wszystkim, co zobaczyła na krańcu tych spadzistych pól, było morze — pofałdowane i mroczne, więc zakręciło jej się w głowie i poczuła rosnące przygnębienie. Poszła na grób Ogiona i trochę dalej leśną ścieżką, wciąż nawołując. Kiedy wróciła przez łąkę, pustułka polowała w tym samym miejscu, w którym Ged obserwował ją ostatnio. Tym razem rzuciła się na zdobycz, uderzyła i wzbiła się w powietrze z jakimś niewielkim stworzeniem w szponach. Prędko pofrunęła do lasu. „Karmi swoje młode” — pomyślała Tenar. Wszelkiego rodzaju myśli przechodziły jej przez głowę, niezwykle żywe i precyzyjne. Mijała suche już pranie, rozłożone na trawie. Musi je zebrać przed wieczorem. Musi dokładniej poszukać naokoło domu, chłodni i obórki. To była jej wina. To ona spowodowała to, co się stało, tym, że myślała o zrobieniu z Themi tkaczki, zamknięciu jej w odosobnieniu, w ciemności, żeby pracowała, żeby była szanowana. Kiedy Ogion powiedział: „Naucz ją, naucz ją wszystkiego, Tenar!”. Kiedy wiedziała, ze zło, które nie może być naprawione, musi zostać przekroczone. Kiedy wiedziała, że to dziecko zostało jej darowane, a ona zaniedbała swoje obowiązki, zawiodła jego zaufanie, straciła je, straciła jedyny wielki skarb. Przeszukawszy każdy kąt pozostałych budynków, weszła do domu, ponownie zajrzała do alkowy i rozejrzała się dookoła drugiego łóżka. Nalała sobie wody, ponieważ jej usta były suche jak piasek. Za drzwiami trzy kije z drewna — laska Ogiona i kije podróżne — poruszyły się w cieniu i jeden z nich powiedział:
— Tutaj.
Dziecko kuliło się w tym ciemnym kącie, wciągnięte w głąb własnego ciała, z głową przechyloną do ramienia, szczelnie ściągniętymi rękoma i nogami i zamkniętym jedynym okiem. Zdawało się być nie większe od małego pieska.
— Ptaszku, wróbelku, płomyczku, co ci jest? Co się stało? Co oni ci teraz zrobili?
Tenar objęła małe ciałko, zamknięte i sztywne jak kamień, kołysząc je w ramionach.
— Jak mogłaś tak mnie przestraszyć? Jak mogłaś chować się przede mną? Och, byłam taka rozgniewana!
Zapłakała, a jej łzy spadały na dziewczęcą twarzyczkę.
— Och, Therru, Therru, Therru, nie kryj się przede mną!
Dreszcz przebiegł przez ściągnięte członki i powoli zaczęły się rozluźniać. Therru poruszyła się i nagle przylgnęła do Tenar przywierając ciaśniej, aż ściskała ją rozpaczliwie. Nie płakała. Nigdy nie płakała. Być może wypalono z niej łzy, nie miała żadnej. Wydała jednak z siebie przeciągły, jękliwy, łkający dźwięk. Tenar trzymała ją kołysząc. Rozpaczliwy uścisk rozluźnił się bardzo, bardzo powoli. Głowa spoczęła na piersi Tenar.
— Powiedz mi — mruknęła kobieta, a dziecko odpowiedziało swoim zduszonym, chrapliwym szeptem:
— On tu przyszedł.
Pierwsza myśl Tenar dotyczyła Geda i jej myśli, wciąż poruszające się z prędkością strachu, uchwyciły to, dostrzegły kim „on” był dla niej i uśmiechnęły się szerokim, wymuszonym uśmiechem, lecz minęły to w przelocie, podążając na poszukiwanie.
— Kto tu przyszedł?
Żadnej odpowiedzi, tylko pewnego rodzaju wewnętrzne drżenie.
— Mężczyzna — powiedziała spokojnie Tenar. — Mężczyzna w skórzanej czapce.
Therru kiwnęła głową.
— Widziałyśmy go na drodze, kiedy szłyśmy tutaj. Żadnej reakcji.
— Czterej mężczyźni — ci, na których byłam zła, pamiętasz? Był jednym z nich.
Przypomniała sobie jednak, jak Therru trzymała głowę opuszczoną kryjąc poparzoną stronę twarzy, nie podnosząc wzroku, tak jak zawsze robiła przy obcych.
— Znasz go, Therru?
— Tak.
— Od… od czasu, kiedy mieszkałaś w obozie nad rzeką?
Jedno skinienie głowy.
Ramiona Tenar zacisnęły się wokół dziecka.
— Przyszedł tutaj? — zapytała i cały strach, jaki czuła, przemienił się w gniew, we wściekłość, która płonęła w jej ciele niczym słup ognia. Zaśmiała się — „Ha!” — i przypomniała sobie w tym momencie Kalessina i jego śmiech.
Ale nad ogniem trzeba zapanować. A dziecko trzeba pocieszyć.
— Czy on cię widział?
— Schowałam się.
Po chwili Tenar powiedziała głaszcząc Therru:
— On cię nigdy nie dotknie, Therru. Zrozum mnie i uwierz mi: on nigdy więcej cię nie dotknie. Nigdy więcej cię nie zobaczy, chyba że ja będę z tobą, a wtedy będzie miał do czynienia ze mną. Czy rozumiesz, moja kochana, moja drogocenna, moja piękna? Nie musisz się go bać. Nie wolno ci się go bać. On chce, żebyś się go bała. Żywi się twoim strachem. Będziemy go głodzić, Therru. Będziemy morzyć go głodem, dopóki nie pożre sam siebie. Dopóki nie udławi się ogryzając kości własnych rąk… Ach, ach, ach, nie słuchaj mnie teraz, jestem tylko zła, tylko zła… Jestem czerwona? Czy jestem teraz czerwona jak Gontyjka? Jak smok, jestem czerwona? — Próbowała żartować; a Therru spojrzała jej w twarz, podnosząc swoją drżącą, zmiętą przez ogień towarzyszkę i powiedziała:
— Tak. Jesteś czerwonym smokiem.
Myśl o tym, że mężczyzna przyszedł do domu, był w domu, powrócił, żeby przyjrzeć się swojemu dziełu, być może myślał o jego poprawieniu, myśl ta, ilekroć powracała do Tenar, przychodziła mniej jako myśl, a bardziej jako atak mdłości. Lecz obrzydzenie wypaliło się w gniewie. Wstały i umyły się, a Tenar doszła do wniosku, że tym, co właśnie odczuwa ponad wszystko, jest głód.
— Mam pusty żołądek — rzekła do Therru i rozłożyła przed nimi obfity posiłek składający się z chleba z serem, zimnej fasoli w oleju i ziołach, pokrojonej cebuli i suszonej kiełbasy. Therru zjadła sporo, a Tenar jeszcze więcej.
Kiedy sprzątnęły, powiedziała:
— Na razie, Therru, wcale nie będę cię opuszczać, a ty nie będziesz opuszczać mnie. Dobrze? Powinnyśmy obie pójść teraz do domu Cioteczki Moss. Rzuciła czar, żeby cię odnaleźć i nie musi już zawracać sobie nim głowy, lecz może o tym nie wie.
Therru przestała się poruszać. Rzuciła jedno spojrzenie na otwarte wejście i cofnęła się przed nim.
— Musimy też przynieść pranie. W drodze powrotnej. A kiedy wrócimy, pokażę ci materiał, który dzisiaj dostałam. Na sukienkę. Na nową sukienkę, dla ciebie. Czerwoną sukienkę.