Выбрать главу

– Piwo ja stawiam. Patrzyli na siebie zachłannie.

– Wybierasz się do Vanessy na przyjęcie? – zapytał Harry.

– Jasne! – potrząsnęła głową. – Nie przegapię takiej okazji. Muszę przecież znowu z tobą zatańczyć.

Uśmiechnął się i przygładził dłonią włosy.

– Małą gorącą salsę? – wykonał rękami kilka energicznych tanecznych ruchów.

– Wprost nie mogę się doczekać! – roześmiała się. Wyglądała bardzo pociągająco.

– Widziałaś, jaki medal przyznano Squeezowi? – zapytała Doris, dumna jakby to był jej pies. Postawiła przed nimi kufle z piwem.

– Medal? – zdziwiła się Mal.

– Szef przyznał mu Psi Medal Za Odwagę. Prawdę mówiąc, Squeeze formalnie się nie kwalifikuje do odznaczenia, nie jest przecież psem policyjnym, ale wszyscy się zgodzili co do tego, że zasługuje na medal.

Squeeze znowu wyszedł spod stołu, spojrzał z uwielbieniem na Doris i podniósł przednią łapę.

– Musisz nauczyć się czegoś innego – westchnęła. – To zaczyna się robić monotonne.

Wróciła za kontuar.

– Zobaczysz za chwilę, czym to się skończy – szepnął Harry.

Nie musieli długo czekać. Po chwili wróciła z nową porcją mięsa. Harry parsknął z udawaną złością.

– Że niby pies przytyje, tak? No i co z tego? – zaatakowała go.

– Moim zdaniem zasłużył sobie na taki poczęstunek – poparła ją Mal.

– A poza tym ma z tego więcej przyjemności niż z medalu. Dziękuję ci, Doris.

– Mam zamówić za ciebie? – Harry zmienił temat.

– Oczywiście! Lubię niespodzianki – splotła ramiona na piersiach i czekała.

– Poprosimy cię o dwa steki z szynki, frytki i mnóstwo zieleniny – zamówił. Spojrzał na Mal i dodał: – Jak mówi ta pani, jeśli nie można kogoś zwyciężyć, trzeba z nim zawrzeć sojusz.

Doris odeszła, aby przekazać zlecenie do kuchni. Mal zanurzyła usta w pianie piwa. Spojrzała przez stół na mężczyznę. Ciemne włosy zaczynały kryć bliznę na jego głowie. Granatowy cień zarostu przyciemnił jego policzki. Był tak blisko niej, że mogła dostrzec delikatne ciemniejsze plamki w źrenicach jego czystych, szarych oczu. W życiu nie widziała czegoś równie pięknego.

– No więc… Więc teraz, gdy tamto minęło, co będzie z nami? – zapytał spokojnie.

– Zdaje mi się, że słyszę nowego detektywa Jordana – uniosła brwi ze zdziwienia.

– To nadal stary Jordan, tylko że wrócił mu rozsądek – zdawało mu się, że dostrzega w niej wahanie. – Pani myśli, że będziemy się kłócić, pani Malone Mallory?

– Wolę, żebyś nazywał mnie Mal. Zrozpaczony wzniósł wzrok ku niebu.

– Jeśli tak sobie życzysz… Więc Mal… Czy my się teraz kłócimy?

– To ty się kłócisz!

– Byłem pewien, że to ty!

– Nie wątpię!

Patrzyli na siebie płonącymi oczami.

– Czy nie warto byłoby wspólnie pomyśleć o nadrobieniu… – zaczął mężczyzna.

Cień uśmiechu błąkał się w kącikach jej ust.

– Powiedziałeś: wspólnie? To znaczy…?

– Oczywiście.

– Nie w pojedynkę…? Rozłożył ręce.

– Raczej we dwoje. Choć to trudna sprawa. Pogodzić nienormowany czas pracy gliny z godzinami twórczości telewizyjnego dostojnika… Ty w Nowym Jorku, ja w Bostonie…

Mal głęboko zaczerpnęła powietrza. Wiedziała: teraz lub nigdy!

– Dowiedz się, czy nie potrzebują nikogo do czytania prognozy pogody w bostońskiej telewizji – powiedziała.

Squeeze ciężko opadł na podłogę. Ułożył łeb na jej stopach i westchnął ze szczęścia.

Harry spojrzał na niego, potem na Mal. Ich oczy spotkały się i w żaden sposób nie mogły się rozstać.

Elizabeth Adler

***