Выбрать главу

Pospiesznie wyszła. Z hallu dochodziło jeszcze stukanie obcasów.

O co chodzi? Tarald? Jej Tarald? Taki roztargniony i nerwowy w ostatnich dniach…

Małżonka w błogosławionym stanie?

Kiedy? Kiedy miało miejsce owo „mało ważne zdarzenie”? To jego „bzdurne zadurzenie”…?

Irja raz po raz przełykała ślinę, nieszczęśliwa i zagubiona. Ciężkim krokiem wróciła do dzieci, podziękowała pokojówce za pomoc, a potem osunęła się na łóżko.

– Czy wszystko w porządku? – zapytała dziewczyna. – Pani taka blada i zdenerwowana.

– Nie, nic, ja… nie czuję się dobrze.

Pokojówka patrzyła na nią zatroskana.

– Proszę, niech się pani teraz położy i odpocznie, a ja zabiorę Kolgrima na dół. Może się przy mnie bawić, kiedy będę pracować.

– Dziękuję – szepnęła Irja, głęboko wciągając powietrze. – Dziękuję.

Została sama i leżała jak ogłuszona, przepełniona żalem i zdumieniem, dopóki nie nadeszła pora karmienia Mattiasa.

Tarald pracował tego dnia w lesie i wrócił do domu o zwykłej porze. Pochłonięty własnymi myślami, nie zwrócił początkowo uwagi na ponurą milkliwość Irji. Dopiero, gdy chłopcy poszli spać, a ona wciąż ubrana i apatyczna siedziała skulona na łóżku, zapytał:

– Co z tobą, Irjo? Nie odezwałaś się przez cały wieczór ani słowem.

Minęła długa chwila, zanim Irja wyszeptała:

– Ja nie mogę. Tak się boję.

Mąż podszedł i usiadł przy niej.

– Boisz się? Ty? Czego?

Irja przełknęła ślinę i jakoś odzyskała mowę.

– Ty masz zmartwienie, Taraldzie, prawda?

Spojrzał na nią, nagle czujny.

– Ja? Dlaczego o to pytasz?

– Taki jesteś ostatnio roztargniony. To mnie przeraża.

Tarald milczał przez chwilę.

– To dlatego się boisz?

– Tak – odparła z wahaniem. – A poza tym miałam dzisiaj wizytę, która mnie okropnie zdenerwowała.

Tarald zerwał się na równe nogi. W jego głosie brzmiał lęk.

– Wizytę? Kto to był?

– To… żona pastora.

– Żona pastora? A co ona ma z tym wspólnego?

Irja odetchnęła głęboko,

– Z jakim „tym”?

Gdy nie odpowiadał, wyciągnęła do niego rękę. Ujął jej dłoń i usiadł znowu. Irja starała się ze wszystkich sił zachować spokój, lecz płacz dławił ją w gardle.

– Taraldzie, najdroższy, powiedz, co cię dręczy? Nie jestem w stanie znieść myśli, że mogłabym utracić…

Powstrzymała się, by nie powiedzieć „ciebie”, zamiast tego wykrztusiła „twoje zaufanie”.

– Moje zaufanie masz zawsze, Irjo – powiedział serdecznie i przytulił ją do siebie.

– Chciałbym ci tylko oszczędzić przykrości, rozumiesz mnie chyba.

A więc to prawda! Irja ukryła twarz w dłoniach.

– Mogę wrócić do Eikeby, jeżeli chcesz – wykrztusiła zdławionym przez płacz głosem.

– A to co znowu za głupstwa? – wybuchnął. – Dlaczego miałabyś wracać?

Teraz Irja rozpłakała się na dobre.

– Z powodu tego o czym mówiła pastorowa, rzecz jasna!

– Przecież ta przeklęta pastorowa nic chyba nie wie o Ole Olesenie!

Irja natychmiast przestała płakać.

– Ole Olesen? A kto to jest?

Tarald wstał.

– Nie, no musimy to wszystko wyjaśnić od początku do końca. Takie zgadywanki do niczego nie doprowadzą. Co ci powiedziała pastorowa?

– Zabroniła mi o tym wspominać. Nie wolno mi cię dręczyć.

– Teraz ty mówisz zagadkami. O czym nie wolno ci wspominać?

Z oczu Irji znowu popłynęły łzy. Skuliła się i odwróciła od niego.

– Nie wiem, Taraldzie. Ja nie rozumiem, co ona chciała powiedzieć.

– Powtórz, co mówiła!

– Tak trudno o tym mówić! Całe moje ciało jest jedną wielką, bolesną raną, Taraldzie. Zrozumiałam to tak, że robiłeś jej nieprzyzwoite propozycje wtedy, kiedy ja chodziłam z Mattiasem. Że nie zdołałeś „zapanować nad swoimi żądzami”, jak się wyraziła.

Tarald poczuł się tak, jakby uszło z niego całe powietrze, a ktoś ścisnął mu płuca. Irja, szlochając i pociągając nosem, przedstawiła jak mogła najlepiej oskarżenie Julii.

Tarald słuchał bez ruchu, jak sparaliżowany.

– Co za obrzydliwe babsko! – rzekł w końcu powoli. – Jaka przewrotna wiedźma! Co, na Boga, chciała osiągnąć tym podstępnym atakiem?

Objął żonę i przytulił.

– Irjo, moja kochana, mogę ci przysiąc z ręką na Biblii, że nigdy ani przez moment nie zalecałem się do tej woskowej kukły, ani tym bardziej jej nie dotknąłem, i nigdy, nigdy w życiu nie miałem na nią najmniejszej ochoty! Ona chyba zwariowała. Ale to okropne, mogła nam przecież zatruć życie, podejrzenia i wątpliwości mogły cię załamać.

– Tak – potwierdziła Irja cicho. Jeszcze nie doszła do siebie, wciąż był wstrząśnięta i zdenerwowana. – Była bliska celu. Ale coś mi się teraz przypomniało, Taraldzie. Coś, co mi powiedziała Cecylia przed wyjazdem. Że też mogłam o tym zapomnieć!

– A co ci powiedziała?

– „Strzeż się tej małej, ślicznej Julii z probostwa, Irjo! i Ona na nas poluje!” Wtedy nic z tego nie zrozumiałam i dlatego szybko zapomniałam. Dopiero dziś zaczynam się domyślać.

– Cecylia? – rzekł Tarald w zamyśleniu. – Cóż to, na Boga, znaczy?

– Teraz kolej na ciebie – rzekła Irja, wycierając nos. – Kim jest Ole Olesen?

Tarald westchnął.

– Tak, chyba będzie najsłuszniej, jak ci o tym powiem, choć tak bardzo nie chcę cię martwić! To się stało jeszcze za życia Sunnivy, a dobrze wiem jaka jesteś wrażliwa na wszystko, co się z nią wiąże. Dlatego nie chciałem o tym z tobą rozmawiać. Czy pamiętasz tamten tydzień, kiedy ona i ja mieszkaliśmy w domu w Oslo?

Miał rację, wspomnienie Sunnivy zawsze sprawiało Irji ból.

– Pamiętam.

– Żyliśmy wtedy z wielkim rozmachem, Irjo. Bawiliśmy się w ludzi światowych, ucztowaliśmy, kupowaliśmy mnóstwo drogich rzeczy. Uprawialiśmy także w tajemnicy zakazany hazard i ja właśnie wtedy, oszołomiony tym wszystkim, zaciągnąłem po pijanemu wielki karciany dług. Od tamtej pory robiłem, co mogłem i po trochu spłacałem dług…

– Ole Olesenowi?

– Tak. Ale przecież wiesz, że ja nie mam żadnej gotówki, cały majątek to ta posiadłość, niełatwo coś zarobić. Teraz mój wierzyciel stracił cierpliwość i zażądał zwrotu całej sumy. A ja nie mam nic!

Nareszcie dotarło do Irji, że pastorowa przyszła do niej z kłamstwami, choć nie wiadomo dlaczego to zrobiła. Ole Olesen i karciany dług nie mają znaczenia. Wiadomość o tym przyjęła prawie z ulgą. Kobiety takie są.

– Kiedy mija termin?

– W piątek. Jeśli nie dostanie pieniędzy, komornik wejdzie na Grastensholm.

– Ile tego jest?

– Zostało jeszcze 500 talarów.

Serce Irji zamarło. Trudno powiedzieć, że to drobiazg! A ona, nieszczęsna, myślała o swoich zaoszczędzonych talarach!

– Gdybym ci tylko mogła jakoś pomóc – powiedziała przepełniona uczuciem lojalności. – Ale to, co mam, to kropla w morzu. No, a twoi rodzice?

– Nie, nie, oni nie mogą się o tym dowiedzieć. Tyle się przeze mnie wycierpieli w tamtych latach, że nie chciałbym rozdrapywać starych ran. Stałem się innym człowiekiem od czasu, kiedy weszłaś w moje życie, wiesz przecież.

Wiedziała, oczywiście.

– Czy on tutaj przyjdzie?