Выбрать главу

– Gdzie jest mama? – zapytała Kolgrima.

– Znowu poszła do tego małego głupka. Wciąż u niego siedzi.

– On musi często jeść. I moczy się, więc trzeba go przewijać, przecież wiesz. A poza tym Mattias wcale nie jest głupim dzieckiem, Kolgrimie. To twój młodszy braciszek i śmieje się zawsze tak radośnie do ciebie. On cię lubi, zauważyłeś to chyba? Uważa, że jesteś duży i silny.

Uff, nie, nie umiała jak Cecylia dobierać właściwych słów.

Kolgrim mruczał pod nosem.

– Chyba nie trzeba go zabijać. Nie trzeba być dla niego niedobrym, bo tego wielki czarownik nie lubi. Ale można się go pozbyć w inny sposób.

Liv poczuła lęk, jakby wielka, zimna ręka ścisnęła jej serce. Czy on ma na myśli magię? Czy w duszy tego chłopca czają się jakieś skryte umiejętności, które rozwija po to, by pozbyć się niechcianego przyrodniego brata? Czy też co innego chodzi mu po głowie?

O Boże, szepnęła sama do siebie. Dobry Boże, pomóż nam! Powstrzymaj mnie, bym go nie uderzyła, naucz mnie panować nad sobą, bo jeśli uderzę, to jego nienawiść do brata jeszcze wzrośnie. Daj mi łagodność, Panie! I dzięki ci, dobry Boże, że Tarald zostanie z nami, z Irją! Ciężar jest zbyt wielki, byśmy go mogli udźwignąć sami.

Otrząsnęła się ze złych myśli i znowu patrzyła na ten makabryczny spektakl, rozgrywający się w dole, na drodze.

To Meta! O Boże, to Meta, przestała już gonić wóz, upadła przy rowie i trwa tam skulona, pogrążona w ostatecznej rozpaczy. Któryś z chłopców z Lipowej Alei musiał się znajdować na wozie. A może obaj?

– Dag! – zawołała zdenerwowana, ale nie było go nigdzie w pobliżu.

Żołnierze odpierali ataki kobiet i starszych mężczyzn, biegnących za furą. Zobaczyła Klausa, jak biegnie ciężko, nie mogąc za nimi nadążyć. Zatem wzięli też pewnie Jespera!

Liv nie było dane nigdy zapomnieć tych strasznych krzyków i szamotania na drodze, widoku wiernego stajennego ani echa jego rozpaczliwego wołania, gdy parł przed siebie, choć nie miał nadziei, że zdoła ich powstrzymać, że przeszkodzi, nie dopuści, by jego jedyny syn padł gdzieś na nieznanym polu bezsensownej walki. Mocno przytuliła Kolgrima do siebie i pospiesznie wytarła łzy.

Spośród wnuków Silje i Tengela został teraz w domu tylko Tarald, i to wyłącznie dlatego, że Bogu dzięki ostrzeżono go w porę.

Sunniva umarła. Cecylia była w Kopenhadze, Tarjei w Tybindze, a teraz Trond i Brand poszli na niepewny los.

Serce Liv krwawiło z żalu.

A wciąż jeszcze nie wiedziała o tym, w jakiej rozpaczliwej sytuacji znalazł się Tarjei, bez jedzenia, bez żadnej pomocy znikąd, gdzieś w ogarniętym wojną kraju. Ani o wielkim dramacie, jaki przeżywała jej córka, Cecylia. Nie miała też pojęcia, że jeden z wnuków Tengela był „dotknięty”, choć ów straszny moment, gdy wszystko wyjdzie na jaw, zbliżał się coraz bardziej.

Skończyła się oto pewna epoka, szczęśliwa i na ogół spokojna. Nowa, nieznana, stukała do bram.

Margit Sandemo

***