Выбрать главу

„Grzywa posyła po którąś z dziewcząt co drugi, lub co trzeci wieczór. Nie ma ulubionej, więc trzeba będzie wtajemniczyć wszystkie. Róża – ona tam stoi na czele, postara się podesłać mu jakąś bardzo… energiczną. Jak Stworzyciel się zmęczy i zaśnie, dziewczyna wyrzuci klucz przez okno. Tam będzie już czekał ktoś od nas. Będziemy mieli parę godzin na wszystko” – przekazywał mi Koniec. – „Na Nocnego Śpiewaka, na przeniesienie do umówionego miejsca wszystkich książek z wieży, na oczekiwanie statku i na podrzucenie klucza z powrotem.”

„Ile chcą dziewczyny? Oszczędności całego życia wystarczą?”

Koniec odkaszlnął w kułak, próbując ukryć uśmiech, rozciągający mu usta od ucha do ucha.

„Chcą… ciebie. Tym razem trzeźwego. Zapłata z góry.”

Przerażony, zerwałem się na równe nogi.

„Co takiego?!”

Dopiero teraz zrozumiałem głupie uśmieszki kolegów i ukradkowe odwracanie twarzy. No nie, miałem być zapłatą za usługę?

„Dlaczego nie ty, Stalowy, albo Winograd??!”

„Daj spokój, świetny układ. Tylko pozazdrościć” – tłumaczył Koniec, dusząc się ze śmiechu.

„Dlaczego ja?! Wężownik je podpuścił?”

„Dlaczego ty? Bo jesteś przystojny. Nie jesteś gruby jak ja, masz więcej lat niż Myszka i nie masz takiej wrednej gęby jak Winograd.”

„Nie zgadzam się! Nie zgadzam! Nie jestem rzeczą!” – w desperacji darłem się za włosy, niemal płacząc ze złości. Jak można było zrobić mi coś takiego? Chłopcom z wolna rzedły miny. Chyba zaczęli dostrzegać drugą stronę tej „zabawnej” sytuacji. Rzuciłem się na łóżko i przykryłem twarz podgłówkiem.

„Kamyk? To ja, Stalowy” – przekaz podszyty był uczuciem zażenowania. – „Wężownik naprawdę pytał dziewczęta, czy nie wolałyby kogoś innego. Ale one uparły się na ciebie. Nie wiem, dlaczego.” Wycofał się. Długo tak leżałem, otoczony ciszą i ciemnością. Przetrawiałem poczucie krzywdy i wstyd. Potem zacząłem myśleć, jak wygląda to ze strony moich przyjaciół. Przejąłem dowództwo naszej niewielkiej grupy. Szanowali mnie. To ja podejmowałem ostateczne decyzje. Wydawałem rozporządzenia. Ode mnie oczekiwano odpowiedzialności i odwagi. Tymczasem okazało się, że nie potrafię sprostać pierwszemu wyzwaniu. Najłatwiejszemu ze wszystkich. Jaki ze mnie przywódca? Jaki mężczyzna wreszcie?

Wyjrzałem na świat spod podgłówka, mrużąc oczy od ostrego światła. O dziwo, wszyscy jeszcze byli. Patrzyli na mnie z oczekiwaniem. Zmieszałem się nieco.

„Stalowy, masz coś od bólu głowy? Niech to wszystko zaraza. Robię to tylko dla Śpiewaka. Może doceni. Chyba mam jeszcze jakąś świeżą tunikę.”

Na twarze wokoło wypłynął jednakowy wyraz ulgi.

***

Przekradałem się do Ogródka niczym złodziej. Byle mnie tylko nikt nie dostrzegł. Co też by powiedział Płowy, gdyby zobaczył mnie w tej sytuacji? Południe jeszcze nie nadeszło, więc prawie wszystkie „kwiatki” miały wolne. Wsunąłem się do środka, trzymając się ściany niczym cień. Oczekiwała mnie Róża. Z tajemniczym a filuternym uśmieszkiem na pięknej twarzy. Wzięła mnie za rękę i poprowadziła w głąb, między barwne kotary z lśniącego jedwabiu, ozdoby z paciorków i posrebrzanych cekinów. Między miękkie poduszki. W zapach perfum, aurę rozbuchanej kobiecości. Do małego królestwa rozpusty. Była tam komnata sprawiająca wrażenie aksamitnej groty. Tyle tam było obić na ścianach, puchatych sof, poduszek na podłodze, frędzelków i koronkowych serwetek. Parę lamp dawało przyjemne, rozproszone światło. Oczekiwało mnie co najmniej trzydzieści dziewcząt! Gdyby nie dłoń Róży, trzymająca mój nadgarstek jak obręcz kajdan, chyba bym uciekł. „Kwiatki” były jeszcze w strojach niezawodowych, czyli odziane w lekkie tuniki, skromnie zakrywające biusty oraz kolana. Koszulki z cienkiego płótna i sukienki aż do kostek. Jeszcze nieco zaspane, jeszcze zaróżowione od snu. Z włosami rozpuszczonymi lub splecionymi w zwyczajne warkocze. Bez farby na powiekach i policzkach wyglądały młodziej, niewinnie i wzruszająco. Róża posadziła mnie na sofie, nieszczęśliwego pod ostrzałem tylu spojrzeń. Głowę miałem pełną myśli, które w tej chwili wydają mi się warte śmiechu do łez. Mianowicie: która pierwsza, czy odbędzie się to w jakimś dyskretniejszym miejscu, czy dadzą mi odetchnąć chociaż po pierwszej piątce i czy wytrzymam wszystkie trzydzieści. To była jedna z najgorszych chwil w moim życiu. Zapewne umarłbym ze wstydu, gdybym wtedy wiedział, co mówiły między sobą dziewczęta. Na szczęście opowiedziano mi o tym dopiero później.

– Różo, dlaczego on się tak boi? Coś ty mu zrobiła?

– Jest strasznie blady. Przynieście wody.

– Czy nikt go nie uprzedził, co ma tutaj robić? Jak to: nie? Różo, jesteś podła! Biedak, zaraz umrze ze strachu.

– Jest słodki. Uwielbiam tych jeszcze niewinnych.

– Nie taki on niewinny, dziewczyno.

– Która umie dobrze pisać? Oświećcie go, czego chcemy.

Dostałem kubek zimnej wody i kartkę ze słowami: Chcemy zobaczyć smoki. Doznałem niebotycznej ulgi, aż zakręciło mi się w głowie. Łyknąłem wody. Smoki. Tylko tyle? Matko Świata, dobry Losie i wszyscy inni, dzięki za to. „Kwiatki” pragnęły po prostu iluzji. Oderwania się od ciasnego światka, wyznaczonego przez ściany domu uciech. Ucieczki gdzieś, gdzie na chwilę zapomną, że są tylko zabawkami dla pożądliwych mężczyzn. Zanim jeszcze zacząłem pokaz, do komnaty wsunęli się nieśmiało czterej chłopcy, smukli i wielkoocy jak sarny. Udałem, że ich nie widzę.

Nie miałem najmniejszego zamiaru zbyć dziewcząt byle czym. I to nie tylko ze względu na Nocnego Śpiewaka. Zdobyłem się na wielkoduszność. To były miraże tkane równie starannie, jak te dla „połówek”. Dałem „kwiatkom” co tylko miałem najlepszego. Gorące plaże Jaszczura, ogromne muszle o różowych wnętrzach, które dziewczęta zbierały w ciepłej wodzie płycizn. Rozkoszne, puchate smoczątka, przymilne jak koty. Smukłe olbrzymy o szkarłatnych oczach, pozwalające wdrapywać się na swe grzbiety. Wydobywające z siebie głębokie ryki niczym głosy wielkich rogów. Pokazałem miasto, ale nie leżące w ruinie, lecz piękne jak przed wiekami. Pełne rzeźb i wspaniałych fresków. Barwne ptaki zlatywały z drzew, by siadać dziewczynom na rękach. Dziobały podawane im owoce, skubały lekko podsuwane palce. W końcu nadszedł wczesny zachód słońca na oceanie, tkający lśniący pas na powierzchni fal i ubierający niebo w złocistości i róże. Nieważne, że nie wszystko zgadzało się z rzeczywistością. Dziewczyny były szczęśliwe. Tworzyłem dla nich miraże przez bardzo długi czas. Dopóki mogłem. Ostatkiem sił dobrnąłem do ostatniej wizji, zakończyłem ją płynnie i powróciliśmy do Ogródka. „Kwiatki” były oczarowane, jeszcze przez chwilę oszołomione, nadal w marzeniach tam, na dalekim południu. Osłabiony, zapadałem w sen na stosie poduszek. Zasypiałem, czując na czole i skroniach niewinne pocałunki. Nie miałem siły otworzyć oczu.

Dużo później, gdy wspominaliśmy ze Srebrzanką tamto zdarzenie, przyznała się, że stała nade mną wraz z Różą.

– Przykro mi teraz, że tak z niego zakpiłam – powiedziała starsza dziewczyna. – Nie wiedziałam, że tyle potrafi.

– A ja wiedziałam – odpowiedziała Srebrzanką. -Śpiewak mi o nim opowiadał. To dobry chłopak.

– Jaki on ładny, kiedy tak śpi – rozczuliła się Róża.

– Czy ja wiem? – zastanowiła się Srebrzanką. – Brwi nie ma za grubych? I za wąskiej twarzy?

– Skądże. Nic mu nie brak – zapewniła Róża tonem znawczyni.

– A jednak brak. Brak mu włosów na całej twarzy i wszędzie indziej.