Выбрать главу

Spotkali się na ścieżce.

— Hej — powiedział Tom — wstałeś dziś z łóżka lewą nogą?

Ed spojrzał na niego w milczeniu. Z bliska nie wyglądał na pijanego. Być może był chory, ale nie pijany.

— Kim jesteś, do diabła? — zapytał w końcu.

— Nazywam się Tom. Przywieźli nas tu wczoraj obu helikopterem. Nie pamiętasz?

— Nie wiem — odparł Ed. — W tej chwili nie wiem nic. Wracam prosto z kasowania. Wiesz, co to jest, prawda, stary?

— Kasowanie?

— Jesteś tu nowy?

— Przyleciałem wczoraj z tobą helikopterem.

— To będziesz musiał się sporo nauczyć — Ed przeniósł ciężar ciała na zdrową nogę i wsparł się na białej plastikowej kuli. — Przy kasowaniu podłączają ci do głowy elektrody i świecą w oczy migającym światłem, i wpuszczają jakiś płyn do mózgu. To wymazuje pamięć krótkoterminową. Zapominasz większość tego, co działo się w przeddzień. Zapominasz nawet, co ci się śniło w nocy. To właśnie tutaj robią.

Tom zmrużył oczy.

— Dlaczego? To chyba jest wbrew prawu robić coś takiego z mózgiem.

— Robią to, żeby cię wyleczyć, gdy uważają, że pomieszało ci się w głowie. Tak cię właśnie leczą; jeszcze bardziej w niej mieszając. Zaczekaj tylko, ciebie też wezmą na kasowanie, chłopie, Tom czy jak się tam nazywasz. Gdy tylko zmierzą twoje fale mózgowe, wezmą się za ciebie.

— Za mnie? Nie — powiedział Tom lekko zaniepokojony. Ten człowiek źle na niego wpływał. Ten Ed, coś było z nim nie w porządku. Tom zaraz to zauważył, gdy Ed wyszedł wtedy z lasu przy drodze. Miał zranioną duszę, zamkniętą w sobie, pełną bólu i nienawiści. Przypominał Stidge’a: zły, zgorzkniały człowiek, któremu wydaje się, że wszyscy chcą go skrzywdzić. Tom uśmiechnął się i powiedział:

— Nie, mnie nie wezmą na kasowanie.

— Zobaczymy.

— Nie mnie — powtórzył Tom i zaśmiał się. — Tom biedny, nikt nie chce skrzywdzić Toma. Tom nikogo nie krzywdzi.

— Ty naprawdę jesteś wariatem, co?

— Biedny Tom. Tak, Tom jest wariatem. Biedny Tom, szalony Tom.

— Boże, gdzie oni cię znaleźli? — Ed nachmurzył się jeszcze bardziej. — Mówisz, że przyleciałeś tu ze mną wieczorem helikopterem? Skąd? Co ja w ogóle robiłem poza centrum?

— Próbowałeś uciec — odparł Tom — ty i kobieta imieniem Allie. Złapali was.

— Ach tak — pokiwał głową Ed.

— Przywieźli was z powrotem helikopterem. Wczoraj wieczorem, nie pamiętasz?

— Kompletnie nic — powiedział Ed. — To właśnie tu z tobą robią: zabierają ci pamięć.

— Nie — rzekł Tom — nie wierzę. To miejsce jest dobrym miejscem. Nie skrzywdziliby tu nikogo.

— Zaczekaj, stary, sam zobaczysz.

Tom wzruszył ramionami. Nie było sensu kłócić się z nim. Miał chorą głowę, wszystko się w nim kotłowało. Wystarczyło na niego spojrzeć. Tomowi żal było takich ludzi. Po Przejściu — pomyślał — wszyscy pozbędą się swoich cierpień. W objęciach gwiezdnych ludów każdy będzie wreszcie ukojony.

— Nie wiesz, gdzie mógłbym zjeść śniadanie? — spytał Tom.

— O tam, w tym szarym budynku na wzgórzu. Wejście jest z prawej strony.

— Dziękuję. Nie idziesz w tę stronę?

Ed skrzywił się.

— Wczoraj tak mnie napchali różnymi świństwami, że robi mi się niedobrze na myśl o jedzeniu.

— To do zobaczenia — powiedział Tom i ruszył żwawo w kierunku wzgórza. Powietrze poranka było świeże i ożywcze, ale wyglądało na to, że za jakiś czas zrobi się upał. Gdy był już w połowie drogi do kompleksu budynków, z jednego z nich wyszła Elszabet i pomachała ręką.

— Tom?

— Dzień dobry pani.

Podeszła do niego. Urocza kobieta — pomyślał. — Nie tak szokująco piękna jak, powiedzmy, Allie, ale Allie jest sztuczna, więc mogli ją zrobić tak piękną, jak chcieli. Elszabet jest po prostu ładna. Wysoka i smukła, długonoga, o cudownych, ciepłych, szarych oczach. Poza tym jest osobą dobrą, miłą i łagodną. Na pierwszy rzut oka widać, jaka jest życzliwa, czuła i pełna życia.

Nie znał wielu takich ludzi, z których dobroć i życzliwość wręcz emanowała. Przy tym wszystkim jednak było w niej jakieś napięcie, jak zaciśnięta pięść. Tom miał ochotę sięgnąć do jej wnętrza i rozluźnić tę pięść. Byłaby wtedy jeszcze piękniejsza.

— Idziesz na śniadanie? — spytała.

Tom skinął głową.

— To tam, prawda?

— Tak. Pójdę z tobą. Dobrze spałeś?

— Najlepiej od wielu miesięcy. Od lat. To był naprawdę mocny sen.

— Założę się, że tak mocny, że nawet nic ci się nie śniło.

— O nie, miałem sen. Zawsze mam sny.

Znów uśmiechnęła się tak ujmująco.

— Z pewnością masz bardzo ciekawe sny, prawda?

Tom szedł obok niej w milczeniu. Przypomniał sobie, że poprzedniego wieczoru też mówiła coś o snach. Gdy po kolacji zabrała go do swojego domku, wspomniała, że idzie zaraz spać, bo jest zmęczona, gdyż poprzedniej nocy miała dziwny sen, który wytrącił ją z równowagi. Pomyślał wtedy, że ona liczy chyba na to, że Tom spyta ją o ten sen, ale on nie miał na to ochoty. Teraz znów mówiła o snach. Za każdym razem, gdy poruszała ten temat, była spięta, nozdrza drgały jej z lekka, policzki się różowiły. Dlaczego oni tak się tutaj interesują snami? Przypomniał sobie, że mężczyzna o imieniu Ed, gdy mówił mu o kasowaniu, powiedział: „Zapominasz nawet, co ci się śniło w nocy”. Tom poczuł się trochę nieswojo.

Po chwili Elszabet znów odezwała się do niego:

— Czy mógłbyś przyjść do mnie do biura, gdy będziesz miał chwilę czasu, Tom? Chciałabym z tobą porozmawiać. To tam, w tym budynku na dole. Gdy wejdziesz do środka, zapytaj kogokolwiek, a powiedzą ci, gdzie można mnie znaleźć. Chciałabym dowiedzieć się więcej, co działo się wczoraj z Edem i Allelują tam za lasem. Dobrze? Chciałabym też z tobą porozmawiać o kilku innych sprawach.

— Jasne — powiedział — jasne. Wpadnę na pewno.

Dlaczego nie? Ci ludzie żywią mnie i dają mi schronienie. Oczywiście, że musi czegoś się o mnie dowiedzieć.

Zatrzymali się przed dużym szarym budynkiem. Stała blisko niego patrząc mu prosto w oczy. Była prawie jego wzrostu i stała naprawdę blisko. W pewnej chwili pomyślał, że obejmie go i przytuli mocno, ale ona tylko na moment oparła dłoń na jego przedramieniu i lekko ścisnęła. Zobaczył, że jej nozdrza znów lekko drżą, a na policzkach pojawiają się dwie czerwone plamki. Tak jakby trochę się go bała. Jakby wiedziała, że może sięgnąć do jej wnętrza i otworzyć tę zaciśniętą pięść w jej duszy. Bała się tego i bała się jego.

No cóż — pomyślał — jesteśmy w podobnym położeniu. Bo ja też się trochę pani boję, pani Elszabet.

Puściła jego rękę i odeszła pomachawszy jeszcze na pożegnanie. On też jej pomachał i wszedł na stołówkę. Było tam tylko kilka osób siedzących na ogół z dala od siebie. Tom usiadł bokiem przy wolnym stoliku. Umieszczona na stole maszyna rozświetliła się pytając, czego sobie życzy. Kawę i bułki, zadecydował. Maszyna powiedziała mu, które guziki nacisnąć. Nauczył się tego wczoraj przy kolacji. Myślał, że również maszyna przyjdzie i przyniesie mu kolację, ale posiłek przywiózł na stoliku na kółkach jakiś chłopiec, a dziś obsłużyła go dziewczyna. Bułeczki były tak dobre, że zamówił drugą porcję i jeszcze grapefruita. Wyglądało na to, że można za darmo zamawiać, co się chce i ile się chce. Biedny Charley — pomyślał — dlaczego tak się wystraszył i uciekł? Gdyby tego nie zrobił, też mógłby dzisiaj jeść darmowe bułeczki, kawę i grapefruita. Tom zastanawiał się, co się z nimi stało; z Charleyem, Buffalo, Stidge’em i innymi. Pewnie są już w Ukiah albo w drodze do Oregonu, błąkając się w swej wędrówce bez końca. Miał nadzieję, że gdziekolwiek się znajdą, nie wplatają się znów w kłopoty i nie dadzą się zabić, gdy Czas Przejścia jest już tak blisko. Wszystkie ich problemy skończyłyby się, gdyby udało się im dostać do gwiazd. Muszą tylko tego dożyć.