Przez jakiś czas szala zwycięstwa nie przechylała się na niczyją stronę. Kampowie przeważnie strzelali z łuków, tylko kilku z nich posiadało stare skałkówki. Tomek i Nowicki w mgnieniu oka podzielili między siebie teren obstrzału. Tomek, przyczajony pod skałą w pobliżu kobiet i Zbyszka, szachował wrogów ukrytych po prawej stronie kotlitiy) natomiast Nowicki ostrzeliwał lewą. Obydwaj drżeli z obawy o Haboku. Dlaczego nie zawrócił na odgłos walki? Czyżby pierwszy zginą}? Prawie natychmiastowa śmierć Cubea trafionego w szyję budziła podejrzenie, że Kampowie używali zatrutych strzał.
Tomek spostrzegł Kampę przekradającego się wśród głazów. Natychmiast uniósł sztucer do ramienia. Wychylił się, nacisnął spust. Iglica uderzyła w próżnię, w lufie już nie było naboju. Wtedy właśnie Indianin strzelił do niego ze swej skałkówki. Tomek osunął się na kolana, pociemniało mu w oczach, krew zalała twarz. Sally pobladła widząc padającego męża, lecz jak przystało córce australijskiego pionieia, spokojnie nacisnęła spust rewolweru. Kampa wypuścił z rąk jeszcze dymiącą skałkówkę, po czym sam zwalił się na nią. Tomek tymczasem już oprzytomniał; kula tylko otarła się o jego skroń. Ze sztucerem w dłoni dźwignął się z ziemi. Była to prawdziwie tragiczna chwila. Jeden z Cubeów, widząc padającego kierownika wyprawy, rzucił mu się na ratunek. Zaledwie wyskoczył zza tarczy, otrzymał postrzał w pierś. Wkrótce skonał.
Natasza również chciała podbiec do Tomka, jednak z okrzykiem bólu cofnęła się do kryjówki. Pierzasta strzała zraniła ją w prawe ramię.
Kampowie pewni zwycięstwa skoczyli z piekielnym wrzaskiem do ataku wręcz. Tomek zahartowany w trudach, siłą woli opanował własną słabość. Rewolwery błysnęły w jego dłoniach. Nowicki uczynił to samo. Seria celnych strzałów ostudziła zapał Kampów. Trzech wprawdzie dopadło Nowickiego, ale rozszalały marynarz z Powiśla, rozgromił ich w przeciągu kilku sekund.
Tomek wystrzelał naboje z rewolwerów, po czym widząc chwilowe załamanie się ataku, porwał sztucer i pobiegł do kobiet. Sally próbowała tamować krew płynącą z ramienia Nataszy, podczas gdy Zbyszek strzelał z karabinu.
– Strzała czy kula?! – zawołał Tomek do żony.
– Strzała, rana niegroźna – odpowiedziała.
– Nie bandażuj! – rozkazał Tomek. Wyrwał Zbyszkowi karabin. Trzema celnymi strzałami zmusił resztę Kampów do ukrycia się za skałami.
Dzielna Sally nie traciła czasu, zaczęła nabijać broń męża. Tomek oddał karabin bratu, mówiącŕ- Mierz spokojnie, nie zrywaj spustu. Częściej trafisz… Przyklęknął przy Nataszy. Strzała z łuku rozorała skórę na ramieniu i trochę naruszyła mięsień.
– Będzie bolało, trzeba wycisnąć ranę – rzekł Tomek.
Młoda kobieta pobladła, gdy ujął ją za ramię. Potem grymas bólu pojawił się na jej twarzy; zemdlała. Tomek silnie naciskał mięsień koło rany, która znów zaczęła obficie krwawić. Potem ustami wysysał krew, a w końcu wydezynfekował jodyną.
– Tommy, Kampowie uciekają! – naraz zawołała Sally. – Nasi ich gonią. Haboku zaszedł Kampów z tyłu.
Zbyszek z karabinem w dłoni pobiegł za Nowickim i Cubeami. Dingo również pobiegł za nimi.
W bitewnym rozgardiaszu nikt nie zwracał uwagi na Marę, ta jednak wystrzelawszy wszystkie strzały z kołczanu, przekradła się do pobliskiego lasu. Teraz właśnie przybiegła z zebranymi ziołami.
– Przyłóż do rany, liście dobre na truciznę… – odezwała się do Tomka.
– Kto cię nauczył rozpoznawać zioła?
– Mój ojciec jest wielkim czarownikiem, często zbierałam dla niego. Nie bój się, przyłóż…
Tomek obłożył ramię liśćmi, zabandażował, po czym podsunął zemdlonej flakonik z amoniakiem. Po chwili oprzytomniała. Oczami pełnymi łez spojrzała na Tomka, uśmiechnęła się i szepnęłaŕ- Mazgaj ze mnie… Jesteś pokrwawiony, zaraz zajmę się tobą.
– Nic mi nie będzie, to drobiazg. Poleź spokojnie, twoje ramię jeszcze krwawi. Musiałem rozjątrzyć ranę, bo im więcej krwi z niej wypłynie, tym lepiej. Strzała mogła być zatruta.
– Wiem, Tomku, wiem.
– Mara nazbierała ziół, obłożyłem nimi ranę.
– Kto z naszych zginął? Widziałam dwóch…
– Nikt więcej. Haboku zaszedł z tyłu napastników i przechylił zwycięstwo na naszą stronę. Wkrótce nasi powrócą z pościgu.
Mara przyniosła wody ze strumienia. Razem z Sally zmyły krew z głowy Tomka, a następnie nałożyły opatrunek. Kula rozorała mu skórę na skroni, ale kość nie była naruszona.
– Dopiero po dwóch godzinach w głębi parowu ukazali się powracający z pościgu. Szli wolno… Sally od razu wypatrzyła, że niosą kogoś na noszach.
– Tommy, jeszcze jedna ofiara… – cicho powiedziała do męża, aby nie budzić Nataszy.
Tomek wyjął lunetę. Przez chwilę przypatrywał się nadchodzącym. Z ciężkim westchnieniem włożył lunetę do pochwy.
– To Cubeo, wydaje mi się, że nie żyje – odparł posępnie. – Ciężkie ponieśliśmy straty. Trzeba przeładować bagaże, część rzeczy musimy pozostawić.
W milczeniu oczekiwali nadejścia towarzyszy. Pierwszy nadbiegł zziajany Dingo. Wkrótce też nadeszli mężczyźni. Nowicki pokrwawiony i posiniaczony przysiadł na głazie. Cubeowie położyli na ziemi nosze z gałęzi, po czym zaczęli zbierać kamienie, aby przykryć nimi grób poległych.
– Co z Natasza? – zapytał Nowicki. – Kampowie używali zatrutych strzał.
– To powierzchowne draśnięcie – wyjaśnił Tomek. – Wycisnąłem i wyssałem ranę, a potem obłożyłem ziołami nazbieranymi przez Marę. Podobno zna się na tym.
– Mara również sporządziła wywar z ziół. Natka wypiła go i zasnęła – dodała Sally.
– To dobrze, Indianie mają swoje sposoby na trucizny – odparł Nowicki. – Teraz przesortujcie bagaże, zabierzemy tylko niezbędne rzeczy. Gdy pochowamy zabitych, natychmiast ruszamy w drogę. Haboku radzi dotrzeć do gór jeszcze przed nocą.
– W górach łatwiej się ukryć – powiedział Tomek.
– A jakże, możemy spodziewać się pościgu. Kilku z nich umknęło nam. Mimo że dobrze im dopiekliśmy, ponownie urządzili zasadzkę. Wtedy właśnie straciliśmy jeszcze jednego Cubea.
Tomek z żoną i Marą zabrali się do przeładunku bagaży, inni tymczasem zajęli się pogrzebem. Owinęli w koce ciała poległych, a następnie ułożyli je w płytkim dole razem z bronią i osobistymi rzeczami. Haboku, jak nakazywały zwyczaje plemienne, wygłosił krótkie przemówienie pożegnalneŕ- Dzielni wojownicy Cubeo polegli w walce z parszywymi Kampami. Zanim umarli, sami zabili wielu wrogów. Zginęli w obronie przyjaciół, dlatego po śmierci zamieszkają w wielkim, wspólnym domu szczęśliwości, w którym żyć będą razem z naszymi wielkimi przodkami, a nie w psiej budzie, jak podstępni Kampowie.
– Nigdy nie zapomnimy dzielnych wojowników Cubeo, którzy nie opuścili nas w ciężkiej potrzebie – dodał Tomek.
Potem nie tracąc czasu ruszyli w drogę. Szli bardzo wolno, gdyż oprócz bagaży nieśli nosze z Nataszą pogrążoną w głębokim śnie. Przed zachodem słońca wkroczyli w chłodny cień gór. Znużeni ostrożnie pięli się po kamienistym stoku. Tutaj ewentualny pościg już nie mógł odszukać ich śladów. Na noc zatrzymali się w rozpadlinie pod dużym, skalnym nawisem. W pobliżu szumiał mały wodospad.
Wszyscy byli bardzo wyczerpani. Postanowili odpocząć dzień lub dwa. Schronienie pod nawisem skalnym obudowali kamieniami, a szczeliny zasypali żwirem. Dopiero zabezpieczywszy się w ten sposób przed chłodnym wiatrem zasiedli do posiłku.